Godzina prawdy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trzeba przerwać proces narastania ujemnych sald, a także zaprzestać życia na kredyt oraz ze sprzedawanego majątku
 




Bardzo bym się cieszył, gdybym mógł przyznać rację ministrowi Jarosławowi Baucowi w polemice z Michałem Zielińskim ("Stan przedzawałowy", nr 44). Niestety, nie mogę. Istota sporu nie tkwi tym razem w szczegółach, lecz sprowadza się do pytania fundamentalnego: jak długo jeszcze stać nas będzie na utrzymywanie obecnych proporcji w gospodarce? Jak długo będziemy unikać mówienia prawdy o jej stanie oraz o tym, co trzeba zrobić, by kryzys nie okazał się nadmiernie bolesny? Jak długo jeszcze zamierzamy się pocieszać wskaźnikami wzrostu PKB, niemal jak za czasów Gierka?
Przypomnijmy więc niesporne fakty. Po pierwsze, roczny deficyt bilansu obrotów bieżących (bilansu płatniczego) wynosi około 45 mld zł i lekkomyślnością byłoby liczenie na jego poważne zmniejszenie w krótkim czasie. Mimo pewnej poprawy, nie widać w gospodarce ani cudu wydajnościowego, ani eksportowego. Po drugie, deficyt budżetowy ma sięgnąć w 2001 r. 22 mld zł, czyli - licząc tradycyjnie - ponad 3 proc. PKB, nie wspominając o tak zwanych potrzebach kredytowych sektora rządowego. Jak wielkie są te potrzeby, świadczy planowana na rok 2001 emisja państwowych papierów dłużnych (obligacje, bony) o łącznej wartości 64,3 mld zł, a więc prawie trzykrotnie przekraczającej planowany deficyt. Przy tym wszystkim przewiduje się wzrost długu publicznego z 310 mld zł do 330 mld zł, czyli tylko o wielkość deficytu budżetowego. No comment. Jest poza tym oczywiste, że przy rosnących stopach procentowych (WIBOR wzrósł już do 19 proc.!) zwiększać się będą koszty obsługi tego długu, uniemożliwiając realny wzrost wydatków budżetowych. Przypomnijmy, że państwo nie ma u nas do dyspozycji 100 proc. budżetu, lecz tylko 86 proc. Różnicę pochłania obsługa długu. To znaczy, że z naszego skromnego budżetu od razu odchodzi dwadzieścia kilka miliardów złotych na spłatę odsetek i rat, mających zresztą tendencję do ciągłego wzrostu w związku z terminami płatności zadłużenia zagranicznego i drożejącym długiem krajowym (złotówkowym). Zadłużenie sektora budżetowego w bankach też jest nieliche i wynosi niemal 60 mld zł. W tej sytuacji pocieszanie się stosunkowo małym - na przykład w porównaniu z Belgią - długiem publicznym (około 42 proc. PKB) byłoby - delikatnie mówiąc - nie na miejscu. Chociażby ze względu na drobiazg w postaci kilkunastu miliardów dolarów nadwyżki belgijskiego eksportu nad importem. Nie można wreszcie pominąć szybko narastającego zadłużenia polskich przedsiębiorstw za granicą w obliczu wysokich stóp procentowych związanych z wysoką nadal inflacją.
Niebezpieczeństwo kryzysu finansowego jest więc realne. Nie można zakładać, że uda się naszych długów nie spłacić, że zostaną nam podarowane. W jakimś momencie, raczej wcześniej niż później, trzeba będzie przerwać proces narastania ujemnych sald i zaprzestać życia na kredyt oraz ze sprzedawanego majątku. Czas najwyższy powiedzieć sobie, że stopa życiowa i poziom spożycia w naszym kraju nie mają uzasadnienia w wydajności gospodarki. Przypomnijmy, że Czechy, które już się ocknęły po kryzysie finansowym, mają przy znacznie większym PKB na mieszkańca podobny do polskiego poziom płac i znacznie niższe koszty produkcji. Zapewnia im to wyższą stopę inwestycji przy niższej inflacji.
Tymczasem nasz establishment polityczny buja w obłokach, ciesząc się z dobrej cenzurki przywiezionej z Brukseli. Na dobrą sprawę nie słychać o żadnych środkach zaradczych w obliczu narastających zagrożeń. Mało tego, przystajemy na pogarszanie się struktury wydatków budżetowych, o czym świadczy wzrost tak zwanych wydatków sztywnych w roku 2001 do 63,2 proc. budżetu.
Wypada w końcu zadać sobie pytanie: ile nas będzie kosztować sprowadzenie z obłoków za ziemię? Okaże się ono tym bardziej bolesne, im dłużej będziemy chować głowę w piasek i mówić, że wszystko jest cacy.
Więcej możesz przeczytać w 49/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.