Pomysł na podstęp

Pomysł na podstęp

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy niesamowita zdolność wirusa HIV do przemian doprowadzi go do samounicestwienia?
Polowanie na wywołującego AIDS wirusa HIV przypomina zabawę w berka. Naukowcy wszelkimi sposobami próbują osaczyć wroga, lecz ten nieustannie im się wymyka. Mutuje tak szybko, że leki i szczepionki zazwyczaj okazują się spóźnione. Dr Lawrence Loeb, biolog molekularny z University of Washington w Seattle, wpadł na pomysł pokonania przeciwnika jego bronią. Ma nadzieję, że wkrótce niesamowita zdolność wirusa do przemian doprowadzi go do samounicestwienia. Jego najmocniejsza strona ma się stać przyczyną jego upadku.

Lawrence Loeb uważa, że trzeba przestać walczyć z nieprzewidywalną naturą wirusa HIV i zamiast tego ją wzmocnić. Należy sprawić, aby mutował jeszcze szybciej i z czasem stał się niezdolny do rozmnażania. W swoich badaniach dr Loeb opiera się na pracy niemieckiego biofizyka Manfreda Eigena z Instytutu Maxa Plancka w Getyndze. Eigen udowodnił matematycznie, że każdemu zdolnemu do replikacji systemowi (na przykład populacji wirusa) grozi wpadnięcie w pułapkę, którą nazwał katastrofalną granicą błędu. Po jej przekroczeniu powstają pokolenia coraz gorszej jakości.
"New Scientist" tłumaczy to zjawisko, porównując genomy wirusów HIV żyjących w danym organizmie do kolekcji manuskryptów powstałej dzięki mrówczej pracy mnichów. Ponieważ są oni tylko ludźmi, od czasu do czasu się mylą. Jeśli usterek jest niewiele, następne pokolenia otrzymają wystarczającą liczbę bezbłędnych kopii, by mogły korzystać z zawartych w nich informacji. Jeżeli jednak mnisi nie będą dokładni, ich następcom coraz trudniej będzie znaleźć wierną kopię do przepisania. W pewnym momencie wszystkie rękopisy będą niepoprawne, a informacje z manuskryptu przepadną.
Dopóki liczba mutacji jest w normie, dopóty populacja może się przystosować do zmieniających się warunków. "Zauważyliśmy, że w naturze tempo mutacji wirusa nie pozwala na przekroczenie granicy błędu" - mówi Eigen. Naukowcy próbują go jednak pchnąć poza tę granicę, wykorzystując fakt, że cały czas balansuje na jej skraju. Normalnie podczas każdej replikacji pojawia się od dwóch do dziesięciu mutacji. W próbkach krwi osób zainfekowanych HIV 90-95 proc. wirusów jest zbyt uszkodzonych, aby mogły się rozmnażać. Choroba jednak się rozwija, ponieważ wystarcza do tego 5-10 proc. zdrowych wirusów. "Populacja wirusów zachowuje się jak stado. Może przetrwać, jeśli choć kilka osobników zachowa zdolność reprodukcji" - wyjaśnia na łamach "New Scientist" James Mullins, wirusolog z University of Washington.
Jak zwiększyć liczbę mutacji? Zespół dr. Loeba postanowił zaburzyć proces podziału, wprowadzając do komórek związek chemiczny przypominający jedną z zasad tworzących DNA. Początkowo sprawuje się on bez zarzutu, z czasem zaś zaczyna się łączyć z niewłaściwym partnerem (zasady budujące DNA tworzą stałe pary). Za każdym razem, gdy dochodzi do pomyłki, pojawia się nowa mutacja. Stosowane obecnie leki jedynie spowalniają replikację; nie prowadzą do błędów w łączeniu się zasad w pary, co pchnęłoby wirusa ku samozniszczeniu.
Naukowcy pracują nad czternastoma sztucznie wprowadzanymi zasadami. Jeśli próby się powiodą, jeszcze w tym roku, a najpóźniej na początku 2001 r. rozpoczną badania na małpach, by stwierdzić, który ze związków najszybciej i najniższym kosztem doprowadzi do powstania zmutowanych wirusów niezdolnych do replikacji. Cena kuracji ma znaczenie, ponieważ obecnie leki na AIDS dostępne są prawie wyłącznie w krajach bogatych. Terapia standardowa kosztuje tysiące dolarów rocznie. Nie stać na nią mieszkańców Afryki czy niektórych państw azjatyckich, takich jak Indie czy Tajlandia.
Problemem jest również to, że skomplikowane i długotrwałe leczenie wymaga od pacjentów samodyscypliny i podporządkowania się zaleceniom lekarzy. Nie przestrzega ich średnio co drugi chory. Trudno się dziwić, skoro niektórzy muszą zażywać dziennie ponad 20 leków, powodujących na dodatek przykre efekty uboczne. Wkrótce pacjenci będą przyjmować dwie tabletki dziennie. Trwają prace nad tak zwaną terapią przerywaną. Naukowcy badają, jak długie mogą być przerwy między dawkami leków i na jakim etapie rozwoju choroby można się na ten sposób leczenia zdecydować.
Dostępne dziś farmaceutyki przez kilkanaście lat powstrzymują pojawienie się objawów choroby u osób zakażonych. Warunkiem w miarę normalnego życia jest szybkie rozpoczęcie terapii. Polacy rzadko poddają się badaniom na obecność wirusa HIV. Decydują się na to niemal wyłącznie osoby przygotowujące się do operacji. Z 9,5 mln testów wykonanych przez Polaków w latach 1990-1997 8,3 mln przeprowadzono przed przyjęciem do szpitala.
- Nic dziwnego, że coraz częściej trafiają do naszych szpitali osoby ze wszystkimi objawami AIDS. Lekarze nie zawsze umieją rozmawiać z chorymi, szczególnie jeśli ci żyją w normalnych związkach i nie wierzą, by mogli się zarazić. Nie wykonują testów, nie rozpoczynają leczenia. Kiedy trafiają pod opiekę specjalisty, nie ma już dla nich nadziei - opowiada dr Małgorzata Czerniawska-Ankiersztejn, dyrektor Krajowego Centrum do spraw AIDS.

Więcej możesz przeczytać w 49/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.