Zdrowy stół

Dodano:   /  Zmieniono: 
Specjalnie na zamówienie "Wprost" – badanie jakości polskich produktów mięsnych i ryb

Polska żywność jest zdrowsza od importowanej - przekonują od lat politycy PSL. Wierzy im prawie 60 proc. Polaków (wedle badań Pentora). Kontrole Państwowej Inspekcji Handlowej i sanepidu nie potwierdzały dobrej opinii o polskich produktach - i tych pochodzących z supermarketów, i tych z małych sklepów oraz bazarów. Przed Bożym Narodzeniem postanowiliśmy sprawdzić, co producenci i sprzedawcy oferują nam na świąteczny stół. Czy liczą się z konsumentami?

Siła strachu
Rezultaty badań mile nas zaskoczyły. Okazuje się, że informacje o rozszerzaniu się choroby szalonych krów przestraszyły także producentów i handlowców, którzy zaczęli szczegółowo kontrolować jakość oferowanych wyrobów. W efekcie wyraźnie poprawiła się jakość mięs i ryb oferowanych w hipermarketach. Tam zaopatruje się większość mieszkańców dużych miast. Z czystym sumieniem polecamy zakupy szynki i karpi w sieciach Auchan, Carrefour, Géant, Tesco, Hit, a także na przykład w warszawskim Sezamie. Nie dotyczy to, niestety, małych sklepów, w których kontrole PIH i sanepidu wykryły najwięcej wadliwych produktów.
Produkty, które kupiliśmy w hipermarketach, spełniały polskie i europejskie normy higieniczno-toksykologiczne. W rybach było nawet dziesięciokrotnie mniej toksyn w stosunku do rygorystycznych norm przyjętych w Niemczech, Francji czy Szwecji. W produktach mięsnych znaleziono zaś od pięciu do dwudziestu razy mniej szkodliwych substancji, niż dopuszczają polskie normy (zbliżone do europejskich).
Najmniej metali ciężkich (ołowiu, kadmu i rtęci) zawierały udka indycze kupione w warszawskim hipermarkecie Auchan. Wykryto w nich śladowe ilości ołowiu i kadmu, rtęci nie znaleziono w ogóle. Najwięcej tych pierwiastków - choć również znacznie poniżej normy - zawierał indyk ze sklepu Carrefour. Najmniej pestycydów znaleziono w schabie z Géant. W wypadku ryb najmniej metali ciężkich było w karpiach i śledziach kupionych w gdańskim Géant. Najmniej pozostałości pestycydów wykryto w karpiach nabytych w trójmiejskim markecie Auchan, najwięcej - w kupionych w Hicie.
Badano też zawartość w mięsie kongenerów polichlorowanych bifenyli (PCB). Te związki osłabiają układ odpornościowy organizmu, sprzyjają powstawaniu guzów i zaburzają przyswajanie wapnia. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska uznaje je za rakotwórcze. Najmniej PCB było w udkach indyczych z Carrefoura, najwięcej - w polędwicy wołowej kupionej w Auchan.
Azotyny sodu utrudniają transport tlenu we krwi człowieka. Wchłonięcie grama azotynu powoduje silne zatrucie organizmu, a cztery gramy są dawką śmiertelną. Badania chemiczne szynki wykazały, że najmniej tej substancji zawierały wędliny pochodzące z sieci Auchan, a najwięcej - z Tesco (i tak było to o połowę mniej, niż dopuszcza norma).
Wyniki naszego testu pokazują, że wiele zmieniło się ostatnio na lepsze. Kontrola PIH w pierwszym kwartale tego roku (w ponad pięciuset placówkach) wykazała, że w kilkunastu procentach wyrobów mięsnych przekroczone zostały normy dotyczące zawartości fosforanów, azotanów i azotynów. Nasz test ma dodatkową zaletę: rzadko bada się produkty spożywcze na zawartość metali ciężkich i PCB, bo PIH i sanepid nie mają na to pieniędzy.

Małe jest brudne
Znacznie gorzej niż w supermarketach wygląda sytuacja w małych sklepach i na bazarach. Kontrolerzy Państwowej Inspekcji Handlowej stwierdzili, że 25 proc. wyrobów mięsnych oferowanych na targowiskach nie nadaje się do spożycia, a kilka procent w ogóle nie było badane przez weterynarzy. Nie przebadane mięso jest najczęściej źródłem zarażenia pasożytami. Aż w 80 proc. stoisk na bazarach, gdzie sprzedaje się mięso, nie ma bieżącej wody. Produkty są często kilkakrotnie zamrażane i odmrażane. W co trzeciej budce w ogóle nie ma chłodziarek.
Wyniki kontroli świadczą o tym, że polski konsument nadal jest faszerowany trucizną. 30 procent wędlin ma złą jakość. W czterech z pięciu wędzonek, kiełbas i podrobów jest za dużo fosfo-ranów lub azotanów. Niedopuszczalne parametry chemiczne miały wszystkie przebadane konserwy podrobowe, 98 proc. mięsnych produktów blokowych i 96 proc. konserw blokowych. Kontrolerzy PIH wykryli wady w co trzeciej partii marynowanych przetworów rybnych, złej jakości było też 20 proc. konserw rybnych. Do jedzenia nie nadawał się też co czwarty produkt nabiałowy. Najgorsze były sery dojrzewające i mleczne napoje fermentowane - co trzecia partia nie powinna nigdy trafić do sklepów. Bogumił Ciaś, dyrektor Biura Kontroli Państwowej Inspekcji Handlowej, zauważył, że ostatnio obniżyła się także jakość przypraw i ryżu.
Według danych Ministerstwa Zdrowia, aż 40 proc. małych i średnich sklepów spożywczych należałoby zamknąć. - Ekspedientki podają tam chleb, ważą wędliny i przyjmują pieniądze, nie myjąc rąk. W supermarketach warunki higieniczne są lepsze, kontrole częstsze i bardziej szczegółowe. Dlatego jest tam bezpieczniej - mówi dr Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska, kierownik Zakładu Upowszechniania Wiedzy o Żywności i Żywieniu w Instytucie Żywności i Żywienia. Duże sieci mogą poza tym stawiać dostawcom wyższe wymagania - kontrakty opiewają na duże kwoty, więc odrzucenie oferty oznacza spore straty. Małe sklepy zaopatrują się w niewielkich hurtowniach, z których ponad połowa nie spełnia wymogów sanitarnych.
Wiele niezdrowych produktów trafia do sklepów dlatego, że badania zawartości szkodliwych substancji przeprowadza się rzadko. Są drogie. W Polsce nie ma na przykład norm określających zawartość w produktach spożywczych bardzo groźnych dla zdrowia dioksyn. Związki te mogą się znajdować w mleku, mięsie i warzywach. Powstają w procesie spalania substancji organicznych, w pobliżu elektrowni i elektrociepłowni. Są tysiąc razy bardziej trujące niż cyjanek potasu. Wywołują choroby nowotworowe i uszkadzają system odpornościowy. Ich oddziaływanie na organizm ujawnia się czasem dopiero po latach. Zjedzenie jednego kurczaka zawierającego te związki nie zagraża zdrowiu. Groźne jest natomiast długotrwałe spożywanie skażonych produktów.

Choroba brudnych rąk
Wciąż zdarzają się zatrucia salmonellą, które są jedną z chorób brudnych rąk. W lipcu tego roku do masowego zatrucia doszło w Gorzowie i Poznaniu. Przypuszczano, że jego źródłem są krokiety mięsne kupione w Hicie. Pracownicy sanepidu dopiero po trzech dniach skontrolowali wskazane przez klientów sklepy. Do tego czasu produkt wycofano ze sprzedaży. Klaus Burger, dyrektor sieci Hit w Polsce, twierdził, że wewnętrzne badania laboratoryjne nie wykazały skażenia bakteriologicznego krokietów.
W okolicach Koluszek i Brzezin 121 osób zatruło się po zjedzeniu kiełbasy tatarskiej, w której wykryto bakterie salmonelli. Kiełbasę wyprodukowano w Zakładzie Rzemieślniczo-Wędliniarskim w Ściborowie. Kontrolerzy sanepidu znaleźli w magazynie przypraw tej firmy mnóstwo mysich odchodów, a w zakładzie było brudno i brakowało właściwej instalacji sanitarnej.
Takie sytuacje się zdarzają, bo w Polsce przetwórstwem mięsa zajmuje się 5-7 tys. zakładów. Następne dwa tysiące działa nielegalnie. Większość z nich to małe ubojnie i masarnie, zatrudniające nie więcej niż pięciu pracowników. Często ignorują one normy sanitarne i receptury potraw. Klientów przyciągają niskimi cenami. Takiej ofercie nie potrafią sprostać nawet wielkie firmy, które broniąc się przed plajtą, oszczędzają, zaniżając normy. "Stwierdzone wady świadczą dobitnie o dążeniu producentów do obniżania kosztów produkcji kosztem jakości wyrobu - poprzez używanie składników mięsnych gorszej jakości. Nagminnie zaniża się wsad surowców mięsno-tłuszczowych" - czytamy w informacji o wynikach kontroli jakości przetworów mięsnych, sporządzonej przez PIH. - Podczas badań mikrobiologicznych wciąż wykrywamy zarazki z grupy coli i salmonellę. Nie ma tradycji rzetelnej pracy. Przedsiębiorcy dążą do szybkiego zarobku - tłumaczy dr Bożena Windy-ga z Zakładu Mikrobiologii Żywności Państwowego Zakładu Higieny.

Towar wiecznotrwały
W grudniu 1999 r. w hurtowni spożywczej Adelcan w Sulejówku policjanci odkryli ogromną ilość przeterminowanej żywności. Na półkach stało m.in. ponad 120 tys. konserw, których data przydatności do spożycia minęła kilkanaście miesięcy wcześniej. Właściciel hurtowni kupował towary już przeterminowane lub takie, których ważność właśnie się kończyła, a następnie wymieniał oryginalne etykiety na nowe. Policja znalazła ponad 150 tys. opakowań z nowymi etykietami i datami ważności. Towary z tej hurtowni sprzedawano m.in. w hipermarketach Géant, Leclerc i Auchan.
Przeterminowane towary najczęściej można kupić na targowiskach. W Kutnie kontrolerzy PIH ukarali właścicielkę straganu handlującą czekoladą przeterminowaną aż o trzy lata i papryką konserwową niezdatną do spożycia od dziesięciu miesięcy. Na Warszawskiej Giełdzie Rolno-Spożywczej na Ochocie można kupić produkty mleczne firmy Danone, margarynę Finea, jogurty Bakomy czy soki Horteksu za jedyne 20 gr. Wszystkie produkty są przeterminowane. Sprzedawcy informują o tym, wywieszając eufemistyczne hasło: "Krótka data, niska cena".
Być może sytuację poprawi wprowadzenie w Polsce na szeroką skalę systemu analizy zagrożeń i krytycznych punktów kontroli (HACCP), rekomendowanego przez Światową Organizację Zdrowia. Ma to umożliwić monitorowanie i kompleksową analizę zagrożeń mikrobiologicznych, chemicznych i fizycznych, czyli kontrolowanie surowca, maszyn, pracowników i procesu technologicznego. Dzisiaj system HACCP mają obowiązek stosować jedynie zakłady wytwarzające odżywki dla dzieci oraz eksportujące żywność.
Ale to prawa rynku, a nie kosztowne kontrole i inspekcje, mogą zmienić najwięcej. Klienci zbojkotują nieuczciwych producentów i handlowców. Zwiastuny postępu już są widoczne. Przygotowując własny test mięs i ryb, spodziewaliśmy się, że jego wyniki nie będą odbiegać od rezultatów kontroli PIH i sanepidu. Okazało się jednak, że pod presją konsumentów, zaniepokojonych skandalem z BSE, jakość mięsa, ryb i wędlin szybko się poprawiła.

Więcej możesz przeczytać w 51/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.