Przejaśnienie

Dodano:   /  Zmieniono: 
W 2000 r. Stany Zjednoczone zanotowały rekordowo wysoki (ponad 300 mld USD) deficyt bilansu handlowego. Na giełdzie nowojorskiej spadła wartość niemal wszystkich akcji, po raz pierwszy od wielu lat wzrosła również inflacja, a w III kwartale aż o 2,6 proc. obniżyło się tempo wzrostu gospodarczego. Niepokój spotęgowały doniesienia o możliwym zwycięstwie Ala Gore’a, co przyczyniło się do dalszego spadku notowań giełdowych.
W 2000 r. Stany Zjednoczone zanotowały rekordowo wysoki (ponad 300 mld USD) deficyt bilansu handlowego. Na giełdzie nowojorskiej spadła wartość niemal wszystkich akcji, po raz pierwszy od wielu lat wzrosła również inflacja, a w III kwartale aż o 2,6 proc. obniżyło się tempo wzrostu gospodarczego. Niepokój spotęgowały doniesienia o możliwym zwycięstwie Ala Gore’a, co przyczyniło się do dalszego spadku notowań giełdowych. Czy Ameryce grozi spowolnienie tempa wzrostu, a potem załamanie gospodarcze? Byłaby to wyjątkowo niekorzystna wiadomość dla podnoszącego się z poprzednich kryzysów świata, a także dla Polski.

Czarne chmury zbierające się nad amerykańską gospodarką i grzmoty, jakie słychać, gdy nadchodzą kolejne komunikaty z giełdy nowojorskiej, mogą (a może mają) przerazić jedynie krótkowzrocznych obserwatorów, inwestorów i spekulantów. W rzeczywistości Ameryka i Amerykanie jeszcze nigdy nie mieli się tak dobrze. Gospodarka rośnie szybko, szybciej niż w większości krajów wysoko rozwiniętych. Poziom bezrobocia i ubóstwa jest najniższy od kilkudziesięciu lat, spada przestępczość i liczba osób żyjących z zasiłków. Wzrastają zaś płace realne (są o jedną trzecią wyższe niż w Unii Europejskiej), zwiększa się liczba właścicieli domów i nasycenie gospodarstw nowym sprzętem, w tym komputerami.
Zadziwia to, że amerykańskie tempo wzrostu osiągane jest relatywnie małym kosztem, ponieważ Europa czy Japonia potrzebowały ponaddwukrotnie więcej kapitału, by uzyskać te same wskaźniki wzrostu! Źródłem rzeczywistych sukcesów gospodarczych USA w ostatnich dwóch latach jest przede wszystkim nowy kierunek polityki ekonomicznej, zapoczątkowany przez administrację Ronalda Reagana w latach 80. i poparty przez Kongres, a także kierownictwo Systemu Rezerwy Federalnej, które już w latach 70. dzięki swej niezależności wprowadziło wiele elementów nowej antyinflacyjnej polityki monetarnej, dyscyplinującej i stabilizującej cały poprzednio rozchwiany układ makroekonomiczny. Działania administracji i Kongresu USA w latach 80. (a także później) pozwoliły stworzyć dobrą nadbudowę instytucjonalną, korzystnie wyróżniającą ten kraj spośród krajów OECD, a zwłaszcza Unii Europejskiej. Dość powiedzieć, że koszt zakładania nowych firm w USA jest dwukrotnie niższy, a tempo ich powstawania dwukrotnie wyższe niż w unii, natomiast obciążenie podatkami osób fizycznych i biznesu spadło do 30 proc. PKB, podczas gdy w krajach UE wynosi około 50 proc.
Wielkim szczęściem dla Ameryki (a zarazem kolejnym źródłem jej sukcesów) był fakt, że zwycięstwo demokratów w 1992 r. i ich ośmioletnie rządy nie wpłynęły negatywnie na kierunek polityki ekonomicznej wyznaczony przez Reagana. Wprawdzie autorzy programu ekonomicznego Clintona nazwali go trzecią drogą lub ściślej trzecią wizją (third vision), która miała obejmować elementy dwóch krańcowych filozofii działania, tj. pełnego liberalizmu i etatyzmu, ale uważne czytanie tego programu wyraźnie wskazuje na propagandowy, a więc i powierzchowny charakter składanych deklaracji programowych.
W rzeczywistości administracja Clintona - Gore’a skupiła się na pogłębianiu polityki regulacyjnej (w tym istotnej deregulacji rynku telekomunikacji i energii) i propagowaniu idei maksymalnie swobodnej wymiany międzynarodowej, czy to na forum GATT/WTO, czy w układach regionalnych (NAFTA) lub dwustronnych. Jedyna istotna modyfikacja polityki ekonomicznej dotyczyła polityki fiskalnej. W ujęciu makro miała ona na celu redukcję deficytu budżetowego, a w ujęciu mikro wyraziła się w pewnym zwiększeniu podatków dla 1,2 proc. najlepiej zarabiających Amerykanów. W sumie można więc uznać dwie kadencje Clintona - Gore’a za okres sprzyjający i umacniający zasady wolnorynkowe, co przyczyniło się znacznie do zwiększenia efektywności, a tym samym i konkurencyjności gospodarki.
Skąd więc biorą się katastroficzne wizje dotyczące Ameryki? Przysłuchując się komunikatom giełdowym i przyglądając się uważnie indeksom notowań, nie można nie zauważyć, że generalnie notowania głównych ośrodków nowojorskich, takich jak Dow Jones czy Standard & Poor’s, są raczej stabilne, a nawet lekko idą w górę. Niepokojące - i to bardzo - mogą się wydawać jedynie spadki giełdy NASDAQ, w której strukturze dominują firmy komputerowe oraz firmy związane z telekomunikacją.
To akcje tych właśnie przedsiębiorstw spadły ostatnio o ponad 30 proc. w skali rocznej, czyniąc tyle zamieszania. Oszałamiający rozwój Internetu i wpływ rewolucji teleinformatycznej uczyniły jednakże ten obszar gospodarki amerykańskiej atrakcyjnym miejscem do inwestowania, a jednocześnie obszarem nie określonym w sensie wartościowym, bo nie ma i nie mogło być jeszcze metody pozwalającej na prawidłowe oszacowanie wartości tych spółek i ich dochodowości w przyszłości. Spadki notowań firm z branży teleinformatycznej są i będą raczej typowe dla tej branży.
Inne symptomy osłabienia dotychczas kwitnącej gospodarki amerykańskiej - wolniejszy w trzecim kwartale wzrost gospodarczy (spadek z 5 proc. w II kwartale do 2,4 proc.), duży deficyt w bilansie handlowym i nieco wyższa inflacja - albo nie stanowią większego zagrożenia, albo nie będą trwały zbyt długo (inflacja), albo też mogą wywrzeć wręcz pozytywny wpływ na gospodarkę USA (zwolnienie tempa wzrostu lub lekki wzrost bezrobocia). Na przykład deficyt bilansu handlowego w pewnym stopniu ma charakter koniunkturalny ze względu na duży udział ropy naftowej w imporcie i jej rekordową cenę (połowa wzrostu deficytu, czyli 100 mld USD, wynika ze wzrostu cen ropy). Poza tym deficyt ten jest w znacznej mierze rekompensowany napływem kapitałów netto do USA. Trzeba też pamiętać, że dolar amerykański jest walutą zarówno wewnętrzną, jak i międzynarodową. Część deficytu zawsze wiąże się zatem z koniecznością uzupełnienia rezerw bankowych i prywatnych w innych krajach i w tym wymiarze jest rzeczą wręcz konieczną.
W 2000 r. bezrobocie zmniejszyło się do 3,9 proc. i jest najniższe od lat 60., co stanowi zarówno powód do dumy, jak i źródło niepokoju. Wiele lat temu ustalono bowiem, że zdrowa ekonomicznie stopa bezrobocia to 5-5,5 proc. i nazwano ją NAIRU (Non-Accelerating Inflation Rate of Unemployment), jako że nie powodowała nacisku na płace, a zatem nie wzmagała napięć inflacyjnych. Jeśli zatem bezrobocie by się zwiększyło, napór inflacyjny nieco by zmalał, natomiast wzrosłaby jakość wielu usług, gdyż teraz w wielu miejscach USA brakuje siły roboczej lub następuje jej szybka fluktuacja, co powoduje obniżenie jakości usług.
Nie ma także obaw, że inflacja w USA wymknie się spod kontroli. Czuwa nad tym nieprzerwanie od 1987 r. Alan Greenspan, szef SRF, zwolennik antyinflacyjnej polityki monetarnej. Ma on o tyle ułatwione zadanie, że od 1999 r. Stany Zjednoczone notują oczekiwaną od czasu prezydentury Reagana nadwyżkę budżetową i to w wysokości ponad 125 mld USD. Szacuje się, że w najbliższej dekadzie wzrośnie ona do astronomicznej kwoty 4,6 bln USD, co stanowi ekwiwalent około 50 proc. PKB w roku 2000!!! Prawdopodobnie połowa tej kwoty wykorzystana zostanie na spłatę długu krajowego, ale resztę trzeba podzielić według pewnych priorytetów. Republikanie chcą więcej przeznaczyć na obniżkę podatków (1300 mld USD) i opodatkować wszystkich równo. Demokraci zapowiadali mniejsze obniżki (500 mld USD) oraz ich zróżnicowanie na korzyść mniej zarabiających.
Dziś już wiemy, że w 2001 r. i później Amerykanie będą płacić znacznie mniejsze podatki. To znowu, podobnie jak w czasie rządów Reagana, da asumpt do większej racjonalności działań gospodarczych, przyspieszając wzrost i obniżając jego koszty. Zwiększona podaż pracy, dóbr i usług przy danej podaży pieniądza powinna dać, jak poprzednio, mniejszy napór na ceny, a wtedy Greenspan będzie mógł znowu obniżyć stopę procentową SFR, nie bojąc się inflacji. Niższe stopy procentowe zmniejszą atrakcyjność lokat obcego kapitału w USA, co obniży nieco ceny amerykańskich aktywów, zmniejszy na nie popyt, to zaś z kolei lekko osłabi dolara i być może w konsekwencji zmniejszy deficyt handlowy.
Nie bójmy się Ameryki. Chwilowe wahania koniunktury czy załamania giełdowe oznaczają jedynie okresowe i sektorowe problemy, z którymi gospodarka tego kraju bez większego trudu się upora.

Więcej możesz przeczytać w 51/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.