Narzekać albo żyć!

Narzekać albo żyć!

Dodano:   /  Zmieniono: 
W nowy wiek wejdziemy z uśmiechem albo zostaniemy wśród smutasów i frustratów - niczym dinozaury, które muszą wyginąć

 

To orka na ugorze. Ludzi zadowolonych z siebie, z życia i otoczenia jest w Polsce wciąż niewielu - mówi o poszukiwaniu pracowników Marek Płużański, szef firmowych salonów Guerlaina. - Najbardziej deficytowym towarem pozostają uśmiech, pewność siebie i przebojowość - dodaje Teresa Kielczewska, dyrektor personalny ING Banku. - Wystarczy jedna osoba stale narzekająca, podająca w wątpliwość każdy nowy pomysł, a można zamknąć firmę. Dlatego tak wielką wagę przywiązujemy do profilu charakterologicznego ludzi, którzy mają z nami pracować - zdradza Katarzyna Czernyszew-Siedlecka, szefowa działu komunikacji marketingowej Sony Poland.
Prawie nikt w "prywatnej Polsce" i na Zachodzie nie chce pracować z ponurakami. Prof. Bogdan Wojciszke postawił niedawno tezę, że Polacy są najsmutniejszym i najczęściej narzekającym narodem. Wyspecjalizowaliśmy się w licytowaniu, komu się gorzej powodzi. Za porażki obwiniamy wszystkich wokół, prawie nigdy siebie. Jeśli odniesiemy sukces, jesteśmy przekonani, że okaże się złudny i krótkotrwały. Tych, którzy uważają inaczej, jest tylko kilka, kilkanaście procent: są młodzi, dobrze sytuowani, otwarci na świat i często wyjeżdżają zagranicę. Po powrocie konstatują, że chyba nigdzie nie ma tylu ponuraków co u nas.
- Prawie wszyscy Polacy popadli w depresje, mają maniakalno-depresyjno-obsesyjne osobowości - mówi o wynikach testów opracowanych w Polsce według amerykańskich kryteriów Jacek Santorski, psycholog biznesu. Badani z innych krajów czują się z reguły "lepiej niż zwykle". Polacy zaś "gorzej niż zwykle".
- Tworzymy kulturę narzekania, w której wypada źle o świecie mówić, myśleć i czuć - tłumaczy prof. Wojciszke. To tak, jakby dla Polaków największą karą było samo życie.

Narzekamy, bo narzekają inni
Tylko 23 proc. z nas uważa, że wypada głośno mówić o swoim szczęściu. - Narzekanie, płakanie i biadolenie jest mocno osadzone w naszej tradycji i obrzędowości, które w dużym stopniu wyrosły z kultury chłopskiej, a potem stały się normą towarzyską. Nie bez znaczenia dla takiego nastawienia do życia jest także religia. Na przykład w protestantyzmie, jasno wytyczającym ludziom także ziemskie cele, nie ma miejsca na narzekanie - zauważa prof. Roch Sulima, antropolog kultury.
Wyraźna linia podziału wiedzie dziś w Polsce między zrzędzącymi a tymi, którzy z uśmiechem pokonują przeszkody. - Ludzie nastawieni na osiągnięcie celu i odniesienie sukcesu nie mają czasu narzekać. Wciąż mam jednak wrażenie, że jesteśmy w zdecydowanej mniejszości - mówi Dominika Krzyżanowska pracująca w polskim oddziale firmy Hewlett-Packard. - Ci, którzy wiedzą, po co żyją, pracują, stawiają sobie kolejne cele i je realizują. Nie mają powodów do narzekania. To zamknięte koło sukcesu - dodaje Lesław Paga, szef polskiego oddziału Deloitte&Touche. Może właśnie dlatego nie bardzo lubimy tych, którym udało się wymknąć z zaklętego kręgu frustracji?

Narzekamy, bo zostaliśmy skrzywdzeni
Częściej skrzywdzone i złe na los czują się kobiety i osoby starsze. "Gorzej niż zwykle" czuło się 16 proc. badanych z najmłodszej grupy wiekowej i aż 55 proc. z najstarszej. Ale nie dlatego - wyjaśnia prof. Wojciszke - że z wiekiem pogarsza się stan zdrowia i zmniejszają dochody. Im jesteśmy starsi, tym silniej przyswajamy sobie normę powszechnego narzekania. - Dlatego pracodawcy szukają ludzi młodych, nie skażonych kulturą narzekania - zauważa Marek Tarnowski, prezes Elite Polska.
Czujemy się skrzywdzeni, ale nie umiemy jasno powiedzieć, w jaki sposób i przez kogo. Najczęściej odpowiadamy, że nie podoba nam się "to, co się ogólnie dzieje" . Poczucie krzywdy stało się centralnym elementem polskiej kultury narzekania. Badania wykazu-ją, że aż 70 proc. z nas uważa się za skrzywdzonych przez rząd, nowobogackich i nowy porządek społeczno-polityczny. Bez względu na to, jaka koalicja rządzi i ile zarabiamy! Tylko 7-16 proc. badanych rodaków zadowalają dochody własnej rodziny. Przeciętny Polak jest z reguły ofiarą dwóch, trzech krzywdzicieli.
A może tak naprawdę zostaliśmy skrzywdzeni przez los, bo urodziliśmy się pod tą, a nie inną szerokością geograficzną? Bo wychowaliśmy się w rodzinach, w których dzieci wyjątkowo długo uzależnione są od rodziców, a potem - zbyt późno wypuszczone z gniazd - nie potrafią latać? W kulturze, w której nie chwali się odnoszących sukcesy? Tylko cudem w domowej wideotece można znaleźć film ukazujący radość życia. Nawet w komediach dominują poczucie krzywdy, złość, smutek i narzekanie. Frustracja łączy na przykład bohaterów seriali "Czterdziestolatek" i "Alternatywy 4". Jeśli zaś w "C.K. Dezerterach" pojawia się ktoś radosny, uśmiechnięty i zadowolony z siebie, to okazuje się - pardonnez le mot - idiotą.
Zamiast próbować poprawiać rzeczywistość, nazywamy ją beznadziejną i to nas uspokaja. - Gdyby narzekanie polepszało nasz stan emocjonalny, to zważy-wszy częstotliwość, z jaką marudzimy, powinniśmy być radośni jak skowronki - ironizuje prof. Wojciszke.

Narzekanie stało się naszym orężem
Przedstawianie siebie jako osoby cierpiącej i ciężko doświadczonej przez los to najskuteczniejszy sposób zjednania sobie sympatii rodaków. - Przez ostatnie półwiecze kształtowały nas jednocześnie chrześcijaństwo i marksizm, dwie ideologie podzielające założenie o moralnej wyższości uciskanych - zauważa prof. Wojciszke. To dzięki cierpieniu - a nie na przykład wytężonej pracy - przechodzimy do historii. Energiczniej fetujemy rocznice rozpoczęcia wojny niż jej zakończenia. W jednym z miasteczek samorząd posunął się w umartwianiu tak daleko, że chcąc uczcić polskich uczestników słynnej bitwy, zaproponował nazwanie jednej z ulic "Obrońców Monte Cassino"...
Ale to nie wszystko. Narzekając na tandetę w sklepach i programach telewizyjnych, kreujemy się na znawców. Narzekając na szefa czy współpracowników, dajemy do zrozumienia: jestem odważny, kompetentny, zrobiłbym to lepiej. Narzekając na niewielki wybór kreacji Hugo Bossa czy Lolity Lempickiej, sygnalizujemy swój status materialny. - Poza tym narzekanie jest usprawiedliwieniem niepowodzeń i błędów, na przykład dla studentów, którzy nieuctwo chętnie tłumaczą niesprawiedliwym systemem ocen - zauważa dr Anna Wyka, socjolog kultury.
Mówienie źle o otaczającym świecie wzmacnia nasze poczucie wspólnoty ("czy myślisz podobnie jak ja?") i więzi międzyludzkie ("czy jesteśmy bliskimi sobie towarzyszami niedoli?"). - Być może dlatego wielu naszych rodaków odczuwa kontakty z przedstawicielami innych nacji, przede wszystkim z Amerykanami, jako nieznośnie płytkie. Amerykanom obca jest kultura narzekania, obowiązuje zasada: keep smiling! - ocenia prof. Wojciszke.

Zakazany uśmiech
Tylko niewiele ponad połowa Polaków deklaruje, że często się śmieje. - W szkołach panuje lęk i napięcie, jeśli więc dzieciom zdarza się śmiać, to nie do siebie, ale z siebie. Dorastamy przewrażliwieni na punkcie własnego "ja". Wciąż nam się wydaje, że jeżeli się śmieją, to z nas - mówi Jacek Santorski. - W Polsce dopiero zmieniają się chamsko-pańskie stosunki w pracy. Szef wobec podwładnego i urzędnik wobec petenta wciąż muszą mieć minę wyniosłą, a petent i podwładny nie mogą się pierwsi uśmiechnąć, bo naruszałoby to autorytet przełożonego czy urzędnika - dodaje prof. Jacek Kurczewski, socjolog. Człowieka zadowolonego i spełnionego w niektórych środowiskach nazywa się bufonem. - Ludzie sukcesu opowiadający o swych dokonaniach w telewizji są tak poważni, jakby nie mieli z czego się cieszyć - zauważa Agata Tyszkiewicz z The Rowland Company. - A przecież jesteśmy zdolni. Pokazaliśmy to, doganiając świat czterokrotnie szybciej niż inne kraje regionu - dodaje Sławomir Bilik, prezes polskiego oddziału AXA Assurance.
Tylko kilka procent z nas realizuje zalecenie Kevina Hogana, guru psychologii biznesu, powtarzającego, że jedynie ludzie, od których bije witalność i sukces, potrafią przekonać innych do siebie. Kiedy taki standard będzie obowiązywać w Polsce? Większość nie wierzących w siebie rodaków z trudem znajduje pracę i przyjaciół.
- Badania z początku lat 90. wykazały, że młodzi ludzie wychowani w kulturze pokory, rozumianej jako nakaz umniejszania swych osiągnięć, mają kłopoty z autoprezentacją. Nie potrafią dobrze o sobie mówić - zauważa dr Anna Wyka. Czyżby kultura narzekania miała obrodzić pokoleniem przegranych? I to wtedy, gdy na świecie Polskę i Polaków uważa się za wygranych ostatniej dekady?

Więcej możesz przeczytać w 52/53/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.