Układ krwionośny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak państwo pomagało prywatnej firmie zmonopolizować rynek pochodnych osocza krwi

Pół roku temu Ministerstwo Zdrowia podpisało umowę z Laboratorium Frakcjonowania Osocza, która w praktyce uczyni tę spółkę monopolistą w handlu osoczem krwi w Polsce i pozwoli jej na dyktowanie cen. Umowa wejdzie w życie z początkiem 2001 r. Co znamienne, LFO cieszy się od lat zaufaniem przedstawicieli prawie wszystkich opcji politycznych i dwóch ostatnich rządów.

Jest to kolejny rządowy kontrakt, który udało się uzyskać Laboratorium Frakcjonowania Osocza. W 1997 r. LFO podpisało kontrakt na wybudowanie wytwórni pochodnych osocza. Rząd tworzony wówczas przez koalicję SLD-PSL zgodził się nawet dać gwarancje na spłatę kredytu zaciągniętego na tę inwestycję. Choć LFO z umowy się nie wywiązało (wytwórnia wciąż nie funkcjonuje, choć powstała już hala produkcyjna), kolejny gabinet - tym razem tworzony przez AWS - postanowił podpisać następny kontrakt ze spółką.


Skazani na monopol
Kilkanaście dni temu do Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie dotarło pismo podpisane przez Jacka Gralińskiego, dyrektora Departamentu Zdrowia Publicznego w Ministerstwie Zdrowia. Wynika z niego, że resort zawarł z LFO umowę, przyznającą tej firmie prawo do kupowania przez dziesięć lat osocza od regionalnych centrów krwiodawstwa i krwiolecznictwa - najpierw 150 tys. litrów rocznie, a w następnych latach do 250 tys. litrów. LFO może je przetwarzać u wybranego zagranicznego wytwórcy, a potem odsprzedawać w kraju. W ciągu trzech lat w Mielcu ma zacząć działać wytwórnia pochodnych osocza (to już czwarty termin oddania tej inwestycji).
Umowę podpisano w czer-wcu tego roku, a Instytut Hematologii i Transfuzjologii, specjalistyczna placówka naukowa zajmująca się badaniami w dziedzinie pochodnych krwi, został o tym poinformowany dopiero po pięciu miesiącach. W nadesłanym do instytutu piśmie dyrektor Jacek Graliński prosił o uwagi do zawartej umowy. Po co, skoro kontrakt podpisano kilka miesięcy temu? Dyrektor Graliński wyjaśnił nam, że nie chodziło o opinie na temat całej umowy, lecz tylko o jej fragment dotyczący transportowania krwi.
Naukowcy nie kryją oburzenia. - Jeśli dojdzie do zrealizowania zawartej przez Ministerstwo Zdrowia umowy, nie tylko budżet państwa straci olbrzymie pieniądze, ale też chorzy na hemofilię mogą otrzymywać mniej niż dotychczas ratujących życie preparatów - ostrzega prof. Stanisław Łopaciuk z Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie.

Droga technologia
Osocze przetaczano do tej pory chorym cierpiącym na niedobory różnych białek. Samo osocze jest przetaczane bardzo rzadko. Jest ono najpierw przetwarzane (izolowane są z niego poszczególne białka) w specjalistycznych wytwórniach. Polska nie ma takiej placówki, a na Zachodzie - ze względu na bardzo rygorystyczne wymagania technologiczne i wysokie koszty - działa ich tylko kilka. Siedem lat temu Polska zawarła umowę ze szwajcarskim Czerwonym Krzyżem na przetwarzanie osocza na komponenty białkowe. Osocze jest zbierane z dwudziestu regionalnych centrów krwiodawstwa i krwiolecznictwa, a następnie samochodem chłodnią przewożone do Szwajcarii. Tam jest przetwarzane, a białka potrzebne chorym wracają do Polski. Przedsięwzięcie koordynuje IHiT, nie czerpiąc z tego tytułu żadnych profitów.

Zwycięzca bierze wszystko
W 1994 r. w Ministerstwie Zdrowia zrodziła się koncepcja, by wybudować przetwórnię osocza w Polsce. Instytut Hematologii i Transfuzjologii od początku sprzeciwiał się temu pomysłowi. Przede wszystkim dlatego, że nie mieliśmy wtedy odpowiedniej technologii, a także fachowców. Z analizy rynku wynikało też, że zapotrzebowanie na tradycyjne formy osocza zmniejszy się, gdyż wyprą je preparaty wytwarzane metodami inżynierii genetycznej. Opinia jedynego specjalistycznego ośrodka naukowego nie została jednak wzięta pod uwagę przez urzędników.
Z kilku firm, które wyraziły gotowość wybudowania przetwórni, komisja międzyresortowa wybrała bliżej nie znaną spółkę Nedepol (obecnie Laboratorium Frakcjonowania Osocza), należącą do Zygmunta Nizioła, Roberta Lewisa, Dawida W. Minnotte’a, Włodzimierza Wapińskiego i Björna Hedberga. Głównym animatorem przedsięwzięcia był Zygmunt Nizioł. Wcześniej zajmował się on handlem płynami infuzyjnymi (między innymi z Rosją). - W 1994 r. nie obowiązywała ustawa o zamówieniach publicznych, dlatego nie ogłoszono przetargu - wyjaśnia dyrektor Graliński.
Wkrótce LFO przystąpiło do budowy fabryki w Mielcu. Podczas uroczystego otwarcia pierwszego budynku obecni byli ministrowie Marek Siwiec, Jacek Żochowski, Wiesław Kaczmarek oraz wiceminister Tadeusz Soroka. Najistotniejsze jest w tej sprawie to, że spółka Nedepol uzyskała gwarancje kredytowe Rady Ministrów (na pożyczkę w wysokości 32,7 mln USD) - po wydaniu pozytywnej opinii przez Ministerstwo Przemysłu (potwierdzonej potem przez powstałe właśnie Ministerstwo Gospodarki) i KERM. W tym czasie kapitał spółki Nedepol wynosił 100 tys. zł.
- Przyznanie gwarancji to rutynowa procedura, wynikająca z przepisów. Rządowe gwarancje na tak znaczne kredyty muszą uzyskać akceptację Rady Ministrów - mówi Wiesław Kaczmarek, ówczesny minister gospodarki, poseł SLD.
Produkcję miano rozpocząć w lipcu 1999 r. Terminy były jednak ciągle przesuwane, a na wyznaczonym miejscu długo stał jedynie budynek administracyjny. Fabryki nie uruchomiono do dziś. - Hala produkcyjna jest już gotowa, ale produkcji jeszcze nie rozpoczęto. Docelowo w firmie ma pracować 750 osób. Na razie LFO nie prowadzi jednak rekrutacji - mówi Edward Michocki, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Mielcu.

Qui bono?
Mimo że warunki kontraktu sprzed trzech lat nie zostały dotrzymane, na początku tego roku Instytut Hematologii i Transfuzjologii otrzymał z Ministerstwa Zdrowia pismo, z którego wynika, że resort zamierza zawrzeć z LFO nową umowę. W marcu 2000 r. profesorowie Jan Sabliński i Lech Konopka przesłali do ministerstwa negatywne opinie na temat sensowności tego przedsięwzięcia. Ich zdaniem, Zygmunt Nizioł dał się już poznać jako osoba nie wywiązująca się z umów, poza tym przedsięwzięcie było merytorycznie nieuzasadnione. Zdaniem prof. Stanisława Łopaciuka, zamiar budowy w naszym kraju wytwórni jest spóźniony co najmniej o 30 lat.
Budowa fabryki pochodnych osocza jest przedsięwzięciem nieopłacalnym, jeśli zważyć, że zapotrzebowanie na przetwarzane tradycyjnymi metodami preparaty osocza w ostatnich latach gwałtownie spadło. W Stanach Zjednoczonych czynniki krzepnięcia uzyskiwane z osocza w stu procentach zastąpiono preparatami wytwarzanymi metodami inżynierii genetycznej, podobnie w Wielkiej Brytanii, a na przykład w Szwecji - w osiemdziesięciu procentach. Dlaczego Polska miałaby być z tych procesów wyłączona?
Specjaliści z IHiT szacują, że pozyskiwanie pochodnych osocza może być - gdyby realizować podpisaną umowę - prawie trzykrotnie droższe niż dotychczas. W styczniu LFO i współpracująca z nim wytwórnia zagraniczna staną się w praktyce monopolistami na rynku i będą mogły dyktować ceny. - Zaspokajamy jedynie 40 proc. potrzeb. Jeśli produkty firmy Zygmunta Nizioła będą znacznie droższe niż obecnie stosowane preparaty, sytuacja się pogorszy - alarmuje prof. Łopaciuk. Dyrektor Jacek Graliński uspokaja, że umowa jest korzystna zarówno dla pacjentów, jak i budżetu państwa, bowiem gwarantuje zaspokojenie krajowego popytu na produkty krwiopochodne i konkurencyjne ceny (niższe o 13 proc. od światowych).
Czy aby na pewno? Skąd bierze się optymizm przedstawiciela Ministerstwa Zdrowia? Te i inne pytania chcieliśmy zadać Zygmuntowi Niziołowi. Jego sekretarka zapewniła nas, że poznamy opinię szefa. O umówionej porze dowiedzieliśmy się, że Zygmunt Nizioł wyjechał do Wiednia, ale na pewno się z nami skontaktuje. Nic takiego się nie stało.
Więcej możesz przeczytać w 52/53/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.