Lustro niemieckie

Lustro niemieckie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zwariowany świat - Polacy przyjeżdżają do Frankfurtu na luksusowe zakupy, a Niemcy kupują w Polsce tandetę" - tak zatytułowano obszerny reportaż w jednym z ostatnich wydań "Bilda", największej niemieckiej bulwarówki. Świat zwariował, bo jak to możliwe, by biedota zza "granicy dobrobytu" pozwalała sobie na kupowanie drogich rzeczy?
Niemcy są przewrażliwieni na własnym punkcie, ale z upodobaniem używają sobie na innych narodach

Zwariowany świat - Polacy przyjeżdżają do Frankfurtu na luksusowe zakupy, a Niemcy kupują w Polsce tandetę" - tak zatytułowano obszerny reportaż w jednym z ostatnich wydań "Bilda", największej niemieckiej bulwarówki. Świat zwariował, bo jak to możliwe, by biedota zza "granicy dobrobytu" pozwalała sobie na kupowanie drogich rzeczy? Niemcy z upodobaniem dworują sobie z sąsiadów, i to nie tylko z ubogich krewnych ze Wschodu. Sami jednak niechętnie przeglądają się w krzywym zwierciadle. Tymczasem w oczach Anglików, Holendrów czy Hiszpanów obraz statecznych, dokładnych i obowiązkowych obywateli, za jakich chcieliby uchodzić, przesłania wizerunek hałaśliwego piwosza w bawarskich spodenkach albo małodusznego, pozbawionego fantazji mieszczucha.


Dwie twarze Herr Schmidta
"Dlaczego na całym świecie nikt nas, Niemców, właściwie nie lubi?" - pyta "Die Zeit"; "Czy jesteśmy nie lubiani?" - wtóruje mu "Bild". "Wizerunek Niemiec jest skrzywiony z powodu niewiedzy" - ubolewa "General Anzeiger". Niemcy są wrażliwi na opinie o sobie, nawet jeśli jest to humor sytuacyjny rodem z brytyjskiego serialu "Allo, allo". Krytyczne uwagi cudzoziemców rzadko jednak skłaniają ich do analizy własnych zachowań. Gdy z powodu turystów z RFN mieszkańcy Majorki organizowali masowe protesty i zamknęli kilka lokali (miejscowe władze zakazały nawet sprzedaży plastikowych wiader, w których urlopowicze nosili sangrię na plażę), Niemcy skrytykowali Hiszpanów za... dyskryminowanie ich rodaków. José Comas, hiszpański korespondent "El Pais" w Niemczech, skonstatował: "Istnieje osobliwa sprzeczność w zachowaniu Niemców w kraju i poza jego granicami: u siebie masochistycznie i bez szemrania godzą się na wszystko jak na wolę Bożą, ale na Majorce czy gdzie indziej na wszelkie uwagi reagują jak na ukąszenie przez tarantulę". Cudzoziemcy rozróżniają dwie twarze Niemiec: pierwsza kojarzy się z niewątpliwym dorobkiem naukowym, przemysłowym, kulturalnym czy sportowym, druga jest wypadkową uwarunkowań historycznych i źle skrywa-nej wyniosłości przeciętnego Schmidta.

Kto pokocha Niemca?
Przyczyn niechęci Brytyjczyków do Niemców Gordon A. Craig - amerykański historyk, publicysta i znawca polityki europejskiej - doszukuje się przede wszystkim w tym, że wyspiarze utracili status mocarstwa właśnie na rzecz Niemiec. Jeszcze niedawno zjednoczone Niemcy w prasie angielskiej niemal powszechnie nazywano IV Rzeszą. Od dwóch lat, po spotkaniach kanclerza Gerharda Schrödera i premiera Tony’ego Blaira, określenie to zniknęło z gazet, lecz próżno szukać w nich przejawów sympatii.
W książce "Niemcy i Europa od 1815 r." Craig zauważa również chłód Francuzów w stosunku do Niemców. Francja jednak - jego zdaniem - "jest lojalna w jednoczeniu Europy, bo widzi w tym jedyną możliwość poskromienia Niemiec". Być może to właśnie polityka zbliżenia spowodowała, że obok Stanów Zjednoczonych i Austrii jest to trzeci kraj, w którym - według badań Instytutu Ipsos - ponad połowa społeczeństwa ma raczej przychylny stosunek do Niemców.
Monachijska komentatorka Karin Böhme-Dürr po przeanalizowaniu 4,6 tys. artykułów z amerykańskiej prasy z lat 1976-1995 doszła do wniosku, że również za oceanem obraz Berlina jest negatywny, a w telewizji wyraźnie dominuje nazi-image. W USA panuje przekonanie, że Niemcy nie rozprawili się jeszcze z przeszłością. Po zapoznaniu się z wynikami badań Instytutu Ipsos tygodnik "Stern" podsumował z ubolewaniem, że Niemcy darzą inne społeczeństwa cieplejszymi uczuciami niż te, z jakimi sami się spotykają; w Hiszpanii, Włoszech, Wielkiej Brytanii, Turcji i Grecji przeważa niechętny stosunek do nich.

Humor w skórzanych spodenkach
Najgorsze mniemanie o Niemcach mają Holendrzy. Wśród negatywnych cech starsze i młodsze pokolenie wymienia zgodnie żądzę władzy i pieniędzy, nietolerancję, chciwość, niesympatyczne zachowanie, nieuprzejmość, brak poczucia humoru itp. Niemiecki sposób dowcipkowania nazywany jest humorem skórzanych spodenek, co ma odzwierciedlać jego prymitywizm. Henk Ten Berge, krytyk "De Telegraf", stwierdził bez ogródek, że niemiecki dowcip krąży między seksem i klozetem. To fakt, że w niemieckich kabaretach puszczanie bąków i bekanie jest wypróbowanym sposobem wywołania salwy śmiechu. "Chcą być zabawni, lecz nie mają nic do powiedzenia i nie umieją się wznieść ponad przeciętność" - wytknął prof. Rainer Stollmann z Uniwersytetu w Bremie. Wyjątkiem jest kabaret "7 dni - 7 głów", w którym przedstawiane są najważniejsze wydarzenia tygodnia. Trzeba jednak przyznać, że Niemcy również sobie wytykają wady i głupotę. W sondażach przeprowadzonych przez instytut socjologii uniwersytetu w Münsterze w przygranicznych holenderskich prowincjach Overijssel i Gelderland zaledwie kilkanaście procent ankietowanych uznało Niemców za sympatycznych i przyjaznych. Wobec tak złych rezultatów postanowiono (na szczeblu międzyrządowym) zacieśnić współpracę regionalną. Mimo starań wizerunek Niemców zmienia się jednak bardzo wolno. Gerhard Schmidt z Hanoweru, pracujący w USA, ma inną receptę na jego poprawienie. Jak po-wiedział na użytek "Bilda", cudzoziemcy "przede wszystkim nie lubią naszej przemądrzałości i skłonności do narzekania", a "do ich serc możemy trafić tylko skromnością i powściągliwością". Fundacja Alexandra von Humboldta pośrednio potwierdziła to spostrzeżenie. Ustalono, że co piąty jej zagraniczny stypendysta uważa Niemców za aroganckich egocentryków. Pocieszono się jednak tym, że coraz więcej respondentów do tradycyjnie wymienianej niemieckiej pracowitości i sumienności dorzuca uprzejmość i gotowość do pomocy.

Duma Germanii
Ofiarą niechęci do niemieckich symboli padła nawet Claudia Schiffer. Poza granicami kraju na zatrudnienie jej w spotach reklamowych zdecydowali się tylko Filipińczycy i Argentyńczycy. Między niemieckimi i zagranicznymi mediami często dochodzi do wojen propagandowych. Gdy w duńskiej prasie pojawiły się wyniki badań aktywności seksualnej Europejczyków, w których Niemcy nie zaprezentowali się najlepiej, niemieckie bulwarówki natychmiast przytoczyły "dowody", że jest odwrotnie. Jedną z ostatnich wojen na słowa rozpoczął "Times" tekstem o nie spełnionych aspiracjach Berlina do roli światowego centrum politycznego i kulturalnego. W odwecie Eggert Schröder, niemiecki korespondent z Londynu, wytknął "zamglonej wyspie" wszelkie możli-we niedogodności, z ruchem lewostronnym, ciepłym piwem i drożyzną w restauracjach włącznie. Przewrażliwienie Niemców na własnym punkcie przybiera czasem karykaturalną formę. Gdy kilka dni temu organizacje konsumenckie ogłosiły, że co piąty obywatel RFN skarży się na zsuwanie się prezerwatywy w krytycznym momencie, natychmiast podjęto badanie... wielkości męskich organów. Na podstawie pomiarów wykonanych z dokładnością do setnych części centymetra orzeczono autorytatywnie, że rozmiary niemieckich członków mieszczą się w średniej europejskiej.

Śmieszny polski koń
Nadwrażliwości Niemców na krytyczne uwagi pod swoim adresem towarzyszy brak hamulców w używaniu sobie na innych narodach, zwłaszcza sąsiadach ze Wschodu. Nawet gazety opiniotwórcze nie potrafią się uwolnić od stereotypów. Jeśli poruszają problem rolnictwa w Polsce, jak w jednym z ostatnich wydań tygodnika "Focus", tekst musi oczywiście ilustrować fotografia siermiężnego chłopa z koniem ciągnącym pług. Przemiany w przemyśle może unaocznić wyłącznie niemiecki inwestor, który udostępnił Polakom urządzenia techniczne i dał pracę. Sukces zawdzięczamy znanemu ekonomiście z importu, Jeffreyowi Sachsowi z Harvardu, bo to właśnie on "zaordynował Polakom terapię szokową"... Jak zauważył w "Süddeutsche Zeitung" prof. Philip Ther, wszystko na wschód od granicy Niemiec "kojarzy się tylko z zacofaniem, biedą i szarością". Jeśli Polak jeździ lepszym samochodem, to oczywiście ma kontakty z mafią, zajmuje się przemytem lub podejrzanym handlem. "Skąd Polacy mają tak dużo pieniędzy?" - pyta "Bild" na zakończenie reportażu z Frankfurtu nad Odrą, gdzie w ubiegłym roku "zaodrzańscy klienci zostawili 50 mln DM, nabywając głównie markowe rzeczy, a nawet telewizory Sony po 4999 DM". Po czym wyjaśnia: "Marki, które przewożą Polacy, zarabiają na targowiskach z rupieciami". I wszystko jasne.

Więcej możesz przeczytać w 52/53/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.