Czy przetarg stulecia na UMTS był ukartowany?

Czy przetarg stulecia na UMTS był ukartowany?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Największy publiczny przetarg w III RP - na telefonię trzeciej generacji - prowadzili dwaj urzędnicy, którymi interesują się prokuratura i sąd. Mirosław Marcinkiewicz, szef komisji przetargowej i dyrektor generalny w Ministerstwie Łączności, będzie za kilka dni przesłuchiwany przez prokuraturę w Gorzowie Wielkopolskim w związku z nielegalnym transferem pieniędzy z państwowego funduszu do prywatnego stowarzyszenia.
 
Z kolei Jan Łuczak, doradca ministra łączności, który najczęściej informował media o przebiegu konkursu, jest oskarżony o działanie na szkodę własnej firmy. W przeszłości Łuczak prowadził też przedsięwzięcia z osobami i firmami zainteresowanymi unieważnieniem przetargu i przyznaniem koncesji operatorom GSM.


Doradca ministra
Konkurs na UMTS prowadzono w taki sposób, że rodziły się podejrzenia, iż jego przebieg ukartowano. Najbardziej na jego unieważnieniu skorzystali obecni operatorzy GSM, w tym Era GSM. A współwłaścicielem tej firmy jest spółka Elektrim, której prezes Barbara Lundberg kierowała wcześniej Polsko-Amerykańskim Funduszem Przedsiębiorczości. Wówczas PAFP stracił na wspólnych interesach z Łuczakiem. Czyżby rezultaty procesu koncesyjnego były zadośćuczynieniem za wcześniejsze zobowiązania?
Jan Łuczak (absolwent rolniczej szkoły zawodowej, a potem wieczorowego liceum), a także minister Tomasz Szyszko byli udziałowcami firmy Pro Inwest. Spółka ta była z kolei właścicielem Granit Trading. W połowie lat 90. Granit Trading wraz z Polsko-Amerykańskim Funduszem Przedsiębiorczości, kierowanym przez Lundberg, byli największymi udziałowcami Borowskich Kopalni Granitu, którymi kierował właśnie Łuczak.
Sprawę funkcjonowania tej ostatniej spółki badała niedawno prokuratura w Świdnicy. Efektem jej działań jest akt oskarżenia przeciwko Łuczakowi. Prokuratura zarzuciła obecnemu doradcy ministra Szyszki działanie na szkodę BKG. Łuczak miał ukrywać stan finansów kopalni przed radą nadzorczą i udziałowcami, wyprowadzić z firmy 410 tys. DM na rzecz spółki Granit Trading i spłacać ze środków BKG - bez zgody udziałowców - kredyt związanej z nim prywatnej firmy. Miał też wydać prawie 100 tys. zł z kasy przedsiębiorstwa na prywatne cele. Prokurator twierdzi również, że Łuczak prowadził niezgodny z prawem handel kamieniem. Jako prezes BKG kupował ten surowiec od Granit Trading, a potem sprzedawał tej samej firmie, ale prawie pięciokrotnie drożej. Lista zarzutów jest jeszcze dłuższa, a postępowanie w tej sprawie trwa. - To odgrzewanie starego konfliktu, jaki miałem kiedyś z Polsko-Amerykańskim Funduszem Przedsiębiorczości. Jestem pewien, że zostanę uniewinniony - mówi Łuczak.
Najbardziej poszkodowany wskutek działań Łuczaka miał być właśnie PAFP. Ciekawe jest to, że po objęciu przez Lundberg stanowiska prezesa Elektrimu minister łączności (od lat blisko związany z Łuczakiem) zaczął podejmować decyzje, które okazały się korzystne dla tego przedsiębiorstwa. Chodzi między innymi o umorzenie części opłaty za koncesję dla Ery GSM. Zgodne z interesami Elektrimu jest również unieważnienie przetargu na UMTS.

Dyrektor generalny
Jan Łuczak to nie jedyna osoba związana z konkursem na UMTS, którą obciążają niejasne interesy z przeszłości. Mirosław Marcinkiewicz, szef komisji przetargowej, stracił poprzednią posadę (stanowisko dyrektora generalnego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim) wskutek "działań wyczerpujących znamiona przestępstwa". Takie zarzuty postawiła mu kontrola przeprowadzona przez urzędników kancelarii premiera, którzy badali, czy ówczesny wicepremier i szef MSWiA Janusz Tomaszewski słusznie pozbawił Marcinkiewicza stanowiska. Orzeczono, że tak.
Sprawa dotyczyła wyprowadzenia pieniędzy z lubuskiego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gos-podarki Wodnej. Kiedy instytucją tą kierował Marcinkiewicz, przekazała ona Regionalnemu Stowarzyszeniu na rzecz Zrównoważonego Rozwoju w Gorzowie Wielkopolskim (związanemu z ZChN, a więc macierzystą partią Marcinkiewicza) majątek wart ponad 942 tys. zł. Jak się później okazało, funduszem i stowarzyszeniem zarządzali ci sami ludzie. Śledztwo w tej sprawie prowadzi gorzowska prokuratura, a nadzoruje je Urząd Ochrony Państwa. Marcinkiewicz ma być przesłuchiwany w najbliższych dniach. Prokuratura zapowiada rychłe zakończenie dochodzenia. - Dotychczas nie postawiono mi żadnych zarzutów. Nie ma więc sprawy - broni się Marcinkiewicz.
Zarzuty wobec Marcinkiewicza nie zaszkodziły mu. Już dwa tygodnie po odwołaniu ze stanowiska w urzędzie wojewódzkim premier Jerzy Buzek mianował go dyrektorem generalnym w Ministerstwie Łączności. Wkrótce powierzono mu przeprowadzenie przetargu stulecia, jak powszechnie nazywa się rywalizację o koncesję na usługi UMTS.
- Zarówno o mojej sprawie, jak i o pojawiających się oskarżeniach wobec dyrektora Marcinkiewicza minister Szyszko dobrze wiedział. I mimo to zaufał nam i powierzył prace przy przetargu - tłumaczy Łuczak. Minister zaprzecza: - Nic mi nie wiadomo, by były prowadzone postępowania karne przeciw obu urzędnikom. Zresztą dopóki nie ma prawomocnego wyroku, dopóty nikt nie może być z góry dyskwalifikowany.

Qui bono?
Kilkanaście dni temu przetarg na UMTS unieważniono. Postanowiono rozszerzyć koncesje trzech działających już w kraju operatorów telefonii komórkowej. Decyzję tę podjął szef resortu łączności. "Zdecydowałem tak, bo nie udało się wprowadzić na polski rynek komórkowy nowych operatorów" - tłumaczył minister Szyszko po ogłoszeniu unieważnienia konkursu. Czy rzeczywiście nie było innego wyjścia? Chętnych do otrzymania koncesji na UMTS nie brakowało. Zainteresowane były międzynarodowe koncerny - hiszpańska Telefonica, fińska Sonera, szwedzka Telia, Hutchison z Hongkongu, firmy tureckie i polski operator telefonii stacjonarnej - Netia.
Zrobiono wszystko, by przedsiębiorstwa nie mające koncesji na GSM się wycofały. Cały czas żonglowano sprzecznymi informacjami o liczbie koncesji i cenie, jaką trzeba będzie za nie zapłacić. Ich koszt wywindowano tak, że zbliżył się do rekordowych cen uzyskanych w innych krajach Europy. We wrześniu minister Szyszko informował, że za koncesję trzeba będzie zapłacić 970 mln euro (w Szwajcarii kosztowała tylko 30 mln USD). Jednocześnie zainteresowanym przetargiem proponowano skromne możliwości techniczne: koncesja miała dotyczyć wąskiego pasma częstotliwości - 20 MHz.
Kiedy konkurs unieważniono, okazało się, że polscy operatorzy, którym rozszerzone zostaną koncesje, otrzymają do dyspozycji znacznie szersze pasmo - 30 MHz. O takiej możliwości w trakcie przetargu nie było mowy. Gdyby tak było, znaczna część kontrahentów zapewne by się nie wycofała. Na pewno nie zrobiłaby tego Netia, która teraz domaga się, by i jej przyznać koncesję na równie atrakcyjnych warunkach, jak w wypadku Ery, Plusa i Centertela.
Właśnie polscy operatorzy komórkowi zyskali najwięcej na zamieszaniu wokół UMTS. Unieważnienie konkursu utrwala ich monopolistyczną pozycję na rynku i wcale nie oznacza, że szybko zaczniemy się cieszyć dobrodziejstwami UMTS. Trudno przecież liczyć, by właściciele koncesji na oba systemy telefonii cyfrowej zaczęli szybko inwestować w nowe rozwiązania, których wprowadzenie uszczupli dochody z eksploatacji już działającego systemu GSM. W dodatku inwestycje w GSM jeszcze się nie zwróciły. Posiadanie licencji na oba systemy i wyeliminowanie konkurencji sprawiają, że można spokojnie zarabiać na GSM, nie inwestując w technologię UMTS. Trudno wyobrazić sobie lepszy prezent, a może powinniśmy napisać "lepiej spłacony dług"?

Więcej możesz przeczytać w 1/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.