Podatek specjalny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Za co płacimy więcej niż powinniśmy


Od dziesięciu lat mamy gospodarkę rynkową, ale to nie rynek wyznacza ceny wielu dóbr i usług - od czynszów i opłat za wodę przez gaz i energię cieplną po impulsy telefoniczne i cukier.
Prawie wszyscy operatorzy, zarówno telefonii stacjonarnej, jak i komórkowej (ostatnio próbuje zerwać z tym Plus GSM), pobierają opłatę nie za rzeczywisty czas rozmowy, lecz za impulsy. Nawet jeśli zakończyliśmy rozmowę sekundę po rozpoczęciu impulsu, płacimy za cały. W sieciach komórkowych pierwsza opłata dotyczy zwykle minuty, później naliczana jest co 30 sekund. TP SA natomiast nalicza impulsy co trzy minuty (jeśli rozmówców dzieli do 100 km) lub co minutę.
Nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego w Szczecinie tak zwany czynsz regulowany w lokalach o porównywalnym standardzie różni się o 10-12 proc. Miałoby to sens, gdyby lokatorzy mogli wybrać mieszkania przed zasiedleniem. Wprowadzenie podobnego, stworzonego przez urzędników systemu rozważają także władze Poznania.
Płacąc średnio 30 gr za kilowatogodzinę, 92 gr za metr sześcienny gazu lub 11 zł za metr sześcienny ciepłej wody, dotujemy nierentowne ciepłownie, gazownie i zakłady energetyczne. Nie mamy przy tym możliwości wyboru tańszego dostawcy. 33 zakłady energetyczne należące do skarbu państwa i koncesjonowane przez Urząd Regulacji Energetyki kupują prąd od Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Te zaś płacą za niego elektrowniom i elektrociepłowniom według dwóch taryf, a następnie sprzedają zakładom już po uśrednionej cenie. Najtańsza jest elektrownia Bełchatów (około 9 gr za kilowatogodzinę), najdroższe - elektrociepłownie opalane gazem (prawie 30 gr za kilowatogodzinę). Ostateczna cena energii nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem. Płacimy bowiem tak, jakby wszystkie siłownie produkowały ją po 30 gr za kilowatogodzinę.
Nie możemy też wybrać rodzaju gazu, z jakiego chcielibyśmy korzystać. Wielkopolanie i część Ślązaków skazana jest na tak zwany gaz zaazotowany - tańszy (60 gr za metr sześcienny), ale mniej wydajny niż wysokometanowy (92 gr za metr sześcienny), za który z kolei muszą płacić mieszkańcy innych regionów. Odbiorcy w Polsce nie mogą sprawdzić, ile azotu zawiera kupowany przez nich gaz.
Tymczasem w Unii Europejskiej obowiązuje tak zwana zasada dostępu stron trzecich. Stanowi ona, że odbiorca w dowolnym punkcie sieci może zawrzeć umowę z zakładem energetycznym i gazowym z każdej części świata, a wszyscy operatorzy mają mu w tym pomóc. Po wdrożeniu podobnej reguły w USA i Kanadzie ceny gazu spadły o 20-40 proc.
Prawo energetyczne przyjęte w 1997 r. miało zlikwidować monopol na dostawy energii, między innymi poprzez uwolnienie cen prądu. Niestety, w praktyce odbiorcy nadal płacą wszędzie tyle samo. Osoby budujące domy ponoszą dodatkowo horrendalne koszty przyłączenia do sieci i związanej z tym jej rozbudowy. Drobni klienci, na przykład właściciele domków jednorodzinnych, za typowe podłączenie do sieci muszą zapłacić nawet ponad 13 tys. zł, a za rozbudowę (co jest w praktyce niezbędne) - 22 tys. zł. Poza tym przyłącze natychmiast staje się własnością energetyki. Nie sposób znaleźć ekonomicznego uzasadnienia takich kosztów. Nadal też za przesył energii płacimy tyle samo, niezależnie od tego, czy jej źródło znajduje się kilometr, czy trzysta kilometrów od naszego domu.
Nie na wiele zdaje się oszczędzanie na przykład ciepła. I tak jesteśmy obciążani za straty powstałe w drodze z ciepłowni do mieszkań oraz awarie ciepłociągów, ogrzewanie klatek schodowych i piwnic. W Słupcy spółdzielnie zainstalowały w budynkach liczniki i urządzenia automatycznie regulujące temperaturę. Gdy zużycie ciepła spadło, zakład ciepłowniczy natychmiast podwyższył ceny. Gdy w Białymstoku w mieszkaniach z wodomierzami zużycie wody zmniejszyło się prawie o 40 proc., przedsiębiorstwo wodociągowe również zwiększyło opłaty.
Specjalny podatek płacimy nawet wtedy, gdy wyjeżdżamy na urlop. Wypoczywając w miejscowościach o walorach klimatycznych czy krajobrazowych, musimy uiścić tak zwaną opłatę miejscową, do niedawna nazywaną klimatyczną (1,23 zł za dzień). Obowiązuje ona na przykład w Międzywodziu, do którego walorów można zaliczyć smród dochodzący z miejscowej przepompowni i oczyszczalni ścieków - zakład znajduje się w sąsiedztwie ośmiu ośrodków wczasowych. Trzyosobowa rodzina wypoczywająca tutaj przez dziesięć dni za możliwość korzystania z uroków klimatu zapłaci około 40 zł. Również w Beskidach gminy mają prawo pobierać opłatę miejscową od turystów, mimo że w kotlinach najczęściej unosi się smog z ciepłowni spalających śmieci i gorsze gatunki węgla.
Kupując coś słodkiego, pamiętajmy, że dotujemy nieefektywne cukrownie i nieopłacalny eksport. Za granicę sprzedajemy rocznie 400-500 tys. ton cukru po cenie znacznie niższej niż na rynku wewnętrznym, gdzie kosztuje 3,5 zł. Cukrownie korzystają z dopłat eksportowych, a rząd dodatkowo chroni je przed zagraniczną konkurencją - cło na importowany cukier podniesiono ze 160 euro za tonę do 450 euro. Konsumenci zapłacili za to stuprocentowym, niczym nie uzasadnionym wzrostem cen. W województwach pomorskim, zachodniopomorskim i śląskim kilogram cukru kosztuje, nie wiadomo zresztą dlaczego, jeszcze więcej - ponad 4 zł.

Więcej możesz przeczytać w 2/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.