Monogamia seryjna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Seks w XXI wieku
 
Nowe stulecie będzie wiekiem jakości - także w dziedzinie seksu. Coraz bardziej wyrafinowany, coraz bardziej sterylny i wyjałowiony z uczuć seks będzie się stawać zabiegiem higienicznym. Nie będziemy się wprawdzie zdradzali, ale po miesiącu, roku bądź pięciu latach i tak znajdziemy nowego partnera.


Czy w dziedzinie seksu można jeszcze wymyślić coś nowego? W XXI wieku wrócimy raczej do tego, co dawno odkryte. "Zakres dostępnych przyjemności erotycznych został wyczerpująco opisany w 450 r. w Kamasutrze" - stwierdził w "Intymnej historii ludzkości" Theodore Zeldin. "Przez dziesięciolecia - a czasami nawet stulecia - trwały na przemian tendencje do rozwiązłości i wstrzemięźliwości seksualnej". Na tę sinusoidę nakładają się uwarunkowania społeczne. Im lepiej się ludziom powodzi, tym mniej prostolinijne są ich zachowania seksualne - dowiódł w swoich badaniach znany amerykański seksuolog Alfred Kinsley. A skoro wszystko wskazuje na to, że poziom życia będzie coraz wyższy, to i seks będzie najpewniej bardziej wyrafinowany.

Rozkosze kobiet
Do trzęsienia ziemi można porównać przełom w dziedzinie seksu, który nastąpił w ostatnim stuleciu. Kobiety odkryły orgazm. Przez wieki większość pań traktowała seks jako obowiązek małżeński. - Dziś tylko nieliczne przyznają się, że nie przeżywają orgazmu. Są znacznie bardziej niż matki czy babki świadome własnego ciała, a stało się tak głównie dzięki mediom - mówi dr Zbigniew Izdebski, seksuolog. Większość jego klientów to panowie, którzy są coraz bardziej zestresowani z powodu wymagań stawianych im przez partnerki. O tym, że podobne problemy mają mężczyźni na Zachodzie, świadczy ogromny sukces rynkowy książki francuskiego psychiatry Willy’ego Passiniego "Siła pożądania". Passini dowodzi w niej, że mężczyźni mają coraz mniejszą ochotę na seks, a zjawisko to nazywa nawet "seksualną anoreksją". Po wielowiekowym "totalitaryzmie męskim" przyszła pora na kobiecy, zapewne równie zgubny. Panowie bronią się jednak jak mogą. W połowie lat 90. powstał w Szwecji ruch wolontariuszy Mężczyźni 2000. Coraz więcej mężczyzn korzysta także z pomocy specjalistycznych ośrodków. Być może dlatego popularnością cieszy się też viagra. W ciągu niespełna dwóch lat tylko w USA wypisano na nią 17 mln recept, a w Europie w ciągu roku kupiono aż 27 mln tabletek. Właścicielom małych holenderskich hoteli do niedawna nie najlepiej szedł interes. Nie wiadomo, który z nich pierwszy wpadł na pomysł założenia u siebie klubu, gdzie obcy ludzie uprawialiby z sobą seks. Sukces był tak duży, że pomysł kupili także Niemcy i Francuzi. Do Swingers Club może się zapisać każdy, kto opłaci składkę i przejdzie weryfikację, której celem jest odrzucenie z grona kandydatów niebezpiecznych zboczeńców. Poza tym konfiguracje są dowolne. Nikt tu nikomu za seks nie płaci. Członkami są nie tylko osoby samotne, ale także stałe pary szukające nowych erotycznych bodźców.
"Rewolucja seksualna powoli pożera swoje dzieci. Dziś 'kochajcie się' nie oznacza już przyzwolenia, ale nakaz" - napisał tygodnik "Der Spiegel". W XXI wieku po prostu trzeba będzie uprawiać miłość. - Seks będzie jednak traktowany jak zabieg higieniczny, rozładowanie napięć, zaspokojenie podstawowych potrzeb. Ale będzie bardzo wyrafinowany, na najwyższym poziomie - uważa dr Zbigniew Izdebski. Nasze ciała będą więc coraz bardziej wypielęgnowane, a my coraz bardziej świadomi, jak osiągnąć orgazm i dobrze wypaść w łóżku. Niekoniecznie przed partnerem, przede wszystkim we własnych oczach, bo - z czym zgadzają się seksuolodzy, psychologowie i socjolodzy - więź emocjonalna między kochankami będzie coraz mniejsza. - Maleje i nadal maleć będzie akceptacja fizjologii - przewiduje seksuolog Maria Beisert. Już dziś bardzo silny jest wzorzec Kena i Barbie - pięknych, seksownych lalek, które nie pocą się, nie męczą, nie miesiączkują. - A przecież akceptacja fizjologii odgrywa w tej dziedzinie życia ogromną rolę. W czasie stosunku pocimy się mocniej niż zazwyczaj, szybciej oddychamy, stykamy się z wydzielinami. Dla coraz większej liczby osób jest to przerażające, brudne, niewłaściwe. Dlatego też popularność zdobywają czyste kontakty przez Internet - mówi Maria Beisert.

Kochanek wyłowiony z sieci
Paweł jest młodym warszawskim prawnikiem. - Szukam dziewczyn w Internecie, ponieważ w moim otoczeniu nie ma już nikogo interesującego - mówi. Na razie nie przyniosło to większych rezultatów, choć kilka znajomości zaczęło się całkiem obiecująco. Zazwyczaj jednak podczas pierwszego spotkania w realnym świecie następował kryzys. Dziewczyny okazywały się zupełnie inne, niż wcześniej się przedstawiały. Ale Paweł jest optymistą: - W końcu ją znajdę, nawet na drugim końcu cyberświata.
Popularność sieci wynika nie tylko z atrakcyjnych obrazków, ale przede wszystkim z możliwości kontaktu z drugim człowiekiem. Co prawda nie widać go, ale z pewnością istnieje. Główną zaletą Internetu jest anonimowość wirtualnego kochanka. - Istnieje ryzyko, że zastąpimy realnego człowieka wyobrażonym. Będziemy się masturbować tworzeniem ideału. Ucieczka w odrealniony świat będzie wynikać z obawy, że w prawdziwym zostaniemy zranieni - uważa etyk Andrzej C. Leszczyński.
Stronę FriendFinder.com - według "The Wall Street Journal" - odwiedza co miesiąc ponad 710 tys. osób, a match.com - prawie 500 tys. Każdego tygodnia Matchmaker.com zyskuje 40 tys. nowych członków. Nie są to tylko erotyczne czaty, ale także podobne do tradycyjnych biura matrymonialne. Kandydat zamieszcza ogłoszenie, w którym opisuje swoje oczekiwania. Szacuje się, że partnera znalazło w ten sposób aż 520 tys. osób. - Internet będzie niedługo głównym miejscem kojarzenia się par - mówi prof. Lew-Sta-rowicz. Jak twierdzi Deborah De Barr, która rozpoczęła badania nad randkami przez sieć, im bardziej człowiek jest zajęty pracą, tym częściej wykorzystuje Internet, aby znaleźć partnera. To właśnie intensywna praca jest największą konkurencją dla miłości.
- Tę tendencję widać już dziś. Na budowanie trwałego związku po prostu zaczyna brakować czasu - podsumowuje Maria Beisert.

Szybka miłość
Miłość będzie się szybciej kończyć nie tylko z powodu jej zaniedbywania. - Wszystko dzieje się szybciej i trwa krócej. Spotykamy coraz więcej ludzi, a więc szansa na ponowne zakochanie się wzrasta - uważa prof. Mirosława Marody, socjolog. Wzrosło też przyzwolenie na związki pozamałżeńskie, a coraz częstsze romanse zwiększają szansę, że w końcu trafi się ciąg dalszy. Kulturoznawcy przewidują wręcz koniec tradycyjnego modelu małżeństwa. - Model małżeństwa i związków kobiet z mężczyznami wypracowany przez chrześcijaństwo jeszcze wprawdzie funkcjonuje, ale coraz gorzej. Zatracił już dwie cechy: monogamię i nieodwołalność małżeństwa.
Polak ma w ciągu życia - jak podaje Światowy Raport Durex 2000 - przeciętnie 4,2 partnerów seksualnych, a średnia światowa wynosi 8,2. Według najnowszych badań przeprowadzonych dla ONZ przez dr. Izdebskiego, około 13 proc. zamężnych Polek i 11,5 proc. żonatych Polaków dopuszcza się zdrady. W Niemczech przyznaje się do tego aż 29 proc. kobiet i 41 proc. mężczyzn.
Małżeństwo cieszy się w naszym kraju coraz mniejszym powodzeniem. Według badań OBOP, aż 64 proc. społeczeństwa uważa, że obecnie jest więcej związków nieudanych niż kiedyś. Na liście zalet małżeństwa regularny seks znalazł się na ostatniej pozycji! Nie tylko rośnie średnia wieku osób decydujących się na ślub (w wypadku kobiet wynosi 24 lata, mężczyzn - 27 lat), ale także swój związek legalizuje coraz mniej par. - Proces rozpadu tradycyjnej rodziny rozpoczął się na Zachodzie w latach 60., kiedy pojawiły się pierwsze komuny hipisowskie - mówi prof. Marek Okólski, demograf z Uniwersytetu Warszawskiego. We Francji w konkubinacie żyje już co czwarty dorosły, a poza małżeństwami rodzi się tam prawie 40 proc. dzieci. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii, natomiast w Szwecji odsetek ten sięga 60 proc.
Kształt przyszłej rodziny zależeć będzie w znacznym stopniu od warunków ekonomicznych. - Im kobiety są bardziej niezależne i łatwiej im samodzielnie wychowywać dzieci, tym mniej palą się do zamążpójścia - mówi prof. Marody. Według niej, insty-tucja małżeństwa przetrwa, ale związki te będą trwać krócej i wchodzić w nie będzie-my kilka razy w życiu. - Ludzie będą sobie przez jakiś czas wierni przede wszystkim ze względów pragmatycznych. Równoległy związek oznacza przecież dodatkowe koszty, emocje, ryzyko. A my coraz bardziej nastawiamy się na własną wygodę - mówi prof. Marody. Gdy przestanie nam odpowiadać stary związek, stosunkowo łatwo przejdziemy do kolejnego. Pozostaniemy zatem przy monogamii, ale monogamii seryjnej.
Więcej możesz przeczytać w 2/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.