Śmiesznoty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Żartowanie polityczne. Pierwszy żart polityczny zasłyszany przeze mnie w dzieciństwie miał charakter filatelistyczny. Zbierałem wtedy znaczki i pewnie dlatego utkwił mi w pamięci. Na poczcie klient skarży się pani z okienka, że znaczek z Bierutem nie chce się przykleić. Pani mówi: "Bo pan pluje nie z tej strony". Popularne w klasie piątej Szkoły Podstawowej przy ul. Zagórnej w Warszawie było wtedy powiedzonko: "Kiedy w Polsce będzie lepiej? - Kiedy się Bierut zmieni na Dajut".
Kiedy w 1948 r. znalazłem się w wojsku, wiedziałem już, że pod żadnym pozorem nie wolno tego rodzaju kawałów opowiadać kolegom. Ale nie wytrzymałem i kiedy podmieniono naczelnego dowódcę ludowego wojska (bodajże w roku 1949), puściłem w plutonie pytanie: "Dlaczego marszałek Rokossowski ma podniesione brewki? - Bo się dziwi, że jest Polakiem". Kosztował mnie ten żarcik kilka dni aresztu ścisłego. Mogło się skończyć znacznie gorzej - kompanią karną, ale jako "przodownik wyszkolenia bojowego i politycznego" zostałem potraktowany ulgowo. Tłumaczyłem się podczas obowiązkowej samokrytyki, że nie zdawałem sobie sprawy z imperialistycznej dywersji ukrytej w tych słowach. Z wojska, tak czy inaczej, trzeba było odejść, bo liczba konfliktów z dowódcami wszystkich szczebli przekroczyła odporność paktu warszawskiego. Poczucie humoru nie było pożądaną cechą kadry oficerskiej. Generał Jaruzelski zaświadczy.
W fabryce, w której wylądowałem po wojsku w 1957 r., rewolucyjny duch rad robotniczych i etos Października sprawiły, że opowiadanie kawałów nie groziło już śmiercią lub kalectwem. Najbardziej kręciły dowcipy antysowieckie. Konkurs na obraz o Leninie. Wygrywa piękny pejzaż bez żadnych postaci. Wszyscy pytają: "A gdzie Lenin? - Lenin w Poroninie". Plakat reklamujący film "Lenin w październiku" z dopiskiem: "A koty w marcu". Pytania do Radia Erewan: "Czy w komunizmie będą pieniądze? - Wyłącznie!"; "Czy jest życie na Marsie? - Też nie ma!"; "Panie majster, Ruskie wylądowali na Księżycu!
- Wszystkie? - Nie, jeden. - To co mi d... zawracasz?". Ze względu na szczupłość felietonowego miejsca nie będę opowiadał, jak w końcu zabrałem się do satyrycznego kabaretu, w którym "czterdzieści lat minęło jak jeden dzień...". A setki, tysiące żartów poszło w naród, pomagając ludziom w zachowaniu równowagi psychicznej. Któregoś dnia patrzę ci ja w telewizor. Toczy się rozmowa z mężczyzną zwanym satyrykiem. Osobnik ów twierdzi, że polityka w ogóle go nie interesuje. A żartowanie polityczne jest w złym guście. To niesamowite. Człowiek, który żyje w wolnej Polsce, bez cenzury, świadomie rezygnuje z komentowania najbardziej istotnej sfery życia publicznego i jeszcze się tym chełpi, i jeszcze uchodzi za satyryka! Tak się porobiło...

Jan Pietrzak
Więcej możesz przeczytać w 3/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.