Kryminał interaktywny

Kryminał interaktywny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Reality shows to przyszłość telewizji. Reality shows należą do tej samej telewizyjnej rodziny co telenowele dokumentalne (w Polsce "Nieparzyści" bądź "Szpital Dzieciątka Jezus") i relacje z codziennego życia zwykłych ludzi, takie jak "Big Brother", którego realizację wkrótce rozpocznie TVN. Powstały pod wpływem nowego pokolenia odbiorców, wychowanego na pracy z komputerami, zmuszającej do aktywności. Jak zatem będzie wyglądać kino XXI wieku? Czy urzeczywistnią się wizje futurologów i powstaną wygenerowane przez komputer światy, do których każdy może wejść i odegrać swoją rolę?
 

Reality shows należą do tej samej telewizyjnej rodziny co telenowele dokumentalne (w Polsce "Nieparzyści" bądź "Szpital Dzieciątka Jezus") i relacje z codziennego życia zwykłych ludzi, takie jak "Big Brother", którego realizację wkrótce rozpocznie TVN. Powstały pod wpływem nowego pokolenia odbiorców, wychowanego na pracy z komputerami, zmuszającej do aktywności. Jak zatem będzie wyglądać kino XXI wieku? Czy urzeczywistnią się wizje futurologów i powstaną wygenerowane przez komputer światy, do których każdy może wejść i odegrać swoją rolę?
Wielu artystów, chcąc zadowolić odbiorców, zamiast tworzyć własne wizje, utrwala rzeczywistość. Nowym typem bohatera jest wzięty z ulicy człowiek, który gra samego siebie. Dzięki temu widz wierzy, że wszystko, co mu się przytrafia, dzieje się naprawdę. Amerykańskie związki zawodowe aktorów już wyraziły zaniepokojenie rozwojem "spektakli podglądania". Pojawiają się bowiem teorie głoszące zmierzch aktorstwa.
Coraz popularniejsze stają się programy umożliwiające podglądanie innych ludzi, zarówno podczas codziennych czynności, jak i w ekstremalnych sytuacjach. Ten rodzaj telewizyjnego widowiska opiera się na naturalnej dla człowieka ciekawości życia sąsiadów. Zwyczajni bohaterowie stają się atrakcyjniejsi od sławnych aktorów i polityków. A jeśli w dodatku stawiamy przed nimi interesujące zadania i umieszczamy akcję w scenerii południowej Francji, to sukces gwarantowany.
Taki właśnie był zrealizowany przez TVN program "Agent", w którym dwunastu uczestników wykonywało zadania zarówno sprawnościowe, jak i wymagające pewnej wiedzy i intuicji. Zwycięzca tego plenerowego teleturnieju wygrał ponad 100 tys. zł - pieniądze zebrane przez grupę w trakcie kolejnych konkurencji. Przez trzy miesiące miliony widzów śledziło porażki i zwycięstwa zawodników i zastanawiało się, tak jak bohaterowie programu: kto jest agentem? Dyskusja przeniosła się nawet do Internetu, jak to już w innych krajach bywało w wypadku komentowania zachowania bohaterów "Big Brother". "Agent" był w Polsce najdroższym widowiskiem telewizyjnym - kosztował niemal tyle, ile produkcja filmów typu "Ogniem i mieczem". Realizatorom programu udało się stworzyć atmosferę niepewności godną najlepszych kryminałów. Wśród konkurencji, które czekały na uczestników, były m.in. skok na bungee, paintball, bieg na orientację, pościg nocą w labiryncie, obóz przetrwania, sztafeta, a także rozpoznawanie smaku wina i odróżnianie prawdziwego zegarka firmy Rolex od jego imitacji. Czasem ktoś musiał zmienić wygląd - zrobić tatuaż albo ogolić głowę. Bohaterowie programu często stawali przed wyborami moralnymi: dobro własne, grupy czy innej osoby.
W tych zmaganiach istotna była również znajomość ludzkich charakterów i umiejętność obserwacji. Po każdym odcinku zawodnicy musieli odpowiedzieć na dwadzieścia pytań, na przykład o to, kto jest agentem, jak agent był ubrany, co jadł na śniadanie, jaki jest jego ulubiony kolor. Ten, kto odpowiedział najgorzej, odpadał. Reality shows są eksperymentami nie tylko realizacyjnymi, ale i psychologicznymi. Uczestnicy tych programów niejednokrotnie są bliscy załamania, a na pomoc realizatorów nie mogą liczyć.
Polskiego "Agenta" oglądały 3 mln widzów, a do organizatorów castingu wpłynęło kilka tysięcy zgłoszeń. Oryginalna wersja programu pod tytułem "De Mol" (po flamandzku "kret") została wymyślona i po raz pierwszy zrealizowana w Belgii, gdzie odniosła ogromny sukces, a na tegorocznym festiwalu telewizyjnym w Montreux otrzymała Złotą Różę. Finałowy odcinek belgijskiej wersji oglądało 64 proc. widzów. Nakręcono także inne zagraniczne wersje "Kreta", między innymi w Norwegii, Szwecji, Niemczech i na Węgrzech. Licencję wykupiły do tej pory stacje telewizyjne z ponad 40 krajów.
Reality show można nazwać telewizją empatyczną, zmuszającą widza do utożsamiania się z bohaterami. Jeszcze większą atrakcję stanowi jednak możliwość wpływania na bieg widowiska. Najdalej w tym kierunku posunął się "Big Brother", w którym publiczność mogła głosować telefonicznie, kto z uczestników odpadnie, a kto pozostanie.
Tych, którzy występują w reality shows, przyciągają całkiem inne względy. Poza pieniędzmi liczy się przede wszystkim szansa sprawdzenia się w trudnych warunkach, chęć przeżycia przygody, a nawet - jak to określiła (za Paulem Coelho) Izolda, jedna z uczestniczek "Agenta" - "stworzenia własnej legendy". To również ucieczka od monotonii codziennego życia.
Konkurencyjnych dla TVN-owskiego "Agenta" "Ryzykantów" (amerykański "Sur-vivor") emitowała Telewizja Polska. W tym programie szesnastu ochotników podzielonych na dwie wrogie drużyny wykonuje liczne zadania (czasem budzące niesmak, jak zjadanie żywych robaków) na bezludnej wyspie Pulau Tiga na Morzu Południowochińskim. Drużyna, która przegra rywalizację, musi w głosowaniu wykluczyć ze swojego grona najmniej przydatnego zawodnika. Ten, kto przetrwa, wygra milion dolarów. Błędem TVP było jednak zakupienie gotowej amerykańskiej wersji "Ryzykantów". Lepiej byłoby zrealizować własny program - oparty na zagranicznej licencji - z udziałem polskich bohaterów. Największym atutem reality shows jest bowiem swojskość uczestników. Polskiemu widzowi łatwiej identyfikować się z gospodynią domową z Żywca, studentem lub emerytowanym górnikiem niż z ame-rykańskim prawnikiem. Jednocześnie programy typu reality show dostarczają cennej wiedzy o zachowaniach ludzi z różnych stron świata. Szwedzi byli zdziwieni, że polscy uczestnicy "Agenta" pomagali sobie nawzajem, często postępując altruistycznie, w przeciwieństwie do bohaterów szwedzkiej wersji programu, którzy myśleli przede wszystkim o zdobyciu głównej nagrody. Socjologowie zaobserwowali, że w hiszpańskiej wersji "Big Brother" narodziło się najwięcej romansów, a edycja amerykańska była najbardziej bezkonfliktowa. Nie ma już chyba wątpliwości, że reality shows to przyszłość telewizji. Podglądactwo wciąż jednak bywa postrzegane ambiwalentnie: lubimy podglądać, ale nie chcemy, by nas podglądano. Nie każdy też chce, by inni oglądali zachowania, które on uważa za niemoralne. W USA rozlegają się już protesty przeciwko nowemu serialowi "Wyspa pokusy", w którym na Karaibach wierność czterech par ma zostać wystawiona na próbę przez grono przystojnych kusicielek i kusicieli. Z tego typu przedsięwzięciami wiążą się jeszcze większe niebezpieczeństwa. Po emisji odcinka "Agenta", w którym jeden z uczestników zabił królika, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zapowiedziało skierowanie do sądu sprawy o zabijanie zwierząt dla rozrywki. W filmach fabularnych nikt już nie zwraca uwagi na krwawe sceny morderstw. Czy i w reality shows przyjdzie czas na więcej krwawych scen bez użycia czerwonej farby?

Więcej możesz przeczytać w 3/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.