Stróż porządku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Minister jest jak ambulans - przekonuje Jean-Claude Gayssot, szef resortu transportu. Historia Francji milczy jednak o tym, by ktoś umarł wskutek niedojechania ministra punktualnie na naradę lub przyjęcie. Ciekawie jest być komunistą. Ciekawie też jest być ministrem. Połączenie tych przymiotów, czego owocem jest powstanie ministra komunistycznego, daje efekty jeszcze ciekawsze. Dusza komunisty wzywa do obalania przywilejów i troski o prostych ludzi, ale ciało ministra z przywilejów korzysta i za prostego człowieka wcale się nie uważa.
 
We Francji jeden z komunistycznych ministrów, Jean-Claude Gayssot, kieruje resortem transportu. Do jego obowiązków należy m.in. dbałość o bezpieczeństwo na drogach i zabieganie wszelkimi sposobami o to, by obywatele przestrzegali przepisów oraz powodowali jak najmniej wypadków. Kiedy zbliżają się masowe wyjazdy na wakacje albo weekendy znane ze szczególnie dużej liczby ofiar na drogach, minister Gayssot pojawia się w telewizji i wzywa kierowców do okazania prawdziwie obywatelskiej postawy i przestrzegania zasad kodeksu drogowego. Z dużą regularnością ogłasza także wielkie akcje represyjne, na przykład wysyłanie na drogi kraju dwudziestu tysięcy żandarmów i policjantów, którzy przez cały weekend mają surowo karać kierowców za najmniejsze wykroczenia. Wszystko to w trosce o życie i zdrowie ludzkie, wartość najbliższą każdemu komuniście i każdemu ministrowi. Jean-Claude Gayssot jest ministrem ambitnym i stara się uzyskiwać w swojej pracy jak najlepsze wyniki. Ostatnio osiągnął na przykład znakomity rezultat w klasyfikacji dokonanej przez wyspecjalizowany w problematyce samochodowej tygodnik "Auto Plus". Reporterzy tego pisma przez pewien czas jeździli dyskretnie za pojazdami służbowymi prezydenta i większości członków rządu, sprawdzając, czy ich kierowcy przestrzegają przepisów drogowych. Samochód ministra Gayssota zajął drugie miejsce pod względem liczby i wagi popełnionych wykroczeń. W ciągu pięciu dni dorobiłby się 17 punktów karnych (we Francji można ich otrzymać najwyżej 12, potem traci się prawo jazdy) oraz mandatów w wysokości ponad 8,7 tys. zł. Takie same wyniki uzyskał inny czołowy stróż porządku na drogach, minister spraw wewnętrznych Daniel Vai-llant, przyłapany m.in. na przekroczeniu o 30 km/h dozwolonej szybkości na Polach Elizejskich, oraz minister gospodarki i finansów Laurent Fabius, który w ciągu jednego tylko dnia zdążył złamać zakaz skrętu w lewo i przejechać skrzyżowanie na czerwonym świetle. Wszystkich pobiła wszak świeżo upieczona szefowa resortu sprawiedliwości Marylise Lebranchu - skądinąd jedyna w tym gronie osoba, której wyłącznym zadaniem jest nadzorowanie przestrzegania prawa. Przy okazji zaledwie dwóch wyjazdów kierowca pani Lebranchu powinien w normalnych warunkach zarobić 19 punktów i zapłacić równowartość 12,5 tys. zł w formie mandatów. Wykroczenia najczęściej popełniane przez ministerialne pojazdy to przejeżdżanie na czerwonym świetle, wymuszanie pierwszeństwa, przekraczanie dozwolonej prędkości i niebezpieczne wyprzedzanie. Są jednak i tacy, którzy zdołaliby zachować prawo jazdy. Kierowcy premiera udałoby się to z trudem, bo zasłużył na utratę 11 punktów, za to wóz ministra obrony zarobił tylko 3 punkty karne (co wojsko, to wojsko!), a prezydenta Chiraca - zaledwie 2 punkty. Dokąd jednak miałby się on spieszyć, skoro w dobie kohabitacji z lewicowym rządem jego możliwości działania są i tak ograniczone?
Srebrny medalista Jean-Claude Gay-ssot zabrał się żwawo do wyjaśniania publiczności źródeł swojego sukcesu. Minister jest jak ambulans - zapewnił dziennikarzy, chociaż historia Francji jakoś milczy o wypadkach, gdy ktoś umarł wskutek niedojechania ministra punktualnie na naradę lub przyjęcie. Brak również wiadomości o tym, że spóźnienie się któregoś z członków Rady Ministrów na jej obrady wywołało kiedykolwiek w jej gronie przedwczesny poród. Szef resortu transportu podkreślił - podobnie jak mistrzyni, pani Lebranchu - że jest człowiekiem niezwykle zajętym, ma napięty harmonogram zajęć i ważne zadania do wykonania, więc przekraczanie przezeń przepisów drogowych jest usprawiedliwione. Taaak, takie tłumaczenia policjanci lubią szczególnie. Panie władzo, spieszyłem się, bo mam spotkanie z klientem, od którego zależy wielki kontrakt dla firmy! Aha - odpowie pan władza - to trzeba było wyjechać wcześniej i lepiej zaplanować czas. I wręczy mandat wraz z powiadomieniem o liczbie karnych punktów. Aby wesprzeć tezę o pokrewieństwie ministra z ambulansem, Jean-Claude Gayssot pokazał prasie migające niebieskie światełko, które w razie potrzeby może umieścić na dachu samochodu. Zaznaczył jednak, że robi to bardzo rzadko. Oczywiście, przecież mogłoby to nasunąć podejrzenia, że korzysta z przywilejów. A tak przeskakuje przez ciągłą linię, przelatuje na czerwonym świetle, zajeżdża drogę mimo znaku podporządkowania jak całkiem zwykły kierowca i ludzie klną na tego chama, co to sobie wyobraża, że jest nie wiadomo kim, natomiast opinia o ministrach i komunistach pozostaje nieskalana.

Piotr Moszyński
Więcej możesz przeczytać w 3/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.