Syndrom Wschodu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zachodnim Europejczykom wszystko, co leży za Odrą, nadal kojarzy się z biedą i szarzyzną. Niewiarygodne! - krzyczał niemiecki sprawozdawca telewizyjny, gdy Adam Małysz szybował w Bischofshofen. Nawet wśród superlatywów pod adresem "polskiego orła" nie zabrakło jednak wypowiedzianych mimochodem uwag, z których przebijały stare uprzedzenia. Gratyfikacje, jakie otrzymał za zwycięstwa, są w sumie "niewielkie, ale jak dla Polaka to bardzo dużo..." - oby tylko nie popadł w alkoholizm. Nikt nie kwestionował zwycięstwa Małysza, w prasie pojawiły się natomiast wymowne porównania: niemiecki zawodnik Martin Schmitt zarabia rocznie 2 mln marek, a wschodnioeuropejski mistrz 150 tys. marek.
 
Nic nie kojarzy się dziś w Niemczech gorzej niż wyrazy zaczynające się od przedrostka Ost- (wschód). "Ich paleta, bogata u nas jak w żadnym innym kraju, sięga od Ostbloku po Ostprodukt. Zacofanie, despotyzm, barbarzyństwo i szarzyzna" - piszą niemieccy publicyści, sygnalizując powrót dawnego obrazu Europy Wschodniej. Mimo zbliżania się terminu rozszerzenia unii (Osterweiterung) i mimo niewątpliwych postępów transformacji u dawnych satelitów Moskwy, stereotypy trzymają się zaskakująco mocno.
- Europa wpadła w sidła własnego sukcesu - mówi prof. Werner Weidenfeld, politolog z Uniwersytetu Monachijskiego. Jego zdaniem, stereotypy to sprawa wtórna. Najpierw są fakty historyczne, dopiero później następuje społeczna reakcja na nie i zmiana nastawienia. Gdy mieszkańcy środkowej i wschodniej Europy wypowiedzieli posłuszeństwo wielkiemu Związkowi Radzieckiemu, na Zachodzie zapanował powszechny podziw. Skończyło się jednak na wysyłaniu paczek dla dzielnych ubogich krewnych. Entuzjazm szybko wygasł, gdy się okazało, że zabiedzone kraje postkomunistyczne chcą się znów wprowadzić do wspólnego europejskiego domu. "Tania polska siła robocza" zabierze miejsca pracy, polscy chłopi wyłudzą z brukselskiej kasy ostatnie euro, przez nieszczelne granice przeniknie fala wszelkiej maści przestępców i nielegalnych emigrantów... Przeciętni obywatele zaczęli się bać utraty stabilności i dobrobytu. Na wszelki wypadek kanclerz Gerhard Schröder wystąpił o przejściowy zakaz zatrudniania nowych obywateli unii, a minister spraw wewnętrznych Otto Schily zapewnił przed tygodniem, że kontrola na odrzańsko-nyskiej granicy będzie zachowana jeszcze przez wiele lat.
- To prawda, że określenie Osterweiterung ma dla wielu groźny wydźwięk - przyznaje berliński historyk Philipp Ther, jednak przyczyn fobii nie upatruje w aspiracjach krajów postkomunistycznych. Jego zdaniem, uprzedzenia wobec wszystkiego, co się wiąże ze Wschodem, mają wielowiekowe korzenie. Dzisiejsza "mapa mentalności" ukształtowała się po klęsce Napoleona w Rosji. Od tamtej pory linia podziału między cywilizacyjnie rozwiniętym Zachodem a zacofanym, antydemokratycznym Wschodem przebiegała wzdłuż granicy między Niemcami i Rosją. Definitywne przypisanie Polski do Europy Wschodniej nastąpiło po stłumieniu powstania styczniowego.
Po drugiej wojnie światowej granice Europy Wschodniej sięgnęły aż po Łabę. Niemcy z byłej NRD do dziś odczuwają skutki tego podziału. Wystarczyło zaledwie półwiecze, by zaczęto im przypisywać negatywne cechy. Dziesięć lat po rozbiórce muru berlińskiego Ossis ciągle się skarżą, że rodacy z tak zwanych starych landów traktują ich jak głupich, leniwych i brudnych nieokrzesańców.
Zmiana wizerunku przychodzi tym łatwiej, im mniej jest bezpośrednich związków i emocji. "Upadek komunizmu postawił wiele narodów w sytuacji odległej od normalności, często powodując staczanie się w spory etniczne, autorytaryzm i układy mafijne. Jednak dzisiejsza Polska bardziej przypomina Hiszpanię czy Portugalię niż większość państw byłego bloku wschodniego" - napisał "New York Times", choć gazeta ta przez niektórych rodaków uznawana jest za raczej nam nieprzychylną. W ocenie redakcji obecne problemy Polaków są właściwie takie same jak te, z którymi boryka się większość rządów zachodnich. "Rosja nie jest Polską - pada w konkluzji - i w tym całe nieszczęście."
Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych polish jokes z lat 60. są wypierane przez uznanie dla naszych dokonań z ostatnich lat, w oczach zachodnich Europejczyków - przede wszystkim graniczących z nami Niemców, ale i nieco bardziej odległych Francuzów i Włochów - nastąpił odwrotny proces. Najpierw był podziw dla heroizmu "ludzi z marmuru", potem - za sprawą napływu złodziei, szmuglerów i prostytutek ze Wschodu - odżyły dawne stereotypy uzupełnione o nowe negatywne skojarzenia.
Dziś w niemieckiej prasie o polskich przestępcach pisze się nie częściej niż o niemieckich w Polsce. Nadszarpnięta reputacja i dawne uprzedzenia dają jednak o sobie znać nie tylko podczas rozmów o naszym przyszłym wkładzie w życie Unii Europejskiej. Stereotypy okazują się elementem walki z niewygodną wschodnią konkurencją. Gdy właściciele przygranicznych stacji benzynowych w Niemczech zaczęli się skarżyć na brak klientów, w "Bild am Sontag" ukazała się obszerna publikacja pod krzyczącym tytułem "Tania benzyna z Polski uszkadza silniki!". Handlowcy wolą nie eksponować miejsca produkcji towarów importowanych "ze Wschodu", bo Ostprodukty gorzej się sprzedają.
Wśród ludzi z kręgów politycznych i gospodarczych zaczynają przeważać korzystne spostrzeżenia, choć ich wypowiedzi na użytek wyborców i świata biznesu nie zawsze o tym świadczą. Gdy kanclerz Niemiec zażądał siedmioletniej kwarantanny dla Polaków przed dopuszczeniem do unijnego rynku pracy, "Berliner Zeitung" nie miała wątpliwości: "Pod względem politycznym propozycja Schrödera jest czytelna, pod względem ekonomicznym - bez sensu". Już przed szczytem w Nicei specjalna komisja CDU przedstawiła raport pod tytułem "Szanse i wyzwania rozszerzenia UE", w którym odnotowano: "Przepływ robotników, rzemieślników, przedsiębiorców i przedstawicieli wolnych zawodów będzie się odbywał, tak jak już się to dzieje, w obu kierunkach. Obecnie więcej Niemców pracuje w Czechach niż odwrotnie, a bezrobotni z Meklemburgii-Pomorza Przedniego znajdują zatrudnienie w Szczecinie". Również komentator "Financial Times Deutschland" nie ma wątpliwości, że "obawy powinny raczej dotyczyć kwestii: co zrobimy, gdy ci ludzie nie przyjadą?". Jakby na potwierdzenie tej tezy na początku roku Niemiecki Związek Przemysłu ogłosił 1,3 mln wakatów. Wzrost dochodów w Polsce i innych krajach Europy Środkowej powoduje, że wyjazd "na saksy" powoli przestaje być opłacalny. Nawet niemieccy chłopi, najczęściej korzystający z pomocy Polaków, muszą zabiegać o chętnych do pracy. Po podniesieniu szlabanu granicznego dla 20 tys. informatyków "z importu" na przyjazd do Niemiec zdecydowało się zaledwie stu polskich specjalistów. Poza tym - jak podkreśla Instytut Niemieckiej Gospodarki - bezrobocie w polskich województwach przygranicznych jest mniejsze niż po drugiej stronie Odry i Nysy. Schröder nie użył tych argumentów. Kanclerz wie, że większość obywateli święcie wierzy, iż niemiecka dniówka ma wciąż wartość kilku pensji u nas, wolał się więc wcielić w rolę projektanta tamy przed zalewem taniej konkurencji.
- W historycznym zrastaniu się Europy gospodarka pełni pierwszoplanową funkcję, gdyż zwraca ku sobie kraje i ludzi. Niestety, ten łączący element często bywa niedoceniany. Więcej naszych obywateli potrafi wymienić nazwy knajp wzdłuż plaży na Majorce niż stolic na wschód od granic unii - argumentuje Gert Maichel, szef zarządu spółki VEW. W rozmowach z przeciętnymi Francuzami, Niemcami czy Włochami nadal trzeba wyjaśniać, że Polska nie znajduje się na skraju zapaści. By nie kojarzono samochodów Cinquecento z niedorozwiniętym Wschodem, turyński koncern wolał go sprzedawać z etykietą "made by Fiat" zamiast "made in Poland".
Na razie polskie przemiany dostrzegli głównie unijni hotelarze. Nasi narciarze zostawiają pieniądze w niejednym austriackim pensjonacie, coraz więcej rodaków plażuje nad włoskimi morzami, a uczestnicy pielgrzymek zapewnili sobie niemal wyłączność w sektorze taniej turystyki. Jednocześnie jednak masowe wizyty u "polskiego papieża" utwierdzają Włochów czy Niemców w ich odwiecznym przekonaniu o naszym "skrajnym katolicyzmie". W Niemczech stereotypowe określenie Pole-Kathole znaczy prawie to samo co ciemnogród. Co ciekawe, dla protestanckich Anglików nasze przywiązanie do wiary nie ma wydźwięku pejoratywnego.
- Na drodze Europy ku przyszłości stoi wiele pozostałości jej historii. Jaką rolę odegra ten kontynent w świecie XXI stulecia? Ideału otwartości czy "eurotwierdzy"? - pyta retorycznie prof. Ludger Kühnhardt, szef Centrum Badań Europejskiej Integracji w Bonn. W rzeczywistości syndrom oblężonej twierdzy może się zmienić dopiero wraz ze zmianą stereotypów o wschodnich sąsiadach, kiedy dzisiejsi kandydaci do europejskiego ekskluzywnego klubu z oblegających sami staną się obleganymi. Jeszcze w latach 70. większość pokojówek w Paryżu pochodziła z Portugalii i Hiszpanii, a na portugalskich wyrobach przemysłowych pisano dyskretnie "made in Europe". Dziś państwa iberyjskie bronią się przed napływem gastarbeiterów z południa, a naklejka "made in Spain" przestała budzić skojarzenia ze złą jakością.
Więcej możesz przeczytać w 4/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.