Ścigani

Dodano:   /  Zmieniono: 
Międzynarodowymi listami gończymi ściganych jest każdego roku kilkudziesięciu polskich gangsterów
Kilkuset polskich przestępców ukrywa się za granicą

Są oni podejrzani o poważne przestępstwa gospodarcze, zabójstwa, oszustwa na wielką skalę. W rzeczywistości bandytów uciekających przed wymiarem sprawiedliwości jest znacznie więcej niż listów gończych - nawet dziesięciokrotnie. Ukryci poza granicami kraju liczą na wyciszenie ich spraw, a w konsekwencji na bezkarność. Najczęściej ukrywają się w Niemczech, europejskiej części Rosji, na Ukrainie, Białorusi. Są też tacy, którzy zaszyli się na Dalekim Wschodzie, w Republice Południowej Afryki, Australii, Ameryce Południowej.

Wielkie tournée żołnierzy gangu Oczka
Przez dziewiętnaście miesięcy ścigano w całej Europie 39-letniego Sylwestra O., przestępcę z Pomorza Zachodniego, należącego do zbrojnego gangu Marka K., pseudonim Oczko. W lutym 1998 r. umknął on ogólnopolskiej obławie, a kiedy dwunastu jego kompanów posadzono na ławie oskarżonych, z ukrycia kierował pozostającymi na wolności "żołnierzami". - Sylwester O. korzystał przynajmniej z dwóch fałszywych paszportów. Pojawiał się i znikał, m.in. w Hiszpanii, Holandii i Niemczech. Nigdzie nie zagrzewał miejsca - mówi policjant ścigający gangstera.
W maju ubiegłego roku aresztowano żonę Sylwestra O., podejrzaną o współpracę z gangiem i udział w porwaniu. Przestępca stracił wówczas zimną krew. Policjanci zlokalizowali go, sprawdzając przebywających na wolności kompanów, którzy przekraczali granicę Polski, aby się z nim spotkać. 25 września ubiegłego roku Sylwester O. umówił się z siedmioma Polakami na kolację w restauracji na szczycie wieży telewizyjnej w Düsseldorfie. - W lokalu było tłoczno, zatem ze względów bezpieczeństwa komandosi czekali prawie do północy. Akcję przeprowadzono błyskawicznie. Sylwester O. pokazywał fałszywe dokumenty, ale nie było wątpliwości, że zatrzymano właściwą osobę. Zdradził go charakterystyczny tatuaż na rękach - dodaje policjant.
Ministerstwo Sprawiedliwości wystąpiło o ekstradycję przestępcy, zaś adwokaci - o azyl dla swojego klienta. Polskie organa ścigania wciąż czekają na jego powrót do kraju. Tymczasem niedawno - pod silną eskortą kompanii antyterrorystycznej - powrócił do Polski inny ścigany w Europie członek tego samego gangu, 31-letni Piotr R. Przestępca wpadł przez tragiczny dla niego splot wydarzeń. Latem ubiegłego roku w Malmö na południu Szwecji zastrzelono kobietę, z którą R. chciał ułożyć sobie życie. Zabójca celował także do jej partnera, ale tylko go ranił. Mimo śledztwa prowadzonego w związku ze strzelaniną, tamtejsza policja nie wiedziała, że ma do czynienia ze ściganym przestępcą. Tożsamość Piotra R. rozszyfrowali funkcjonariusze straży granicznej w Świnoujściu. - Szwedzi dostarczyli nam zdjęcie rannego mężczyzny, który przedstawiał się jako Włodzimierz J. Podejrzewali go o handel narkotykami. Przeprowadziliśmy rozpoznanie i ustaliliśmy, kim jest naprawdę. We wrześniu Piotra R. aresztowano, a w lutym tego roku deportowano - opowiada wysoki funkcjonariusz Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej.

Szukanie igły w stogu siana
Udaremnienie wyjazdu z Polski ściganym przestępcom należy do rzadkości, chociaż straż graniczna jest na to wyczulona. - Podobnie jak w innych krajach korzystamy z tak zwanego systemu zastrzeżeniowego, zawierającego wykaz osób poszukiwanych za różne przestępstwa - mówi Włodzimierz Warchoł, doradca komendanta głównego straży granicznej. W systemie zastrzeżeniowym znajduje się prawie sto tysięcy danych osobowych. Problemem jest to, że ścigani przestępcy nie podróżują pod własnymi nazwiskami. Poza paszportem zmieniają także swój wizerunek: farbują włosy, zapuszczają zarost, coraz częściej poddają się operacjom plastycznym lub drobnym korektom niwelującym charakterystyczne znamię lub tatuaż. Policjanci biorący udział w międzynarodowych poszukiwaniach osób ściganych listami gończymi twierdzą, że jeżeli przestępca jest spokojny, a jego dokumenty dobrze podrobione, rutynowa kontrola na granicy nic nie da. Funkcjonariusz musiałby mieć doskonałą pamięć, aby skojarzyć twarz turysty ze zdjęciem na jednym z wielu listów gończych. O wpadce gangstera najczęściej decyduje przypadek. - Zdarza się, że poszukiwany wyciąga z kieszeni równocześnie dwa dokumenty z różnymi nazwiskami lub podaje funkcjonariuszowi dwa paszporty - mówi mjr Wojciech Lechowski z Pomorskiego Oddziału Straży Granicznej.

Ekstradycja
Nieuchwytny pozostaje wciąż m.in. 29-letni Krzysztof Tomasz F., zabójca z Wrocławia, który w lipcu 1997 r. oddał siedem strzałów do 23-letniego Wojciecha L. (mężczyzna nie przeżył). F. znany był w przestępczych kręgach pod pseudonimem Zając. Związał się z gangami samochodowych złodziei, był karany za rozboje i brutalne wymuszenia. Policja ostrzega, że jest on osobą niebezpieczną - nie waha się użyć broni. Nie wiadomo, w jakim kraju znalazł sobie schronienie. - Kiedy sprawcy poważnych przestępstw ukrywają się za granicą, dokumenty zawierające rysopis podejrzanego i odbitki linii papilarnych przekazujemy do Biura Międzynarodowej Współpracy Policji, czyli polskiego biura Interpolu, które przesyła je do centrali w Lyonie - wyjaśnia prokurator Kornel Socha z Prokuratury Krajowej, jednocześnie naczelnik Wydziału Obrotu Prawnego z Zagranicą w Ministerstwie Sprawiedliwości. - Jeżeli nie wiemy, w jakim kraju przebywa podejrzany, wnioskujemy o zarządzenie poszukiwań na całym kontynencie lub na świecie. W imieniu ministra sprawiedliwości zapewniamy władze innych państw, że po zatrzymaniu ściganego przestępcy polska strona wystąpi o jego ekstradycję.
W drodze ekstradycji przekazano do Polski sprawców najgłośniejszego w latach 90. napadu na konwój bankowy: Cezarego S. i Jarosława Sz., byłych ochroniarzy firmy BRE Service Assistance, oskarżonych o kradzież miliona dolarów z transportu pieniędzy z wrocławskiego oddziału Raiffeisen Centrobank. Do rabunku doszło w styczniu ubiegłego roku na trasie Wrocław-Poznań. Obaj poszukiwani przekroczyli granicę polsko-czeską, a następnie dotarli do Niemiec. Cezary S. i Jarosław Sz. znaleźli schronienie w dzielnicy Neuhausen w Monachium. Prawdopodobnie zamierzali uciekać dalej - do Chorwacji. Mieli fałszywe dokumenty i rekwizyty zmieniające wygląd. W kwietniu zaskoczyła ich niemiecka brygada specjalna. W środku nocy komandosi wtargnęli do mieszkania, w którym przebywali Polacy.
- Mieliśmy w Niemczech informatorkę, która przekazała nam wiele istotnych szczegółów, choćby to, że poszukiwani mężczyźni posługują się fałszywymi dokumentami oraz wynajęli mieszkanie. Obserwowaliśmy też mężczyznę, który przyjechał z Niemiec do Polski i kontaktował się z podejrzanymi. Po nitce doszliśmy do kłębka - mówi Sławomir Cisowski, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.

Jutro Meksyk
- Polscy przestępcy ukrywają się głównie w krajach europejskich, ale docierają również do Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Zdecydowanie omijają Azję. Niektórzy przebywają za granicą całe lata. Każdego roku poza granicami kraju poszukujemy kilkudziesięciu przestępców, którzy działali w naszym kraju. Międzynarodowa współpraca organów ścigania przynosi też coraz lepsze efekty. Zatrzymujemy bowiem coraz więcej ukrywających się nawet w dalekich krajach przestępców, w tym około dwudziestu z Polski. Najwięcej problemów mamy z osobami posiadającymi podwójne obywatelstwo, ponieważ żaden kraj na świecie - poza Wielką Brytanią - nie chce wydawać swoich obywateli - mówi Hanna Ruszkowska, dyrektor polskiego biura Interpolu. Eksperci tropiący zbiegłych bandytów twierdzą, że kilkadziesiąt tego typu spraw rocznie nie odzwierciedla rzeczywistej skali zjawiska. Poszukiwań na międzynarodową skalę jest bowiem zdecydowanie mniej niż zwiedzających świat bezkarnych bandytów.

Czekając na błąd
Podobno każdy uciekinier wcześniej czy później popełnia jakiś błąd: nawiązuje kontakt z rodziną, wraca do starych przyzwyczajeń bądź popełnia przestępstwo w charakterystyczny dla siebie sposób. Taki błąd popełnił Bogdan W. ze Śląska, bohater głośnej afery dotyczącej wyłudzenia ze skarbu państwa podatku VAT (pracując w branży komputerowej, Bogdan W. oszukał urzędy skarbowe na 1,5 mln zł). Poszukiwany listem gończym ukrywał się od kwietnia 1996 r. Zatrzymano go w Niemczech. Władze niemieckie zgodziły się na jego ekstradycję.
- Skuteczność poszukiwań podnosi zablokowanie kont, jeżeli ścigani mają je w polskich bankach. Odcięci od gotówki szybciej popełnią błędy - zauważa komisarz Krzysztof Targoński ze szczecińskiej Komendy Wojewódzkiej Policji. Błędu nie popełnił dotychczas ścigany prawie od trzech lat biznesmen Tomasz K., podejrzany o udział w aferach węglowych i oszustwach przy transferach piłkarzy szczecińskiej Pogoni. Po ucieczce z kraju biznesmen wypoczywał w hotelu na Arubie. Miejsce jego pobytu ustalił szczeciński dziennikarz, który telefonicznie dowiedział się, że K. zameldował się pod własnym nazwiskiem. Kiedy jednak do przedsiębiorcy próbowała się dodzwonić policja, nikt nie odbierał telefonów. Ślad się urwał.

Więcej możesz przeczytać w 11/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.