Akcyza od pracy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podatek płacony przez pracodawcę i pracobiorcę przybrał u nas formę akcyzy. W Polsce zatrudnienie każdej osoby oznacza dla firmy obciążenia finansowe, które nie tylko podcinają skrzydła przedsiębiorstwu, ale wręcz hamują rozwój gospodarki. Ponad 30 proc. dochodów budżetu pochodzi z podatków od pracy, a obciążenia fiskalne związane z tak zwanym stosunkiem pracy sięgają już 90 proc. płacy netto. Pod tym względem jesteśmy rekordzistami świata. Każdy tysiąc złotych wypłacony pracownikowi zmusza firmę i zatrudnionego do wydania następnego tysiąca.
 
Sytuacja jest patologiczna. Rozmiary obciążeń doprowadziły do 15-procentowej stopy bezrobocia, która nadal będzie rosnąć. Politycy tymczasem nie dostrzegają prawdziwego związku między kosztami pracy a bezrobociem. Wspominają od czasu do czasu o potężnym balaście, jaki nałożono na pracodawców, niekiedy przyznają, że sytuacja jest trudna, i formułują zaklęcia o obniżaniu podatków. Na ogół brakuje jednak przeświadczenia, że to w głównej mierze koszty pracy są przyczyną społecznej katastrofy - mówi Krzysztof Dzierżawski, ekspert Centrum im. Adama Smitha.


Błędne koło
Po dziesięciu latach zmian systemowych państwo zabrnęło w ślepą uliczkę. Przyzwyczajone do łatania dziur w budżecie podatkami od pracy, uzależniło się od tych dochodów jak od narkotyku. Obciążenia kosztów pracy to przede wszystkim składki na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne i Fundusz Pracy, podatki od wynagrodzeń, odpisy na fundusze socjalne, zasiłki za pierwszych 35 dni choroby, wynagrodzenie za urlop, wydatki na BHP. Od stycznia tego roku wprowadzono wolne soboty, a wkrótce skrócony zostanie czas pracy. Obie zmiany mogą pracodawcom spędzać sen z powiek.
Pośrednio na cenę pracy wpływa też to, co wydaje się drobiazgiem. Na firmy spadł na przykład obowiązek wypełniania setek skomplikowanych formularzy i nawet małe spółki musiały zakupić sprzęt komputerowy, specjalistyczne oprogramowanie oraz wynająć agencję prowadzącą dokumentację ubezpieczeniową. By opłacić składki ZUS za jedną osobę, trzeba dokonać trzech przelewów. Każdy kosztuje 4-5 zł, czyli co miesiąc należy zapłacić 15-20 zł, w roku - 250 zł. Wzrost kosztów pracy wymusza na przedsiębiorstwach redukowanie nakładów na inwestycje. To zaś ogranicza tworzenie nowych miejsc pracy. Wszystko wskazuje na to, że liczba bezrobotnych wkrótce wzrośnie w Polsce prawie do 5 mln osób.

Politycy krótkowidze
W Europie najniższymi kosztami pracy mogą się poszczycić Portugalczycy - 6,1 euro za godzinę. Znacznie więcej płaci się w Niemczech (26,5 euro), niewiele mniej w Belgii, Austrii i Szwecji. W państwach, które od dwóch lat wprowadzają wspólną walutę, koszty te wynoszą średnio 21,6 euro za godzinę. W Unii Europejskiej są zdecydowanie wyższe niż w Stanach Zjednoczonych czy Japonii. W USA wartość tych obciążeń szacuje się na kilkanaście procent podstawy wynagrodzenia, w niektórych krajach Azji - na jeszcze mniej. Cena godziny pracy w Polsce jest co prawda znacznie niższa niż w unii (gdzie mamy jednak do czynienia z kil-kakrotnie większą wydajnością), lecz najwyższa w krajach naszego regionu - 4,2 USD. Dla porównania: na Węgrzech jest to 4,1 USD, a w Czechach - 3,8 USD.
- Do tak gigantycznych obciążeń finansowych związanych z pracą doprowadziła nas nie kontrolowana ewolucja przepisów i krótkowzroczność wszystkich ekip rządzących. Przez osiem ostatnich lat politykom wydawało się, że podnosząc koszty pracy, cywilizują system fiskalny. Niestety, bardzo się mylili - komentuje Dzierżawski.
Jeszcze w 1989 r. łączne koszty pracy wynosiły 58 proc. płacy netto. W kolejnych latach obciążenia systematycznie rosły. Na dodatek wprowadzono składkę na Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, a później zobowiązano wszystkie firmy do utworzenia zakładowego funduszu świadczeń pracowniczych. Przyzwyczajenia nakazujące finansowanie sfery emerytalno-rentowej ze składek społecznych sprawiły, że cena pracy rosła w sposób nie kontrolowany. Nikt nie pytał wówczas, jak zareaguje na to rynek pracy. Dziś okazuje się, że wiele przedsiębiorstw, nawet wykorzystujących luki prawne pozwalające na zmniejszenie obciążeń (rozwiązywanie umów o pracę i zakładanie przez pracowników jednoosobowych firm, wypłacanie wynagrodzeń na podstawie umów o dzieło czy zamiana płacy zasadniczej na honoraria), nie radzi sobie w chorym systemie.

Na czarno
Dla kilku tysięcy przedsiębiorstw jedynym ratunkiem stała się ucieczka w szarą strefę. Nie płacą należnych świadczeń, nie ujawniają części wynagrodzeń, w skrajnych wypadkach nawet nie rejestrują działalności. Wysokie koszty pracy sprawiają, że drastycznie spada konkurencyjność naszych firm. Obciążenia te najboleśniej odczuwają małe firmy. Są ich ponad dwa miliony i teoretycznie mają stanowić o sile polskiej gospodarki. Już wkrótce mogą zademonstrować jej słabość.
- Koszty pracy w pośredni sposób wpływają na marnowanie kapitału ludzkiego i spowolnienie rozwoju gospodarki. Liczba pracujących na czarno równa jest połowie bezrobotnych, czyli wynosi około 1,3 mln osób. Na czarnym rynku bardzo aktywni są cudzoziemcy ze Wschodu - w ten sposób pracuje ich co najmniej 200 tys. - wylicza Maciej Grabowski z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
- Źródłem bogactwa narodów jest praca. Bez niej największy kapitał może szybko zostać zmarnowany. W Polsce nie brakuje ambitnych ludzi potrzebujących mieszkań, samochodów, mebli, komputerów. Większość wolałaby zdobywać te rzeczy, pracując legalnie i wydajnie. Ich potencjał na tle innych krajów Europy jest wyjątkowo wysoki. Tymczasem jak na złość kraj, którego największym bogactwem są zasoby pracy i przedsiębiorczości, obie te sfery dyskryminuje - dodaje Dzierżawski.
Czy jesteśmy skazani na wysokie koszty pracy? Wydaje się, że jedyną szansę na poprawę sytuacji daje gruntowna przebudowa systemu dochodów publicznych i zrewolucjonizowanie systemu fiskalnego. Politycy i ich doradcy wskazują tymczasem najróżniejsze terapie zastępcze: złagodzenie progresji podatkowej i zmianę kodeksu pracy, mówią o zmniejszeniu stawek na ubezpieczenia i fundusze, obniżeniu zasiłku chorobowego z 80 proc. płacy do 50 proc., niezaliczaniu przerw do ogólnego czasu pracy, zrezygnowaniu z zasiłku za dwa pierwsze dni choroby (za 90 proc. zwolnień płacą pracodawcy, gdyż są one krótkie). Wszystkie te poprawki - nawet gdyby je wprowadzono - niewiele zmienią. Przypominają ratowanie umierającego aspiryną. Jedno jest pewne: akcyza od pracy nie może zapewniać budżetowi trzeciej części wszystkich dochodów.

Więcej możesz przeczytać w 6/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.