Szkiełko w oku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Golenie Nie. Nie chodzi mi o kończyny pana prezydenta. Mam na myśli czynność, którą przeciętny mężczyzna wykonuje raz dziennie ("Mąż goli się rano. Kochanek wieczorem. Oficer Armii Czerwonej dwa razy dziennie". M. Zoszczenko, "Noc w Odessie") po namydleniu twarzy kremem. Nie używam elektrycznej golarki - drażni mi skórę. Staromodnie używam pędzla i żyletki. Doświadczenia z ojcowską brzytwą były krwawe: bolesne, podobnie jak z nożykiem Rawa-lux.
Dziś jednak mnogość rozmaitych typów skrobaczek powoduje, że golenie stało się czynnością bezpieczną, a nawet przyjemną.
Kilka dni temu musiałem wyjechać raniutko z Milanówka na nagranie radiowe, zabrałem więc z sobą neseser, by się ogolić w Warszawie i świecić gładką twarzą na wieczornym spektaklu w teatrze. Poniewczasie skonstatowałem, że w saszetce nie ma pędzelka do golenia (został w domu na umywalce). Było już za późno, aby jechać do jakiegoś renomowanego salonu piękności, gdzie obowiązują wcześniejsze zapisy (zwykle strzygę się u pani Halinki, której stałym klientem jest m.in. Andrzej Olechowski; fryzjer to nasza wspólna platforma), postanowiłem więc skorzystać z usług jakiegoś małego zakładu. I tu niespodzianka: godzinę strawiłem w poszukiwaniu razury, od których przecież roiło się kiedyś na moim rodzinnym Mokotowie. Wreszcie przy ul. Wiktorskiej, niedaleko szkoły, gdzie zdawałem maturę, znalazłem nieduży zakład, a w nim dwie fryzjerki również w wieku maturalnym. Przypomniało mi się, jak w latach 60. na Śląsku udałem się do fryzjera. Był niedzielny poranek w miasteczku pod Rybnikiem. Po pustym lokalu krzątała się nastolatka z miotłą. - Chciałbym się ogolić. - Proszę, niech pan siada. - Chwileczkę. To ty jesteś fryzjerką? - zapytałem z niepokojem. - Nie! Ja tylko pana namydlę. ("Ważne dla golących się. Namydlam przed ogoleniem. Fryzjer jest na tej samej ulicy". J. Tuwim, A. Słonimski, "W oparach absurdu"). Nastolatka owinęła mnie prześcieradłem, namydliła i zniknęła za przepierzeniem, zza którego wyszła po chwili druga, jeszcze młodsza dziewczynka z brzytwą w ręku i ogoliła mnie. Nigdy jeszcze nie siedziałem na fotelu fryzjerskim tak nieruchomo. Znany muzyk jazzowy Janusz M., rozdygotany po parodniowej balandze, bał się zaryzykować własnoręcznego golenia i poszedł do fryzjera. Niestety, już po namydleniu poczuł się niedobrze i - nie zważając na bliskość brzytwy - zwrócił zawartość żołądka do umywalki. "Panie! Jak pan się zachowujesz?" - zawołał wielkim głosem cyrulik. "Bo pan tak golisz, że się rzygać chce!" - odparł z flegmą jazzman.
Nie wiem, czy fryzjerki z Wiktorskiej znały tę anegdotę - w każdym razie odmówiły ogolenia mnie. Z podobną odmową spotkałem się w dwóch kolejnych zakładach fryzjerskich. Okazuje się, że dziś mężczyźni albo się nie golą (modny jest kilkudniowy zarost), albo czynią to w domu, za pomocą coraz doskonalszych żyletek. Znikają razury, upada sztuka golenia. Było już późno. Jak niepyszny pojechałem do teatru, w garderobie rozmazałem dłonią krem na twarzy i ogoliłem się maszynką.
Czekając w kulisie na swoje wyjście, pomyślałem z żalem o tych licznych niegdyś przybytkach, gdzie królował pan Józef lub Czesław. Strzygł, golił, ondulował, a przede wszystkim zabawiał klientelę.

Więcej możesz przeczytać w 6/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.