Cywilizacyjny tygiel

Cywilizacyjny tygiel

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z SAMUELEM HUNTINGTONEM, amerykańskim politologiem, profesorem Uniwersytetu Harvarda
 
"Wprost": - W jaki zakątek świata nie wysłałby pan swojej rodziny za dziesięć lat?
Samuel Huntington: - Dzisiaj na pewno nie posłałbym jej do Pakistanu. Upadek prawa i porządku postępuje jednak na całym świecie. Demokratyzacja otworzyła w wielu regionach drogę także do rozwoju zorganizowanej przestępczości. Liczba słabych państw będzie się zwiększać.
- Zwiększać? Zwolennicy globalizacji dowodzą, że rozpowszechnianie technologii i know-how to równocześnie rozpowszechnianie dobrobytu.
- Technologia jest politycznie neutralna. Każdy z niej może zrobić użytek, na przykład światowa mafia narkotykowa czy jakakolwiek grupa przestępcza. Technologia świata nie zbawi.
- Ale globalizacja to także przepływ wartości.
- Różnorodność pozostanie. Państwa stają się nowoczesne, lecz ich wartości czy kultury nie zaczynają być zbieżne. Westernizacja jest czymś innym niż modernizacja. Państwa są coraz nowocześniejsze, ale to nie oznacza, że stają się prozachodnie.
- Francis Fukuyama zarzuca panu niedocenianie globalizacji jako kulturowego spoiwa.
- Niektóre różnice kulturowe zmniejszyły się, ale są to zmiany powierzchniowe. To, że ludzie słuchają amerykańskiego rocka, piją coca-colę czy korzystają z innych zdobyczy Zachodu, nie wpływa na ich sposób postrzegania świata. Nie znam żadnego dowodu na to, że zachodzi konwergencja kultur. Przeciwnie, z badań przeprowadzonych na University of Michigan wynika, że w 60 badanych krajach kultury stają się wprawdzie nowoczesne, ale pozostają rozbieżne.
- Łatwiej importować technologię niż wartości, ale proces konwergencji postępuje. To wymaga czasu.
- Japonia od stu lat jest krajem rozwiniętym, ale nie prozachodnim. Obywatele krajów modernizujących się i rozwijających nabierają poczucia wartości i wzrasta u nich przywiązanie do własnej kultury. Zapytani, dlaczego odnieśli sukces, tłumaczą to swoją odrębnością kulturową. Dominacja kultury amerykańskiej jest zjawiskiem bardzo powierzchownym. Podstawowe wartości nie zmieniają się ani w Chinach, ani w Indiach, ani w państwach muzułmańskich, ani w Rosji.
- Gdzie grozi nam wybuch - "zderzenie cywilizacji"?
- Od momentu wydania mojej książki minęły cztery lata. W tym czasie doszło do wydarzeń wzmacniających moje argumenty. Indie i Pakistan igrają z bronią atomową, ponownie dochodzi do starć w Kaszmirze. Na Bliskim Wschodzie po raz wtóry wybuchła intifada. Nadal trudno mówić o pokoju w Kosowie, walki trwają w Czeczenii. W każdym wypadku są to regionalne konflikty cywilizacji.
- Ich powodem są jednak nie tyle różnice cywilizacji, ile zaszłości historyczne.
- Mówimy o konflikcie cywilizacji, gdy zamieszani są w niego ludzie reprezentujący różne cywilizacje. Muzułmanie walczą z wyznawcami innych religii - z Żydami, Hindusami, prawosławnymi. Tego typu konflikty nie będą wygasać. Musimy się przygotować na wybuch nowych. Wojny cywilizacji dlatego są tak niebezpieczne, że strony walczące mogą liczyć na wsparcie sojuszników ze swojego kręgu, co grozi eskalacją. Do byłej Jugosławii, szczególnie do Bośni, świat muzułmański, czyli między innymi Arabia Saudyjska, Iran, Turcja i Malezja, wysyłały setki milionów dolarów, by wspomóc współwyznawców. Równocześnie Rosja i Grecja wspomagały Serbów. Państwa te nie wysłały wojsk, ale mogłyby tak uczynić.
- Czy ostatnie rosyjsko-chińskie zbliżenie również tłumaczy pan konfliktami cywilizacyjnymi?
- To naturalna reakcja na hegemonistyczną pozycję USA. Współpraca Rosji i Chin przyczynia się do poprawy stosunków chińsko-indyjskich. Problemem we współpracy tych trzech państw jest jednak to, że reprezentują one trzy różne cywilizacje i są o swoje wpływy bardzo zazdrosne. Rosja może teraz współpracować z Chinami, ale na dłuższą metę najbardziej się ich boi.
- Chin? Niewolnicy mogą budować piramidy, ale nie komputery.
- W ostatnich trzech dekadach żadne państwo nie rozwijało się tak szybko jak Chiny. Wątpliwe, by udało im się powtórzyć to osiągnięcie. W przyszłości wzrost gospodarczy będzie słabszy, ale na pewno nadal będzie to kraj szybko rozwijający się. Chińczycy są bowiem narodem przedsiębiorczym, zdyscyplinowanym i wyjątkowo kreatywnym, mimo że wielu z nich jest zmuszanych do niewolniczej pracy. Bez wątpienia będą odgrywać coraz większą rolę.
- Ale nie wierzy pan chyba, że Chiny czy Rosja w najbliższym czasie podważą pozycję USA jako jedynego supermocarstwa?
- Bismarck powiedział kiedyś, że Rosja nigdy nie jest tak silna lub tak słaba, jak się wydaje. W czasie zimnej wojny przecenialiśmy jej siłę. Obawiam się, że teraz przesadzamy z jej słabością. Rosja powróci, ale w inny sposób - nie będzie to supermocarstwo, lecz państwo bardzo istotne ze względu na swój obszar, zasoby naturalne, umysłowy potencjał ludności oraz unikatowe położenie.
- Na razie obserwujemy innego rodzaju zderzenie cywilizacyjne - "człowiek z Seattle" znowu rzucił wyzwanie "człowiekowi z Davos".
- Instytucje reprezentowane przez "ludzi z Davos" będą coraz bardziej znaczące. Protesty organizowane przez "człowieka z Seattle" wskazują jednak, że trzeba znaleźć nowe zasady legitymacji dla instytucji i procedur towarzyszących globalizacji. Państwa narodowe były najważniejszymi aktorami, miały bowiem zarówno siłę, jak i podstawy prawne. Teraz to moc truchlejąca, tracą wpływy na rzecz instytucji międzynarodowych. Światowa Organizacja Handlu (WTO), Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) są coraz silniejsze, lecz nie mają uzasadnienienia prawnego. Nie tylko Unia Europejska, ale i inne organizacje międzynarodowe cierpią na deficyt demokracji.
- Czyżbyśmy zbliżali się do końca państwa narodowego?
- Nie sądzę. Nawet za kilka generacji będzie ono nadal istniało i w wielu aspektach pozostanie najważniejszym aktorem na scenie międzynarodowej. Ale nieodwołalnie traci swoją pozycję, a jego forma rządzenia jest wypierana przez inne.
- Globalne formy rządzenia stają się obiektem coraz większych protestów - od Seattle, przez Pragę, po Davos.
- To niewiele znaczy. Jest jednak sygnałem, że nowa, światowa forma rządzenia nie wypracowała jeszcze podstawy prawnej.
- Czy slogany antyglobalistów są możliwe do zrealizowania?
- Nie wiem, jakie są ich prawdziwe slogany, a nawet jakie przyświecają im cele. Nie mam pewności, czy oni to wiedzą. Są one nie tylko bardzo różne, ale i nie określone.
- Opisana przez pana "kultura Davos" poza Zachodem obejmuje nie więcej niż 1 proc. ludności świata.
- "Kultura Davos" pozostanie silna, ponieważ nadal skupia światową elitę. Są to ludzie reprezentujący rządy, instytucje międzynarodowe i ponadnarodowe koncerny. Nie znaczy to, że jest to elita uniwersalna - istnieją też silne elity w państwach muzułmańskich, w Indiach czy Chinach, które poważnie kwestionują "kulturę Davos". Tej kultury nie podziela większość mieszkańców Ziemi, mimo to nadal będzie ona kształtować zachowanie najważniejszych ludzi na świecie.

Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: