Francuski wulkan

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Alfred Sirven był, jak chcą współoskarżeni w paryskim procesie korupcyjnym, złym duchem, który wymknął się państwu spod kontroli? A może, jak sugeruje sam zainteresowany, tylko wykonawcą poleceń wielkiej machiny korupcyjnej obejmującej najwyższe urzędy w państwie? Cała Francja zadaje sobie dziś pytanie, czy aresztowany na Filipinach Sirven rozpęta jedną z największych afer w historii kraju, która może pociągnąć na ławy oskarżonych dziesiątki najwybitniejszych postaci francuskiej i niemieckiej polityki.

Kariera Sirvena zaczęła się na przełomie lat 80. i 90. Loik Le Floch-Prigent, ówczesny prezes koncernu Elf, uczynił go swoim zaufanym człowiekiem, mianując "dyrektorem do spraw ogólnych". Alfred Sirven brał udział w zawieraniu najistotniejszych dla firmy kontraktów - także tych, które otaczano największą dyskrecją. W razie potrzeby uciekał się do gróźb, by przełamać ewentualne opory czy wątpliwości, na przykład dotyczące legalności umów. Mawiał: "życie jest krótkie, a wypadek może się zdarzyć tak łatwo…". Dysponował "rezerwą" 10 mln franków rocznie, ale w rzeczywistości obracał wielokrotnie większymi kwotami. Tylko Christine Deviers-Joncourt, byłej kochance Rolanda Dumasa, ministra spraw zagranicznych z czasów Mitterranda, przekazał około 60 mln franków. Dawni kochankowie odpowiadają teraz za nadużycia przed sądem. Sirven powinien być również obecny na tym procesie w charakterze oskarżonego, lecz od 1996 r. ukrywał się za granicą. Był poszukiwany międzynarodowymi listami gończymi, ale dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze udawało mu się uniknąć aresztowania. Przechwalał się, że otwierając usta, mógłby dwadzieścia razy wysadzić w powietrze państwo francuskie. Sirven pracowicie budował sieć kontaktów politycznych - i na prawicy, i na lewicy. Spotykał się na przykład z Jeanem-Christophem Mitterrandem, synem prezydenta, odpowiedzialnym w Pałacu Elizejskim za kontakty z państwami afrykańskimi, a obecnie uwikłanym w aferę z przemytem broni do Angoli. Wchodził także w układy z otoczeniem prawicowego ministra spraw wewnętrznych Charles’a Pasqua. Za zgodą szefa koncernu Elf kontrolował wszystkie operacje firmy w Iranie, Iraku, Katarze i Angoli. Ich szczegóły nie są znane, ale sugeruje się, że Elf posuwał się do reżyserowania wojen domowych w Afryce, dostarczając broni jednej lub... obu walczącym stronom. Tu działalność Sirvena styka się z obszarem kompetencji Pierre’a Falcone’a, głównego bohatera afery z przemytem broni i praniem brudnych pieniędzy, w którą jest zamieszany Jean-Christophe Mitterrand.
Kiedy w 1994 r. do wiadomości publicznej zaczęły przenikać pierwsze wiadomości o uwikłaniu koncernu Elf w afery korupcyjne, Sirven chełpił się, że trzyma polityków w garści. Elf znalazł się za jego czasów w centrum co najmniej dwóch wielkich afer korupcyjnych - dotyczących sprzedaży francuskich fregat Tajwanowi i sprzedaży poenerdowskiego kombinatu petrochemicznego Leuna. Ta sprawa może się wiązać pośrednio z aferą tzw. czarnej kasy CDU Helmuta Kohla. Wszyscy uczestnicy procesu w Paryżu - po aresztowaniu Sirvena przerwanego i odroczonego - wskazują na niego jako organizatora nadużyć i osobę, która kontrolowała przepływ pieniędzy na nielegalne przedsięwzięcia. Jeśli Sirven zechce mówić, może się okazać, ile naprawdę wie. Może właśnie dlatego szukano go tak niemrawo.
Wielkie zasługi w odnajdowaniu śladów Sirvena ma prasa. "L’Express" ujawnił jedną z jego fałszywych tożsamości za granicą i - podobnie jak "Paris Match" - opublikował zdjęcia filipińskich rezydencji uciekiniera. Jedna z nich zajmuje całą wyspę. Zdumiewające, że organa ścigania przez tyle lat nie potrafiły ściągnąć Sirvena do Francji.

Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.