Gangsterzy z III a

Gangsterzy z III a

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rówieśniczy terror zaczyna się już w pierwszej klasie podstawówki

Co trzeci polski uczeń w szkole staje się ofiarą przemocy. Najczęściej takiej, której nie zapobiegną instalowane przy szkolnych drzwiach wykrywacze metalu ani wynajmowani przez dyrektorów ochroniarze. Okrucieństwo w polskich szkołach nie zawsze jest krwawe. Coraz częściej sprowadza się do terroru psychicznego.
Kamil na każdej długiej przerwie musiał całować stopy i czubki butów swoich kolegów, wąchać ich pośladki, szczekać albo miauczeć. Bał się zwierzyć rodzicom. Koledzy zagrozili, że "skatują go jak psa". Czternastolatek kazał sobie płacić haracz w zamian za ochronę. "Ochranianych" wybierał sam. Szkolnej presji nie wytrzymał jedenastolatek, który popadł w długi, bo ciągle "wykupywał się" starszym kolegom. Powiesił się.
Na terenie szkoły lub internatu popełniono w ubiegłym roku pięć zabójstw. Wśród uczniów doszło do prawie 500 bójek, a rabunków i wymuszeń rozbójniczych było aż dziesięć razy więcej. Oficjalne dane z policyjnych statystyk w niewielkim stopniu odzwierciedlają wielkość tego zjawiska. Większość aktów szkolnej przemocy pozostaje tajemnicą ofiary i jej ciemiężycieli. - Przemoc jest we wszystkich szkołach. Największym problemem dzieci nie jest jednak bicie i bójki, lecz wyśmiewanie i wyszydzanie przez rówieśników - mówi Agnieszka Milczarek ze Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju i Integracji Środowisk Szkolnych Bliżej Dziecka. Wyniki przeprowadzanych przez stowarzyszenie badań za każdym razem zaskakują nauczycieli: jedna trzecia uczniów uważa się za ofiary rówieśniczej przemocy. - Wystarczą mi dwie godziny, by zauważyć, kto w klasie jest ofiarą mobbingu - mówi Milczarek.
Mobbing, czyli długotrwałe nękanie, izolowanie i psychiczne wykańczanie dziecka przez rówieśników, przebiega zwykle przy braku reakcji nauczyciela. Łatwiej zauważyć, że ktoś jest pobity, dużo trudniej - że jest szykanowany przez klasę, atakowany złośliwymi docinkami czy plotkami. - Nauczyciel musi wiedzieć, jak rozmawiać z uczniami. Ani ofiara, ani neutralny świadek nie alarmują go o sprawie, bo uczniowie boją się sprawców i nie wierzą w skuteczność dorosłych. Tymczasem syndrom ofiary ciągnie się za dzieckiem przez całe dorosłe życie - ostrzega Magdalena Fijałkowska, terapeuta z Młodzieżowego Ośrodka Psychologicznego. Niekiedy klasowemu mobbingowi sprzyja nauczyciel: okazując niechęć uczniowi mającemu kłopoty w szkole, wyśmiewając jego wypowiedzi, używając krzywdzących określeń, a nawet przezwisk.
Do tragicznych następstw mobbingu zalicza się chorobę psychiczną, inwalidztwo i samobójstwo. "Po dłuższym mobbingu, który może trwać latami, stan psychiczny ofiar podobny jest do stanu psychicznego osób, które przeżyły wielkie katastrofy, zostały wzięte jako zakładnicy, stały się ofiarami gwałtu" - uważa Krystyna Kmiecik-Baran w publikacji "Narzędzia do rozpoznawania zagrożeń w szkole". Aby szkolny koszmar nie miał tak tragicznego finału, prześladowanemu przez rówieśników dziecku potrzebna jest natychmiastowa pomoc dorosłych. Tej zaś udziela się tylko po postawieniu trafnej diagnozy. Niestety, nawet szkolni pedagodzy i ulegający ich sugestiom rodzice często zauważają u dziecka "jedynie" lęki, depresję, bezsenność i zwyczajną niechęć do nauki, a nie tzw. zespół człowieka maltretowanego. Zwykle również gotowi są szukać przyczyn mobbingu raczej w niedopasowaniu ucznia do grupy aniżeli w zbiorowym spisku.
Osiemdziesiąt procent uczniów nie lubi szkoły z powodu złych relacji z nauczycielami i kolegami. Aż jedna trzecia dzieci nie przyznaje się nikomu do swojego problemu - wynika z badań stowarzyszenia Bliżej Dziecka. Rówieśniczy terror zaczyna się na ogół niewinnie, już w pierwszej klasie podstawówki. Siedmiolatki instynktownie wiedzą, kto nadaje się na ofiarę. Piętnują kapusia, kujona, jąkałę, głupka albo tchórza. Nikt z nim nie siedzi, nie bawi się na przerwach. - Rozpoczyna się proces stygmatyzacji. Najpierw dziecko jest naznaczane przez rówieśników jako "inne", a potem samo zaczyna tak o sobie myśleć - mówi prof. Marek S. Szczepański z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego.
Ofiara prawie zawsze czymś się wyróżnia w grupie rówieśników: ubiorem, budową, ułomnością, wiedzą. Socjolodzy zaobserwowali, że może się nią stać zarówno dziecko aroganckie i agresywne, mające kłopoty z nauką i lekceważące szkolne środowisko, jak i prymus wyprzedzający rówieśników dojrzałością intelektualną. Inność zawsze budzi niechęć i strach. - Mobbingowi nierzadko poddawane są dzieci słabsze psychicznie, nie potrafiące zastosować przemocy wobec innych. Często otaczane w rodzinnych domach nadopiekuńczością - mówi Agnieszka Milczarek. Pierwszym powodem skłaniającym grupę do agresji bywa czyjś brak reakcji na zaczepki albo nieumiejętność obrony.
Mobbing jest bezinteresowny. Sprawcy nic nie zyskują, a ofiara nie wie, dlaczego jest prześladowana. Skąd pierwszoklasista czerpie wzorce? - Z domu - przekonuje dr Hanna Rylke, psycholog i inicjator programów przeciwdziałania przemocy rówieśniczej w szkołach.
- Dziecko nieświadomie przenosi do klasy zwyczaje, z którymi styka się w rodzinie. W tzw. dobrych domach dziecka się wprawdzie nie bije, ale często zadaje mu się ból psychiczny. Jeśli czuje się poniżane, obrażane, zawstydzane, jest bardzo prawdopodobne, że to samo uczucie będzie chciało wzbudzić u kogoś innego. To daje poczucie siły - mówi dr Rylke. Ostatnim ogniwem takiego łańcuszka przemocy jest zawsze ktoś "gorszy" i "słabszy".
Inicjatorzy szkolnych tortur mają na ogół silną potrzebę dominowania i niski poziom empatii. Najczęściej działają w grupie, bo tam uruchamia się mechanizm rozmywania odpowiedzialności, a racjonalizacja nawet nagannych zachowań jest łatwiejsza. - Jej lider zazwyczaj przypomina bohatera filmu sensacyjnego. "Szef" ma sznyt: jest wysportowany, modnie się ubiera, pewnie się zachowuje. Imponuje. Każdy chciałby być w paczce, aby uważać, że cała reszta to frajerzy - mówi dr Rylke. Sprzyjające warunki do założenia paczki panują zwłaszcza w klasach, w których część dzieci pochodzi z zaniedbanych rodzin lub ma bardzo zapracowanych rodziców. Działalność w klasowej bandzie staje się najatrakcyjniejszym sposobem spędzania wolnego czasu. - Kiedy nikt cię nie akceptuje, przywiązujesz się do każdej grupy, która ci tę akceptację daje. Nawet jeśli jest to gang - ostrzegał na konferencji "Jak kochać dziecko" 22-letni Jeremy Estrada, który przez pół życia był członkiem młodzieżowego gangu w Los Angeles. Uważa się, że najskuteczniejszym sposobem zapobiegającym zakładaniu młodzieżowych band jest organizowanie dzieciom wolnego czasu. Niemiecka Rada na rzecz Dzieci i Młodzieży otwiera tzw. kluby uczniowskie, w których młodzież spędza czas pod nadzorem pedagogów. W Szwajcarii opracowywane są "projekty prewencyjne". Stawia się tam na współpracę pedagogów, policji i rodziców oraz akcje wśród młodzieży: oglądanie filmów poświęconych temu problemowi i propagowanie mody na t-shirty z pokojowymi hasłami.
Również coraz więcej polskich szkół dostrzega konieczność systemowej walki z rówieśniczą przemocą. Stowarzyszenie Bliżej Dziecka w ramach "Programu przeciwdziałania przemocy - stop" prowadzi zajęcia edukacyjne dla uczniów, nauczycieli i rodziców. Na warsztatach Fundacji Bene Vobis dzieci odgrywają scenki rodzajowe, podpisują się pod samodzielnie przygotowanymi deklaracjami (nie będziemy się znęcać nad kolegami, zareagujemy, gdy ktoś będzie wyśmiewany itp.), zastanawiają się, kto jest w klasie przezywany i dlaczego. - Im uczeń jest młodszy, tym więcej pozytywnych zachowań można mu zaszczepić. Pierwszoklasistów warto uczyć nie tylko tego, jak funkcjonować w nowej szkole, ale także tego, jak sobie radzić z własnymi emocjami - mówi Magdalena Fijałkowska.
Kłopoty związane ze szkołą bywają przyczyną prawdziwej tragedii - prawie każdy odratowany młodociany samobójca wskazuje szkołę jako powód do odebrania sobie życia. Problemy szkolne były w ubiegłym roku przyczyną 72 samobójstw. Najbardziej sprzyja im początek roku szkolnego. Co roku we wrześniu głośno jest o szkolnej fali. "Koty" (pierwszoklasiści) są zmuszane przez starszych kolegów do mierzenia zapałką obwodu boiska i płacenia haraczu. Jedzą whiskas, robią dzięcioła (wiszenie na drzwiach i uderzanie w nie głową), prawo jazdy (siedzenie na sedesie i naśladowanie jazdy samochodem) czy biedronkę (leżenie na plecach i i machanie "łapkami"). Jeden z piętnastolatków, opowiadając dziennikarzom o wkładaniu głów do sedesu i sprzątaniu toalet wacikami kosmetycznymi, komentował: "Fala jest wszędzie i trzeba przez to przejść jak przez trądzik". Pierwszaki przechodzą przez "trądzik" z różnymi skutkami. Jedni z poczuciem świetnej zabawy, inni - nabawiając się szkolnej fobii lub nerwicy. Szkoły, próbując walczyć z falą, organizują oficjalne otrzęsiny bądź pasowanie na ucznia. Zapobieganie zjawisku ogranicza się najczęściej do dyżurów nauczycieli na korytarzach podczas przerw. Ani MEN, ani kuratoria nie zaliczają jednak fali do szkolnej przemocy, traktując ją jak wyjątkowe wypadki kalkowania nagannych zachowań żołnierzy. Natomiast Ministerstwo Obrony, pytane o źródło fali, odpowiada: szkoła.
- W wielu szkołach ciągle obserwuję beznadziejny nauczycielski eskapizm. Pedagodzy wiedzą o nastoletnim okrucieństwie, ale w sąsiedniej szkole. Nigdy w swojej - uważa prof. Szczepański. Przeprowadzone przez niego badania pokazują, że każda polska szkoła ma drugie życie, choć - jak podkreśla - nie wszędzie przybiera ono drastyczne formy.

Więcej możesz przeczytać w 11/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.