Samochodowa ośmiornica

Samochodowa ośmiornica

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeszcze trochę, a w prasie zaczną się ukazywać ogłoszenia: "Auta kradzione załatwiam". Coraz bardziej opłaca się u nas kraść auta. Można nadal liczyć na bezkarność, łatwe drogi przemytu, chłonny rynek odbiorców, sprzyjające przestępcom procedury prawne, bezczynność towarzystw ubezpieczeniowych, współpracę ze skorumpowanymi urzędnikami i policjantami, także tymi, których zadaniem jest zwalczanie złodziei samochodów. Nikt już nie liczy samochodowych gangów, a przestępcy nie wysilają się nawet, by wyszukiwać dyskretne kryjówki.
 

Coraz bardziej opłaca się u nas kraść auta. Można nadal liczyć na bezkarność, łatwe drogi przemytu, chłonny rynek odbiorców, sprzyjające przestępcom procedury prawne, bezczynność towarzystw ubezpieczeniowych, współpracę ze skorumpowanymi urzędnikami i policjantami, także tymi, których zadaniem jest zwalczanie złodziei samochodów. Nikt już nie liczy samochodowych gangów, a przestępcy nie wysilają się nawet, by wyszukiwać dyskretne kryjówki. Swoje łupy przechowują na strzeżonych parkingach w największych miastach. Samochodowa ośmiornica ma coraz dłuższe macki, a jej zyski szacuje się na dziesiątki milionów złotych rocznie.
Każdego dnia gangi rabują w Polsce ponad 200 aut. Policja odzyskuje najwyżej co trzecie z nich. 80 proc. kradzieży dokonuje się na zamówienie, w celu wyłudzenia okupu lub do rozbiórki na części. Co piąta zgłaszana policji kradzież samochodu jest wynikiem układu między właścicielem pojazdu a złodziejami w celu wyłudzenia odszkodowania, bowiem kwota wypłacana przez firmę ubezpieczeniową jest wyższa niż cena przy sprzedaży auta z drugiej ręki.

Ryzyko klasy S
- Zdecydowanie wzrosła brutalność złodziei aut i wynikające z tego ryzyko dla posiadaczy ekskluzywnych limuzyn. Podczas napadu można bowiem stracić nie tylko cenny samochód, ale także zdrowie lub życie - ostrzega detektyw Krzysztof Rutkowski. Od lat najczęściej kradzione są mercedesy, BMW, volkswageny, fordy, ople i audi. Łakomym kąskiem stają się przede wszystkim te auta, do których części są bardzo drogie. Łupem złodziei padają więc ostatnio duże terenowe jeepy i samochody klasy S.
Witold Sarosiek, przedsiębiorca i honorowy konsul Czech, dwukrotnie utracił lexusa wartego 260 tys. zł. - Skradziono mi go najpierw w centrum Szczecina, podczas pięciominutowego postoju przed bankiem. Trzy miesiące później na przejściu granicznym w Kuźnicy Białostockiej zatrzymano dwóch obywateli krajów WNP podróżujących moim samochodem. Auto miało już rosyjską rejestrację, przebite numery i dokumenty wystawione w Kaliningradzie, ale zamki były te same. Złodzieje musieli mieć zatem idealnie dopasowane kluczyki. Odzyskanym lexusem cieszyłem się kilka tygodni. Musiałem być obserwowany, bo drugiej kradzieży dokonano w biały dzień, przed moim domem, kiedy na moment straciłem samochód z oczu.

Fałszywe jak prawdziwe
Samochodowe gangi mają na swych usługach wysokiej klasy fałszerzy dokumentów. - Papiery niezbędne do legalizacji skradzionych pojazdów przygotowywane są na konkretne zamówienie, z uwzględnieniem nie tylko marki i rocznika, ale także koloru karoserii. Fałszywe dokumenty właściwie niczym nie różnią się od oryginalnych - mówi komisarz Krzysztof Targoński z KWP w Szczecinie. Na współpracę z międzynarodowym gangiem samochodowym skusił się m.in. znany sportowiec Bogusław L., trzykrotny mistrz Polski w maratonie pływackim w Zatoce Puckiej, wicemistrz świata w pływaniu, człowiek, który przepłynął Nil. Sportowiec przygotowywał papiery dla samochodów skradzionych w Niemczech, przerzucanych na Wschód. Na twardym dysku przenośnego komputera przechowywał wzory setek niemieckich dokumentów samochodowych, m.in. dowodów rejestracyjnych, tabliczek znamionowych oraz pieczątek urzędów celnych i notariuszy. Wyprodukowane przez niego papiery dopasowano do 860 samochodów.

Bezkarność w majestacie prawa
Przestępcy coraz częściej żądają okupu za skradzione samochody, chociaż nierzadko zdążyli je już rozkręcić na części (na przykład dla klienta, który rozbił swój samochód i zamówił u złodziei identyczny model, z którego powstaje tzw. przeszczep). Podczas telefonicznych negocjacji żądają od właściciela 25-40 proc. giełdowej wartości auta.
- Wbrew temu, co sugeruje rozmówca, wypłacenie okupu nie gwarantuje zwrotu pojazdu. Liczne przykłady dowodzą, że szantażyście chodzi jedynie o wyłudzenie pieniędzy - przekonuje podinspektor Henryk Czerwiński z KWP w Lublinie.
Zuchwałości sprawców sprzyjają procedury prawne. Nie udało się posłać za kratki 17 bandytów z gangu wołomińskiego, którzy w latach 1995-1996 wymusili od niemal 200 osób pieniądze za zwrot skradzionych samochodów. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że nie może wydać wyroku wyłącznie na podstawie zeznań 18 anonimowych świadków (powołał się na uchwałę Sądu Najwyższego ze stycznia 1999 r., kiedy uznano, że osoby pokrzywdzone występujące w roli świadków można utajniać tylko wyjątkowo, a zeznania świadków incognito nie mogą być jedynym dowodem winy). Prokuratura, w obawie o życie i zdrowie tych osób, utajniła nie tylko ich dane personalne, ale także marki samochodów i wymuszone przez bandytów kwoty. Wyrok skazujący byłby możliwy, gdyby świadkowie ujawnili swe personalia. Na to jednak nikt się nie zgodził, zatem stołeczna prokuratura w październiku 2000 r. umorzyła śledztwo.

Szpiedzy mafii
Pod zarzutem współpracy ze złodziejami samochodów i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej aresztowano w styczniu tego roku trzech funkcjonariuszy z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Od 1996 r. pracowali oni w grupie powołanej do walki z autogangami. Teraz są podejrzani o korupcję, ochronę bandytów i ujawnianie informacji operacyjnych. Przed rokiem podobne zarzuty postawiono dwóm pracownikom olsztyńskiej Komendy Wojewódzkiej Policji. Jeden z zatrzymanych - informatyk - miał przekazywać złodziejom sygnały o akcjach prowadzonych przez policję oraz namiary na właścicieli skradzionych aut. Dzięki temu przestępcy wiedzieli, do kogo mają się zgłaszać po okup za zwrot pojazdu. Wcześniej, także w Olsztynie, dwaj policjanci z drogówki pomogli złodziejom w kradzieży dwóch ciężarówek - ostrzegli ich przed nadjeżdżającymi patrolami i pilotowali radiowozem do kryjówki. Z kolei funkcjonariusz z otwockiej komendy został skazany za pośrednictwo między okradzionymi właścicielami samochodów a bandytami ściągającymi od nich okupy.
Kiedy córkę wiceprezydenta Szczecina przyłapano na przejmowaniu okupu za zrabowane auto, na polecenie szefa zachodniopomorskich służb kryminalnych zwolniono ją po przestępstwie do domu, bez zabezpieczenia dowodów w sprawie (m.in. kluczyków od skradzionego auta i pieniędzy z okupu). Nie ułatwiło to prokuraturze śledztwa, jednak kobieta i tak została skazana za paserstwo. Tymczasem zastępca komendanta wojewódzkiego, który próbował ją chronić, odszedł na emeryturę.

Wydział komunikacji przestępczej
Przed dwoma tygodniami pod zarzutem współpracy z pruszkowskim gangiem samochodowym zatrzymano trzech pracowników urzędu warszawskiej gminy Mokotów. Naczelnik wydziału komunikacji Ryszard M. podejrzany jest o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, której łupem padło niemal 500 limuzyn o wartości 50 mln zł. W zamian za poświadczanie nieprawdy w dokumentach i pomoc w legalizowaniu skradzionych pojazdów naczelnik miał przyjmować od gangsterów korzyści materialne. W związku z tą sprawą zatrzymano także kierownika referatu rejestracji Marka L., inspektora Marka U. i 11 pruszkowskich przestępców. Samochodową mafię rozszyfrowali policjanci z Wydziału Kryminalnego KWP w Katowicach. Nie zrobiła tego stołeczna policja, chociaż już kilka lat temu miała ku temu okazję.
- W 1997 r. trafiliśmy na złodziejską "dziuplę" na Ochocie. Były w niej cztery auta, z których jedno, czerwone renault mégane, skradziono naczelnikowi wydziału komunikacji z Mokotowa. Na samochodzie nie było śladów włamania i podejrzewaliśmy, że właściciel dogadał się ze złodziejami, by oszukać towarzystwo ubezpieczeniowe. Poinformowaliśmy policję i towarzystwo ubezpieczeniowe Warta, które jednak nie było zainteresowane sprawą. Przedstawiciel firmy stwierdził, że pewna grupa VIP-ów, w tym naczelnik, jest poza wszelkim podejrzeniem, zatem ubezpieczyciel nie będzie dochodził, czy wyłudzono odszkodowanie. Policja z Ochoty także zbagatelizowała nasz sygnał - twierdzi detektyw Krzysztof Rutkowski.
Podejrzenia detektywów dotyczące powiązań naczelnika z przestępcami potwierdziła kolejna sprawa, kiedy agencja odzyskała skradzionego mercedesa 600 cupé, wartego 600 tys. zł. - Nasz pracownik, który prowadził auto, został w drodze do firmy napadnięty przez grupę pruszkowską. W krytycznym stanie trafił do szpitala. Ustaliliśmy, że przeróbką mercedesa zajął się znany w Warszawie paser Robert Dz. Samochód miał zmieniony lakier, tapicerkę, przebite numery i wyzerowany licznik. Zarejestrowano go jako nowe auto. Legalizacji dokonano w mokotowskim wydziale komunikacji - mówi Krzysztof Rutkowski.
Walka z gangami trwa więc już w publicznych urzędach. Jeszcze trochę, a w prasie zaczną się ukazywać ogłoszenia: "Auta kradzione załatwiam".

Więcej możesz przeczytać w 8/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.