Atomowa alternatywa

Atomowa alternatywa

Dodano:   /  Zmieniono: 
W otaczających Polskę państwach działa niemal 50 reaktorów jądrowych. W naszym sąsiedztwie nie ma ich jedynie Białoruś. W Europie siłowni atomowych nie wybudowały tylko te państwa, które nie mogły tego uczynić z powodu niekorzystnych warunków tektonicznych. Elektrownie atomowe dostarczają ponad 80 proc. energii zużywanej na Litwie, przeszło 70 proc. we Francji oraz grubo ponad 50 proc. w Belgii i Szwecji. Wyjątkowo czuła na problemy ekologiczne Szwajcaria w pięciu reaktorach wytwarza 45 proc. wykorzystywanej u siebie energii.
Polska nie ma i - zgodnie z planami rządu - nie będzie mieć do 2020 r. żadnej siłowni jądrowej. Tymczasem wiele wskazuje na to, że już około roku 2010 zacznie nam brakować prądu. Stanie się tak, jeśli nie wydamy do tego czasu (jak kilka lat temu oszacowało Ministerstwo Gospodarki) około 30 mld dolarów. A możemy je wydać albo na modernizowanie istniejącego, przestarzałego systemu energetycznego, albo na budowę elektrowni jądrowych.

Energia jądrowa - sto razy tańsza od otrzymywanej z węgla!
- Złoża ropy naftowej i gazu ziemnego w końcu się wyczerpią i pozostaną nam tylko elektrownie jądrowe - mówi prof. Łukasz Turski z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i Szkoły Nauk Ścisłych. - Już teraz trzeba zacząć przygotowywać kadry, które za kilka lat mogłyby budować siłownie jądrowe, bo ci, którzy zdobyli wiedzę i doświadczenie przy elektrowni w Żarnowcu, rozproszyli się po świecie - zauważa prof. Jerzy Niewodniczański, prezes Polskiej Agencji Atomistyki. - I tak będziemy musieli budować siłownie atomowe, tylko potem zrobimy to w pośpiechu i niedbale - dodaje prof. Turski.
Z powodu niedostatku energii elektrycznej po wejściu do Unii Europejskiej nie będziemy mogli zlikwidować dymiących kominów i zdać się na bardziej ekologiczne, przede wszystkim elektryczne, ogrzewanie naszych domów i mieszkań. A przecież Polska jest jednym z sygnatariuszy protokołu z Kioto, który zobowiązuje nas do sześcioprocentowej redukcji emisji szkodliwych gazów powstających podczas spalania węgla. Powinniśmy to zrobić do 2010 r. Nadto - warto pamiętać - statystyczny Polak zużywa teraz zaledwie 40 proc. energii wykorzystywanej przez mieszkańca Europy Zachodniej, zatem z każdym rokiem będzie jej zużywał coraz więcej.
- Dlatego musimy jak najprędzej znacznie zwiększyć produkcję energii elektrycznej i wybudować własne siłownie jądrowe - przekonuje prof. Andrzej Z. Hrynkiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorytet w dziedzinie energetyki atomowej. Przemawia za tym nie tylko rachunek ekologiczny, także - rachunek ekonomiczny: przy uwzględnieniu tzw. rachunku ciągnionego kosztów (powstał w ramach prowadzonego w Unii Europejskiej programu Extern E), który ujmuje wszystkie wydatki związane z produkcją energii (w wypadku energetyki tradycyjnej są to na przykład koszty budowy kopalń i ich późniejszej likwidacji, koszty zanieczyszczenia środowiska, transportu węgla, leczenia schorzeń będących wynikiem skażenia środowiska), okazuje się, że energia jądrowa jest stokrotnie tańsza od węglowej. Dziesięciokrotnie droższa od jądrowej jest również energia wytwarzana dzięki spalaniu gazu.
Budowa elektrowni atomowej o mocy 700-900 MW kosztuje około miliarda dolarów. Dziesięć takich siłowni w zupełności - na kilkadziesiąt lat - rozwiązałoby nasze problemy energetyczne.

Hipopotam w Wiśle, czyli jak działa lobby antyatomowe
Energetyka atomowa ma wyjątkowo wielu wyjątkowo możnych przeciwników.
- Gdyby ktoś napisał w gazecie, że w Wiśle żyją hipopotamy, uznano by to za kompletną bzdurę. Tymczasem właśnie takie głupoty na temat energetyki jądrowej i jej szkodliwości ciągle pojawiają się w mediach - mówi prof. Hrynkiewicz. Kto i dlaczego "dorobił gębę" elektrowniom atomowym? Jedni dopatrują się w tym dyskretnej ingerencji dbającego o swoje wpływy lobby związanego z energetyką tradycyjną, inni widzą w tym wpływy służb specjalnych byłego ZSRR, który zorientował się, że świat coraz bardziej zaczął się uniezależniać od jego gazu. Sam Związek Radziecki budował siłownie atomowe bez przeszkód. Faktem jest, że w Niemczech i Francji z energetyką jądrową walczyły głównie lewicujące ruchy zielonych, w Szwecji partia agrarna, a w Hiszpanii - komunistyczna.
Kamieniem milowym w umacnianiu się ruchów zwalczających siłownie jądrowe był rok 1979. Najpierw w połowie marca na ekrany amerykańskich kin wszedł thriller "Chiński syndrom", opowiadający o awarii, w wyniku której przez kulę ziemską - od USA do Chin - przebija się rozżarzone paliwo z reaktora atomowego. Pech chciał, że dwanaście dni po premierze filmu doszło do poważnej awarii w elektrowni Three Mile Island w Pensylwanii. Wywołała ona panikę w całej Ameryce. Kolejnym pechem, a właściwie skutkiem wyjątkowego niedbalstwa, była katastrofa w elektrowni czarnobylskiej w 1986 r. Dla rozhisteryzowanych społeczeństw w USA i Europie (także w Polsce) siłownie atomowe stały się synonimem wszelkiego zła.

Elektrownia bezpieczna i ekologiczna, bo atomowa
Odrzucono jednocześnie wszelkie argumenty świadczące o tym, że jest akurat odwrotnie: że to tradycyjne sposoby pozyskiwania energii są przyczyną największych katastrof. W 1947 r. wybuch pyłu w zaopatrującej chińskie elektrownie kopalni węgla kamiennego Honkeiko zabił 1572 osoby. W 1959 r. fala ze zniszczonej elektrowni rzecznej Frejus we Francji uśmierciła 421 osób. W podobnej katastrofie w Vaiont we Włoszech w 1975 r. zginęło 2600 osób. Wypadki, w których ginęło po kilkanaście, kilkadziesiąt bądź kilkaset osób, liczyć można w setkach. W Polsce tylko między rokiem 1991 a 2000 w kopalniach węgla kamiennego zginęło 556 ludzi. Zapomina się również, że eksplozja w Czarnobylu pochłonęła nie tysiące, lecz 30 ofiar, i że w wyniku dwóch innych awarii, zaliczanych do największych (wspomniany wybuch w USA w 1979 r. i awaria w Windscale w Wielkiej Brytanii w 1957 r.) nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń!
Przeciwnicy energetyki jądrowej jak ognia unikają dyskusji o innych rzeczywistych zagrożeniach związanych ze spalaniem kopalin organicznych (zwłaszcza węgla) i realnych sposobach ich uniknięcia. Mają przy tym tylko jeden rzeczowy argument - zbyt małe wykorzystanie czystych źródeł energii: wody, fal morskich, wiatru, słońca, biogazów. Zapominają wszelako, że energetyka odnawialna nigdy nie zaspokoi wszystkich potrzeb człowieka. Jak podaje prof. Zbigniew Jaworowski z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, gdyby chcieć zastąpić tylko jedną ze szwedzkich siłowni jądrowych elektrowniami wiatrowymi, trzeba by je postawić wzdłuż całego wybrzeża - od Norwegii po Finlandię. Zapewne przeciwko takiemu rozwiązaniu pierwsi zaprotestowaliby sami ekolodzy, bo oznaczałoby to dewastację najciekawszych w Europie krajobrazów. Z podobną reakcją mieliśmy już zresztą do czynienia w Polsce, gdy organizacja ekologiczna usiłowała nie dopuścić do budowy elektrowni wiatrowej koło Darłowa, ponieważ częściowo zmieniała ona otoczenie jeziora Kopań.
- Znacznie więcej ludzi umiera przedwcześnie na skutek produkcji energii z paliw kopalnych niż z paliwa jądrowego - przekonuje dr Tadeusz Wójcik z Polskiego Towarzystwa Nukleonicznego. Przeciwnicy energetyki jądrowej zdają się nie dostrzegać, że typowa elektrownia węglowa o mocy 1000 MW powoduje co roku przedwczesną śmierć 100-500 osób. W USA liczbę ofiar energetyki węglowej ocenia się na 25 tys. rocznie, a w Wielkiej Brytanii - na 2 tys. W wyniku spalenia miliona ton węgla kamiennego do atmosfery przedostaje się (przy braku nowoczesnych urządzeń filtrujących) 20 tys. ton pyłów, 25 tys. ton dwutlenku siarki oraz 6 tys. ton tlenków azotu, nie mówiąc o ogromnych ilościach dwutlenku węgla. Nic więc dziwnego, że energetykę węglową obarcza się winą za przedwczesną śmierć od 3,3 tys. do 16,5 tys. Polaków rocznie! To nie wszystko - u nas dodatkowo spala się w pozbawionych jakichkolwiek zabezpieczeń piecach i lokalnych kotłowniach ponad 30 mln ton węgla kamiennego, a także brunatnego, jeszcze bardziej toksycznego. - Kilkanaście procent powierzchni naszego kraju, zamieszkanych przez jedną trzecią Polaków, to obszar klęski ekologicznej wywołanej spalaniem węgla - dodaje prof. Hrynkiewicz.
W porównaniu z tradycyjnymi elektrowniami opalanymi węglem siłownie jądrowe są niezwykle przyjazne dla ludzi i środowiska. Najważniejszym argumentem ich przeciwników jest to, że każda siłownia o mocy 1000 MW przysparza rocznie około 30 ton trudnych do składowania odpadów promieniotwórczych. Tymczasem tradycyjna elektrownia o podobnej mocy produkuje rocznie ponad 600 tys. ton popiołów. - W USA obliczono, że z tego pyłu przedostaje się do atmosfery tyle zawartego w węglu promieniotwórczego uranu i toru, że pochodząca zeń dawka promieniowania jest znacznie większa niż uwalniana z podobnej pod względem mocy elektrowni atomowej - podkreśla prof. Jaworowski. A promieniowanie, na jakie przez 100 lat narażeni są ludzie w wyniku działania elektrowni atomowych (oczywiście poza ekstremalnymi, nadzwyczajnymi wypadkami), można porównać do tego, które dodatkowo otrzymuje kobieta nosząca przez osiem godzin dziennie buty na wysokim obcasie - bo przecież wraz ze wzrostem wysokości nad poziom morza zwiększa się dawka pochłanianego przez każdego z nas promieniowania kosmicznego.

Elektrownie jądrowe trzeciej generacji
- Bezpieczne elektrownie jądrowe są jedynym sposobem rozwiązania naszych obecnych i przyszłych problemów energetycznych - przekonuje prof. Turski. Kontrola społeczna i nauka już zrobiły tyle, że katastrofy w Czarnobylu, Windscale czy Pensylwanii stały się raczej niemożliwymi do powtórzenia epizodami historycznymi. W Kanadzie zbudowano prototypy niezwykle bezpiecznych reaktorów małej mocy, które mogłyby być wykorzystywane także w ciepłownictwie. Atomowa ciepłownia o mocy 10 MW może ogrzać 1500 mieszkań. Jest bezpieczna, gdyż reaktor znajduje się w zbiorniku z nierdzewnej stali, wypełnionym czystą wodą i umieszczonym we wkopanej w ziemię betonowej obudowie o średnicy 6 m i wysokości 13 m. Nawet w razie awarii jest on w stanie wyłączyć się samodzielnie, bez specjalnych zabezpieczeń.
- Dla takich miast jak Kraków ciepłownie jądrowe są wręcz ratunkiem przed niechybną katastrofą ekologiczną wywołaną spalaniem coraz większych ilości węgla - uważa prof. Hrynkiewicz.
Niebezpieczne reaktory grafitowe I generacji, takie jak ten, który eksplodował w Czarnobylu, to już historia. Obecnie powstają reaktory III generacji, określane jako "biernie bezpieczne". Są chłodzone wodą. W razie awarii wyłączają się i chłodzą automatycznie. W sytuacjach kryzysowych nie może im zaszkodzić nawet najmniej rozgarnięty operator. Kryteria takie spełnia na przykład opracowany przez naukowców z Francji i Niemiec reaktor ciśnieniowy EPR. Już niebawem rozpocznie się jego budowa. Amerykański koncern Westinghause skonstruował zaś wyjątkowo bezpieczny, zamknięty w szczelnej obudowie reaktor AP-600 o mocy 600 MW. Nad reaktorami III generacji pracują także Japończycy, którzy ponadto zapowiadają, że już niebawem zaprezentują jeszcze prostszą i bezpieczniejszą konstrukcję. - Powtórka Czarnobyla bądź Three Mile Island jest niemożliwa - uspokaja prof. Hrynkiewicz. Niebawem problemem przestaną być także tak dziś uciążliwe odpady promieniotwórcze - będą całkowicie neutralizowane w tzw. akceleratorach cząstek.

Energia atomowa bez dna
Najbardziej teraz atrakcyjne nośniki energii, czyli gaz i ropa naftowa, wyczerpią się przy obecnym tempie wydobycia za 50-60 lat. Energia jądrowa jest zaś praktycznie niewyczerpywalna. Reaktory powielające mogą wykorzystywać na przykład uran 238, którego zasoby są 140 razy większe niż obecnie używanego uranu 235. Paliwem jądrowym stanie się także tor 232, którego jest jeszcze 3,5 raza więcej niż uranu 235. Rudy pierwiastków promieniotwórczych wydobywa się w ponad dwudziestu krajach, najwięcej w Australii, Kazachstanie, Kanadzie, Uzbekistanie, RPA i Rosji. Żaden kraj nie może się więc uzależnić, tak jak w wypadku gazu i ropy, od jednego lub kilku dostawców. - Paliwa jądrowego wystarczy nam na dziesiątki tysięcy lat - ocenia prof. Hrynkiewicz.

Jak się uniezależnić od Gazpromu
Hamowanie w Polsce rozwoju energetyki jądrowej prowadzi do dalszego uzależniania się od dostaw gazu z Rosji. Elektrownie atomowe mają wszyscy nasi sąsiedzi z wyjątkiem Białorusi. U Szwedów, którzy już kilkakrotnie wyrażali niezadowolenie ze zgłaszanych nieśmiało planów rozwoju energetyki jądrowej w Polsce, dostarcza ona 57 proc. zużywanej energii, w Niemczech - 30 proc., a w Czechach - 20 proc. W Finlandii, gdzie działają dwie elektrownie atomowe, rozpoczyna się debata nad budową kolejnych. Mający już 47 siłowni jądrowych Japończycy planują, że do 2010 r. wybudują kolejnych 40 - o łącznej mocy 22 tys. MW. Do 2020 r. Chiny zbudują nowe elektrownie atomowe o łącznej mocy 50 tys. MW, zaś Korea Południowa, mimo kryzysu gospodarczego, będzie budować do 2015 r. nowe reaktory o mocy 15 tys. MW. Nowe bloki energetyczne powstaną także na Węgrzech i w Czechach. Niemcy już wycofują się z wymuszonych przez ekologów deklaracji o likwidacji swoich siłowni. Niebawem pewnie do podobnego wniosku dojdą Szwedzi.
- Wprowadzenie energetyki jądrowej w Polsce jest nieuniknione. Jej rozwój i stopniowa likwidacja siłowni węglowych jest wariantem nie tylko najlepszym ze względów ekologicznych, ale również opłacalnym ekonomicznie - przekonuje prof. Hrynkiewicz. Nawet bez uwzględniania wspomnianych już rachunków ciągnionych, sprawiających, że energia atomowa jest stokrotnie tańsza od węglowej, okazuje się, że koszt produkcji 1 MWh energii w elektrowni gazowej wynosi 26 euro, w węglowej - 24 euro, a w atomowej - 22 euro. Z czasem relatywne koszty uzyskiwania energii jądrowej będą jeszcze niższe. Jeśli potrafimy stworzyć mechanizmy zabezpieczające nas w przyszłości przed totalnym uzależnieniem energetycznym, można być niemal pewnym, że znajdą się pieniądze na budowę polskiego systemu energetyki jądrowej. Choćby w kasach zabiegających o nasz rynek zagranicznych koncernów energetycznych. Muszą one jednak uzyskać gwarancję, że nasze władze zaczną sprzyjać energetyce atomowej, a oficjalne prognozy, zakładające, iż do 2020 r. nie będzie u nas miejsca na elektrownie jądrowe, zostaną zweryfikowane. Inaczej zakładnikami Gazpromu będziemy nie do chwili wygaśnięcia "kontraktu gazowego", ale do wyczerpania się rosyjskich złóż gazu.

Więcej możesz przeczytać w 8/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.