Godzina sępów

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Kolumbii kidnaping przynosi większe dochody niż eksport kawy

Strach pojawia się nagle. Chwyta cię za gardło jak pitbull w krwawym szale i już cię nie opuszcza - Jens Jensen, opowiadając przeżyty przez siebie koszmar, poszukuje słów, które pozwoliłyby mu opisać życie po porwaniu w Kolumbii. - Jestem wrakiem. Nie potrafię wrócić do normalnego życia.

Normalne życie Jensena skończyło się pod koniec lat 90. w Bogocie. Pracował w tej siedmiomilionowej metropolii w międzynarodowym koncernie. Jechał toyotą na budowę. Nagle dwa małe samochody i motocykl zablokowały mu drogę i zmusiły do zjechania na pobocze. Pod lufą pistoletu zszokowanego gringo wywleczono z auta, związano taśmą i wrzucono do bagażnika. Po kilku godzinach przyszła kolej na wyczerpujący marsz przez dżunglę do na pół wymarłej wioski. Przez cztery tygodnie skutego pilnowali zamaskowani mężczyźni. Po kolejnych dwóch miesiącach porywacze chyba doszli w końcu do porozumienia z zarządem przedsiębiorstwa. Jensen nie wie, ile za niego zapłacono. Nigdy o to nie zapytał. Wstydził się. Jego firma chyba też, bo zabroniła mu opowiadać o swoich przeżyciach.

Jedenaście tysięcy porwanych
Kolumbia przoduje pod względem liczby porwań. W tym pogrążonym w kryzysie górzystym kraju, gdzie znaczna część społeczeństwa żyje w ubóstwie, panoszy się korupcja, a rząd kontroluje tylko trzecią część terytorium, od początku 1996 r. do września 2000 r. porwano - według oficjalnych danych - 11 161 osób. Najcenniejszym towarem są biznesmeni i ich rodziny. Kolumbijczycy chcą za nich do 5 mln dolarów. Często tyle dostają. Najwyższy żądany okup wynosił 40 mln dolarów. Porwanie z reguły oznacza spędzenie dwustu, trzystu dni w dżungli. Co dwudziesta ofiara umiera.
Prawie 80 proc. porwań należy przypisać dwóm największym grupom partyzanckim w Kolumbii: Narodowej Armii Wyzwoleńczej (ELN) i Rewolucyjnym Siłom Zbrojnym Kolumbii (FARC). - Rebelianci mają własne tajne służby i gromadzą informacje o międzynarodowych koncernach działających w Kolumbii. Z pewnością interesuje ich też wysokość polis ubezpiecze-niowych. Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii wydały niedawno zarządzenie, zgodnie z którym należy porwać każdego, kto zarabia więcej niż milion dolarów - mówi Guillermo Restrepo, rządowy koordynator ds. walki z kidnapingiem. ELN i FARC korzystają z usług zwykłych gangsterów jako podwykonawców - dostawców "świeżego mięsa". W ten sposób marksistowskie ugrupowania rebelianckie większą część dochodów czerpią z handlu żywym towarem. - Tylko w 1999 r. wartość zapłaconych w Kolumbii okupów wyniosła 550 mln dolarów - mówi dr Alfonso Manrique, przewodniczący Pais Libre, który sam między rokiem 1995 a 1997 spędził w niewoli FARC osiemnaście miesięcy. Oznacza to, że w Kolumbii kidnaping przynosi większe dochody niż eksport kawy.

Uwalnianie Porwanych sp. z o.o.
W lokalnej gazecie z miasta Cali secuestro (porwanie) ma własną rubrykę. Wyjeżdżając tam, zanotowałem kilka numerów telefonów alarmowych firm k&r (skrót pochodzi od słów kidnaping i ransom, czyli porwanie i okup). W razie uprowadzenia kontakt z przestępcami nawiązują profesjonalni mediatorzy - byli żołnierze, pracownicy służb specjalnych czy policjanci z wydziałów kryminalnych. Największą renomą cieszą się brytyjska Control Risks Group i amerykańska Kroll Associates. Control Risks szczyci się uwolnieniem stu zakładników Kolumbijczyków.
Przyczyną niespokojnej atmosfery w twierdzy kokainowego kartelu z Cali jest Ovidio Parra Cortes, przywódca ELN zwany El Zarco, czyli Niebieskooki. Pięć dni przed naszym przybyciem zszedł z gór. Jego oddział zaopatrzony w karabiny AK-47, pistolety, granaty ręczne, mundury, fałszywe dokumenty i listę uczestników pewnego spotkania szturmem wziął sześć restauracji. Partyzanci zapędzili na małą ciężarówkę 58 osób i zniknęli wraz z nimi w dżungli. W maju 2000 r. El Zarco siłą wyciągnął z kościoła Panny Marii w Cali 186 wiernych. W świątyni w kałuży krwi został tylko pastor. Wszyscy porwani wyszli już na wolność. Niektórzy zostali zwolnieni za pieniądze, inni w ramach barteru. Ich krewni oddawali leki, piły mechaniczne i motocykle. Partyzanci biorą wszystko.
Porwania z pobudek politycznych - według szefa miejscowej policji - nie odgrywają już właściwie żadnej roli. W tej chwili chodzi wyłącznie o pieniądze, na które ELN i FARC ukuły określenie "podatek rewolucyjny". Tym razem El Zarco nie może być pewien wysokich dochodów. Przeciwko niemu i jego towarzyszom policja i armia wytoczyły najcięższe działa. Tropią go za pomocą śmigłowców bojowych Blackhawk i jednostek przeznaczonych do walki z partyzantką. Dowódca operacji generał Canal wydał jednoznaczny rozkaz: zabić. Zdecydowana akcja przynosi efekty - oddział ELN zwolnił 21 zakładników.
El Sirena, mająca złą opinię dzielnica Cali, należy do terenów kontrolowanych przez ELN. Żeby dostać się w góry, musimy przez nią przejechać. Pędzimy po dziurawym asfalcie, ignorując światła na skrzyżowaniach i znaki drogowe. Potem śliskim szlakiem dostajemy się w górzystą dżunglę. Tam trwa wojna z porywaczami. Zatrzymujemy się w zapadłej, niemal bezludnej dziurze o nazwie Suriaz. Po wsi wałęsa się około 150 przemoczonych żołnierzy. Piją piwo, palą papierosy, drzemią. - Schowajcie się w bezpiecznym miejscu. W każdej chwili może tu spaść deszcz kul. ELN i FARC połączyły siły - radzi nam żołnierz o twarzy przeciętej długą blizną. Tuż przed zmrokiem oddział rusza w dalszą drogę ku górom. Tam spodziewają się znaleźć zakładników. My wracamy do miasta. Na dole szef grupy zajmującej się nasłuchem radiowym mówi mi, że przechwycił wysłany przez partyzantów z ELN meldunek: "Złapcie pałętających się po górach gringos". Mieliśmy wielkie szczęście.

Robotnicy przemysłu kidnaperskiego
Następnego dnia w koszarach trzeciej brygady zaprezentowano nam pojmanych partyzantów: czterech żywych i jednego martwego. Czternastolatek w bojowym mundurze ELN ma jeszcze mleko pod nosem. Dziewczyny (trzecią część partyzantów stanowią kobiety) mają 16, 17 i 18 lat. Tak wyglądają "robotnicy przemysłu kidnaperskiego". - Nie mają wyboru. Będą współpracować z partyzantką albo w ubogich górskich rejonach będą zjadać korę z pni drzew. Albo zostaną zmasakrowani przez szwadrony śmierci - wyjaśnia reporter gazety "El Tiempo". Hector Spinoza, który w miejskim szpitalu myje zwłoki, ma pełne ręce roboty.
- Mój zawód jest najbardziej odporny na kryzys w całej Kolumbii. Każdego dnia nadchodzą nowe "dostawy": żołnierze, partyzanci, porwani - chwali się. Ponoć nocą w pobliżu miejscowości Suriaz zginęło co najmniej piętnastu żołnierzy i tyle samo rebeliantów. Nikt nie wie, gdzie znajduje się 37 zakładników. Gdy tylko zostaną zlokalizowani, nadejdzie godzina sępów. Tak nazywane są GAULA, specjalne oddziały do walki z kidnapingiem. Z ich członkami nikt nie chciałby stanąć oko w oko. Półtora tysiąca mężczyzn - najlepsi żołnierze w kraju - zostało rozlokowanych w całej Kolumbii w osiemnastu oddziałach. Muszą się wykazać umiejętnościami jako nurkowie, saperzy, spadochroniarze, ochroniarze i snajperzy. Zwykle dwa razy w tygodniu wyruszają do akcji uwolnienia porwanych. Statystycznie oddziały GAULA odbijają tylko co dwunastego uprowadzonego. - Bez instynktu zabójcy nie przeżyjesz w tym zawodzie nawet dwóch tygodni - mówi Aleksander Beltran ze stacjonującej w Bogocie elitarnej jednostki GAULA. - Gdy szturmujemy obóz porywaczy, kładziemy trupem każdego w zasięgu wzroku. Dopiero potem patrzymy, kto jest dobry, a kto zły - opowiada. - Zdarza się, że kule zabijają porwanych. Partyzanci wkładają im na ramię straszaki, żeby zginęli podczas naszego ataku - dodaje kolega Beltrana, Enrique Pardo. - A gdy FARC znajdą się w opałach, najpierw zabijają więźniów. Rzygać się chce.
Niektórzy z obawy przed porwaniem opuszczają Kolumbię. Także mieszkająca tu 27-letnia Karin S., Niemka, jest u kresu wytrzymałości.
- Mój ojciec bardzo dobrze zarabia. Mieszkam w luksusowym, dobrze strzeżonym domu, ale czuję się jak w złotej klatce. Gdy wychodzę, zaczyna się gra nerwów. Nigdy nie chodzę tą samą drogą. Może już mnie obserwują. Szukam pracy w Europie. Nie chcę się już więcej bać. 

Więcej możesz przeczytać w 8/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.