Operacja kosmetyczna

Operacja kosmetyczna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak drużyna Leszka Millera i jej lider przygotowują się do przejęcia władzy. Do objęcia posady premiera przygotowuje się co najmniej od dwóch lat. Żaden poprzedni kandydat nie miał tak komfortowej sytuacji. Inni przejmowali tekę w biegu - Leszek Miller, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wszystko stara się zaplanować. Uczy się angielskiego, spotyka się z "kolegami socjaldemokratami": kanclerzem Niemiec Gerhardem Schröderem i Tonym Blairem, premierem Wielkiej Brytanii. Gości dyplomatów, otwiera wystawy sztuki w Muzeum Narodowym. Jednocześnie jeździ agitować po wsiach. Ma to być prawdziwie mocne uderzenie.
 

Szybki kurs europejskości
Przez lata ukrywany za plecami bardziej wykształconych i światłych kolegów, ostatnio błyszczy na salonach europejskiej socjaldemokracji. Już latem 2000 r. był przyjmowany w Brukseli jako niemal pewny następca premiera Jerzego Buzka. W styczniu tego roku zaprosił przedstawicieli korpusu dyplomatycznego do jednej z sal Teatru Wielkiego, by zapewnić ich, jak ważne dla SLD są głoszone przez Jana Pawła II idee dotyczące sprawiedliwości i troski o ludzi pracy. Stara się konkurować z Aleksandrem Kwaś-niewskim w odgrywaniu roli jednego z liderów europejskiej rodziny socjaldemokratycznej. - Usilnie pracuje nad tym, aby w raportach dyplomatycznych pisano, że potrafi jeść nożem i widelcem, a eurosceptyków, mówiąc oględnie, utrzyma w ryzach - mówi Ryszard Czarnecki, poseł AWS-ZChN. Miller coraz częściej przemawia z troską godną szefa rządu, choć nie zawsze rozsądnie. Jego wypowiedź: "Nie wykluczam, że będzie konieczna kolejna runda renegocjacji z zagranicznymi wierzycielami, dotycząca terminów spłat zadłużenia. Budżet może bowiem nie udźwignąć rosnących obciążeń" - została przez ministra finansów uznana za skandaliczną, podważającą finansową wiarygodność Polski.

Wersja eksportowa
Leszek Miller coraz lepiej potrafi kreować swój wizerunek. W obliczu zbliżających się wyborów parlamentarnych zrezygnował z erotyczno-gawędziarskiego stylu. Nie mówi już, po czym poznaje się mężczyznę, nie wygłasza publicznych uwag o biustach kobiet. Przedstawia się jako bezlitosny krytyk "awuesowskiej kliki", po której rządach potrzebne będzie solidne sprzątanie. - Nie jest odporny na sukces. Zachowuje się zbyt pewnie, jakby już był premierem i znał odpowiedzi na wszystkie pytania. A ludzie nie lubią, gdy ktoś traci dystans wobec siebie - uważa Piotr Tymochowicz, specjalista do spraw teorii wywierania wpływu. Leszek Miller, według niego, odniesie sukces wyborczy, ale potem będzie tracił popularność. Rządy lewicy nie poprawią bowiem sytuacji gospodarczej kraju. - A wtedy wyborcom zostanie jego ironiczny uśmiech i kpiarski sposób bycia - dodaje Tymochowicz.
Swoje "nowe" oblicze Miller starał się zresztą ukazywać już pod koniec rządów koalicji SLD-PSL. W 1997 r., jako minister spraw wewnętrznych i administracji, kilka razy odwiedzał USA, spotykając się z szefami Narodowej Rady Bezpieczeństwa, FBI i CIA. Zaprezentował się im jako polityk elastyczny: doprowadził do rozwiązania problemu pułkownika Kuklińskiego, czyli uchylenia wyroku śmierci wydanego przez sąd wojskowy PRL. Zaadaptował do naszych warunków amerykańskie metody walki z handlarzami narkotyków, wysyłając oficerów policji na szkolenia do USA. Ponadto starał się - wzorem Aleksandra Kwaśniewskiego - utrzymywać dobre stosunki z Javierem Solaną, ówczesnym sekretarzem generalnym NATO.

Sojusz Lewicy Alkoholowej
Problemem jest to, że choć Leszek Miller może stosunkowo łatwo nauczyć się nowej roli, niezwykle trudno będzie mu zmienić wizerunek własnego zaplecza, a szczególnie partyjnych dołów. Niedawno cała Polska mogła oglądać, jak wywodzący się z SLD wiceprezydent Kielc Zdzisław Chrobot zataczał się, wysiadając z samochodu. Jego koledzy uznali jednak, że jazda po pijanemu to zbyt błahy powód, by usunąć go ze stanowiska. W mediach regularnie pojawiają się informacje o tym, gdzie i kiedy kolejny działacz SLD prowadził auto w stanie nietrzeźwym. I tak Stanisław Rajkowski, gdański radny, uderzył w stojący na czerwonym świetle samochód. Poseł Bronisław Cieślak w Wigilię ubiegłego roku jechał pod prąd krakowską ulicą. Nie zgodził się na badanie alkomatem, argumentując, że chroni go immunitet. Policja przeszkodziła też w prowadzeniu po kieliszku Bogdanowi Wyczałkowskiemu, burmistrzowi Paczkowa.
Leszek Miller irytuje się, że koledzy mogą zepsuć wizerunek partii przed wyborami. - Dlatego bardzo zaostrzył dyscyplinę, piętnuje wypadki łamania prawa. Niestety, chorobą, która trawi AWS, został też zainfekowany SLD - ubolewa Zbigniew Siemiątkowski, poseł sojuszu. Liderom tego ugrupowania nie jest łatwo wyciągnąć dyscyplinarne konsekwencje wobec "czarnych owiec". Za nimi murem stoją bowiem lokalni przywódcy.

Przegląd kadr
Oczekiwanych rezultatów nie przyniosła też spektakularna akcja weryfikacji samorządowych kadr sojuszu. Wszyscy radni otrzymali ankiety, w których mieli dokonać samooceny. Później analizowali je działacze wyższego szczebla. "Dziewięć tysięcy radnych to nasza wielka szansa, ale i wielkie zagrożenie. (...) Wbrew pozorom wyborcy mają długą pamięć. A jeśli ktoś w to wątpi, to zapewniam, że dobrą pamięć ma kierownictwo SLD" - przestrzegał na ostatniej partyjnej konferencji przewodniczący ugrupowania. Poseł Piotr Żak z AWS twierdzi, że Miller jest bezsilny wobec "trupów wychodzących z szaf". O nepotyzm i prywatę oskarżani są przecież działacze sojuszu kierujący ośmioma kasami chorych. SLD-owscy radni w Radomiu otwarcie dali wyraz tęsknocie za minionym systemem: ulicy Jacka Jerza, współtwórcy lokalnych struktur "Solidarności" i KPN, przywrócono poprzednią nazwę - Gwardii Ludowej. Miller nie potrafi też zatuszować braku kompetentnych kadr, szczególnie w terenie. O tym, jak bardzo zależy mu na pozyskaniu nowych ludzi, świadczy otwarcie z wielką pompą kuźni kadr SLD, czyli Krajowego Centrum Edukacji Europejskiej. O ich przyszłej karierze chce decydować sam szef SLD. "Podczas kampanii można ludziom zamieszać w głowach. Kiedy jednak trzeba sprawować władzę, nie da się zasłaniać maskami i rządzić za pomocą wyuczonych gestów. Tak czy owak, szydło wyjdzie z worka" - stwierdziła Margaret Thatcher po zwycięskiej kampanii Tony’ego Blaira, idola szefa SLD. A za to przedstawienie zapłacimy wszyscy.

Więcej możesz przeczytać w 9/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.