Konstytucja fikcji

Konstytucja fikcji

Dodano: 
"Konstytucję należy pisać, gdy jest się trzeźwym; po to, aby zabraniała robić pewnych rzeczy, gdy się jest pijanym"- stwierdził Friedrich von Hayek, klasyk liberalizmu. Nasi ustawodawcy kierowali się w 1997 r. diametralnie odmienną filozofią. Konstytucja kreuje stan prawnej fikcji. Wpisano do niej dobre chęci, pobożne intencje i chwalebne zamiary. Gwarantuje nam prawo do wszystkiego, czyli do niczego. Dobrze wiedzieli o tym ustawodawcy: gdy przyjmowali ustawę zasadniczą w 1997 r., nie przystawała ona do realiów kraju o gospodarce wolnorynkowej.

Ustawa zasadnicza gwarantuje Polakom prawo do wszystkiego, czyli do niczego

Pozwy do sądów może również skierować milion rodzin nie posiadających własnego mieszkania oraz 100 tys. bezdomnych - w konstytucji umieszczono przecież zapis, że władze "prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności" (art. 75, pkt 1). Pół miliona studentów płacących w stu procentach za naukę w szkołach publicznych może się domagać w sądzie odszkodowania - ustawa zasadnicza gwarantuje wszak, że "nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna" (art. 70, pkt 2), a płatne mogą być co najwyżej niektóre usługi. Jeśli ludzie nie mają pracy, mieszkań, są bezdomni lub płacą za naukę oznacza to, że władze państwa nie "sprzyjają", nie "zmierzają", nie "gwarantują". I gwarantować, sprzyjać oraz zmierzać nie mogą, bo jest to po prostu niewykonalne. Konstytucja kreuje więc stan prawnej fikcji. Dobrze wiedzieli o tym ustawodawcy: gdy przyjmowali ustawę zasadniczą w 1997 r., nie przystawała ona do realiów kraju o gospodarce wolnorynkowej.

Konstytucja antykonstytucyjna

Tuż po uchwaleniu konstytucja zaczęła być łamana, i to przez wszystkie trzy władze, choć w art. 7 zapisano, że "organy władzy publicznej działają na podstawie i w ramach prawa". Złamał ją parlament, gdy dwa lata temu głosował za przyznaniem pożyczki dla ZUS. Pożyczkę przyznano bowiem bez zmiany ustawy budżetowej, choć art. 216 mówi, że środki finansowe na cele publiczne są gromadzone i wydawane w sposób określony w ustawie. "Mając wybór między złamaniem konstytucji a niewypłaceniem milionom ludzi rent i emerytur, wybraliśmy to pierwsze" - tłumaczył Henryk Goryszewski, ówczesny przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Niedawno Sejm złamał konstytucję, uchwalając ustawę, która prawo do zwrotu bezprawnie zagarniętego mienia ogranicza do osób legitymujących się 31 grudnia 1999 r. polskim obywatelstwem, chociaż art. 32, pkt 1 głosi: "Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne". W punkcie drugim tego artykułu zapisano natomiast: "Nikt nie może być dyskryminowany w życiu publicznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny".

Łamały konstytucję sądy, gdy przeciągały sprawy - często latami - wskutek czego obywatele tracili dobre imię, pieniądze bądź prawo do sądowej kontroli decyzji administracyjnych. Najwięcej skarg (kończących się w 75 proc. wyrokami korzystnymi dla skarżących) kierowanych przez polskich obywateli do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu dotyczy naruszania ich konstytucyjnego prawa do "sprawiedliwego i jasnego rozstrzygnięcia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd" (art. 45, pkt 1).

Łamała ustawę zasadniczą władza wykonawcza. Niedawno rząd przedłużył określony w ustawie zasadniczej termin przekazania Sejmowi projektu budżetu, powołując się na zapis o "nadzwyczajnych przypadkach". Takim nadzwyczajnym przypadkiem było odrzucenie przez Sejm kilku ustaw - m.in. o podatku VAT w budownictwie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by następne rządy twórczo rozwinęły teorię "nadzwyczajnego przypadku", a wtedy coraz trudniej będzie go odróżnić od całkiem zwyczajnego. Władza wykonawcza złamała konstytucję, gdy na czas nie przygotowała "projektów ustaw niezbędnych do stosowania konstytucji" (art. 236, pkt 1). Łamała ją, gdy utrzymując koncesje, nie zapewniała "prawa do wolności działalności gospodarczej", co przewiduje art. 20. Postępowała wbrew ustawie zasadniczej, gdy nie gwarantowała samorządom "udziału w dochodach publicznych odpowiednio do przypadających im zadań" (art. 167, pkt 1), a przecież szkoły utrzymywane przez samorządy nie dostawały odpowiednich subwencji.

Konstytucja frazesów

"Równi w prawach i powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski" - tak twórcy konstytucji określili w preambule wszystkich obywateli. Tę równość ugruntowuje wspomniany już artykuł 32. Cóż z tego, kiedy w następnych artykułach ustawodawcy wpisali rozbudowany immunitet parlamentarny. Polska konstytucja przewiduje ucieczkę podejrzanego o popełnienie przestępstwa w immunitet (zgodnie z art. 105, pkt 3 "postępowanie karne wszczęte wobec osoby przed dniem jej wyboru na posła ulega na żądanie Sejmu zawieszeniu na czas wykonywania mandatu") oraz ochronę prawną również tych posłów, którzy dopuszczają się przestępstw pospolitych w trakcie trwania kadencji (art. 105, pkt 2). Tak więc postulowane przez niektórych parlamentarzystów ograniczenie immunitetu przy jednoczesnym podkreślaniu, że konstytucji nie można zmienić, pozostaje jedynie wędką, na którą można złowić naiwnych wyborców. - Martwe prawo zniechęca do przestrzegania prawa w ogóle. Gdy prawo jest łamane przez konstytucyjne organy władzy, mamy do czynienia z zakwestionowaniem istoty państwa prawnego - mówi prof. Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. A przecież zapis o tym, że RP jest "demokratycznym państwem prawa", znajduje się już na początku ustawy zasadniczej, w art. 2. "Konstytucje nowych postkomunistycznych demokracji powielają ten sam błąd, który decydował o słabości i anemii ustaw zasadniczych w ich dawnych krajach: wpisują do konstytucji programy, deklarują zamiary i intencje, dając świadectwo dobrych chęci, ale i naiwności, natomiast zbyt mało miejsca poświęcają regułom, procedurom, gwarancjom, które mogą się okazać przydatne na wypadek nieuchronnych konfliktów czy dewiacji w życiu publicznym" - napisała prof. Ewa Łętowska w książce "Po co ludziom konstytucja", wydanej jeszcze przed uchwaleniem w 1997 r. polskiej ustawy zasadniczej. Mimo to wszystkie te dobre chęci, pobożne intencje i chwalebne zamiary do ustawy zasadniczej wpisano. W efekcie konstytucja jest zbiorem wielu frazesów i pustych haseł.

Konstytucja powszechnej szczęśliwości

"Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej" - twórcy naszej konstytucji umieścili w niej ten i podobne zapisy godne ideologów Polski Ludowej. Pracowniku! - "pracownik ma prawo do określonych w ustawie dni wolnych od pracy i corocznych płatnych urlopów, maksymalne normy czasu określa ustawa" (art. 66, pkt 2). Ten sam pracownik ma prawo do "higienicznych warunków pracy" (art. 66, pkt 1). Obywatelu! - "państwo w swojej polityce społecznej i gospodarczej uwzględnia dobro rodziny" (art. 71, pkt 1). Młodzieży! - "władze publiczne popierają rozwój kultury fizycznej, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży" (art. 68, pkt 5). Matko! - "matka przed i po urodzeniu dziecka ma prawo do szczególnej pomocy władz publicznych" (art. 71, pkt 2). Dlatego posłowie zwiększyli matkom Polkom wymiar urlopu macierzyńskiego. W rezultacie pracodawcy mogą się obawiać przyjmowania do pracy kobiet.

- To są przepisy śmieszne, a nawet kompromitujące. Norma, która mówi, że mamy prawo do czegoś, a nie precyzuje, w jaki sposób to prawo wyegzekwować, jest pustą normą - komentuje przytoczone postanowienia Piotr Andrzejewski, senator AWS. Prof. Marek Mazurkiewicz, poseł SLD, który kierował Komisją Konstytucyjną Zgromadzenia Narodowego, twierdzi tymczasem: - Uchwalając ustawę zasadniczą, zdawaliśmy sobie sprawę z ograniczonych możliwości finansowych państwa, dlatego nasza konstytucja nie gwarantuje tylu praw socjalnych, ile zapewnia na przykład niemiecka czy francuska. Jeśli zmieniać konstytucję, to na pewno nie poprzez usuwanie praw socjalnych, a raczej odwrotnie.

Jerzy Jaskiernia, inny poseł SLD, bronił tych pobożnych życzeń zapisanych w konstytucji, uważając je za "standardy, które należy przyjmować i do nich dążyć". Te standardy to - jak twierdzi poseł SLD - "wynik kompromisu między liberalnym a socjaldemokratycznym poglądem na konstytucję". Czy konstytucja powinna być wynikiem ideologicznych kompromisów, czy zbiorem norm prawnych?

- Od początku byłem przeciwnikiem zbyt szczegółowej konstytucji. Szczegółowe przepisy rodzą więcej niebezpieczeństw niż pozytywnych rozwiązań - przestrzega Jerzy Ciemniewski, sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, gdy zasypywany lawiną skarg Trybunał Konstytucyjny będzie musiał wybierać między normalnością i zdrowym rozsądkiem a konstytucyjnym zapisem, gwarantującym prawo do "wszystkiego", czyli do niczego.

Konstytucja absolutnej sprawiedliwości

Największą wadą konstytucji jest to, że składa się z niewykonalnych obietnic, łudząc obywateli mirażem opiekuńczego i absolutnie sprawiedliwego państwa.

- Przeszkadzają mi górnolotne określenia umieszczone w konstytucji, będące efektem licznych kompromisów, jakie zawierano zwłaszcza w końcowym etapie jej tworzenia. Zamiast w zaciszu eksperckich gabinetów powstawała ona bowiem publicznie. Gdy PSL i Unia Pracy groziły, że nie podpiszą, "wzbogacono" konstytucję o prawa socjalne; gdy protestowały środowiska prawicowe, dodano zapisy ideologiczne - wylicza prof. Wiktor Osiatyński, konstytucjonalista. Dobrze chociaż, że ustawy zasadniczej nie wzbogacono o postulaty Józefa Gawędy, samozwańczego prezydenta i prawnika amatora. W 1989 r. zaproponował on własną wersję ustawy zasadniczej, która w jednym z artykułów po prostu likwidowała bezrobocie pomiędzy Bugiem a Odrą.

Rozdęcie ustawy zasadniczej prowadzi do absurdów, niepotrzebnie angażujących najważniejsze instytucje. Cóż bowiem oznacza konstytucyjny zapis o "zarobkach odpowiednich do godności zawodu", na który powołali się sędziowie? Dlaczego sędzia sądu rejonowego ma zarabiać mniej niż członek samorządowego kolegium odwoławczego, od którego wymaga się jedynie średniego wykształcenia? - pytali sędziowie i domagali się zarobków równych tym, jakie otrzymują wicewojewodowie. Ostatecznie Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że wysokość sędziowskich zarobków nie narusza konstytucji: sędziowie nie muszą otrzymywać takich samych wynagrodzeń jak urzędnicy i parlamentarzyści.

Cóż znaczy zapis ustawy zasadniczej o tym, że państwo zapewnia "szczególną ochronę rodzinie i ochronę praw dziecka"? Na tej podstawie rzecznik praw obywatelskich próbował skarżyć do Trybunału Konstytucyjnego przepisy pozwalające na dokonywanie eksmisji na bruk. Postanowienia konstytucji okazały się też podstawą do uznania za nielegalną działalności gospodarczej Tadeusza Żaka, rencisty z Tarnowa. Działalność ta polegała na "rejestrowaniu starszych osób do lekarza". Tarnowski magistrat oraz prezydent tego miasta uznali, że "odpłatne stanie w kolejce" jest "świadczeniem zdrowotnym", którego może udzielać wyłącznie Zakład Opieki Zdrowotnej lub osoba wykonująca zawód medyczny. W sprawie konstytucyjności "stacza kolejkowego" wypowiedział się nawet prof. Andrzej Zoll, rzecznik praw obywatelskich i były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Na szczęście dla przedsiębiorczego rencisty niekorzystna dla niego decyzja została ostatecznie zmieniona przez tarnowskie Samorządowe Kolegium Odwoławcze.

Konstytucja sprzeczności

Prof. Wiktor Osiatyński twierdzi, że konstytucja - mimo słabości, na przykład ustanowienia urzędu rzecznika praw dziecka czy zapisu, że gospodarstwo rodzinne jest podstawą ustroju rolnego państwa - ograniczyła liczbę konfliktów między prezydentem a rządem, władzą ustawodawczą a wykonawczą, liczbę sporów ideologicznych. Czy rzeczywiście? W 1999 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski odmówił podpisania ustawy o podatkach od osób fizycznych, uniemożliwiając rządowi racjonalizację obciążeń fiskalnych. Powołał się przy tym na konstytucyjny zapis, że państwo "urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej". Czy progresywny podatek, uderzający w przedsiębiorczych i więcej pracujących, jest sprawiedliwy?

Czy istotnie konfliktów nie wywołał art. 134 konstytucji o "zwierzchnictwie prezydenta nad siłami zbrojnymi"? Zapis ten zrodził spory kompetencyjne na temat tego, kto ma kierować polityką obronną państwa. Do sporów doprowadził też zapis w art. 133, pkt 3, wedle którego "w zakresie polityki zagranicznej prezydent współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem". Czy współdziałanie oznacza odrzucanie proponowanych przez ministra i komisję sejmową kandydatur na ambasadorów - jak w wypadku Agnieszki Magdziak-Miszewskiej i Jerzego Marka Nowakowskiego?

Konstytucja totalna

Wielu zapisów z polskiej ustawy zasadniczej przypomina stalinowską konstytucję z 1952 r. Nie powstydziliby się ich także konstytucjonaliści z ZSRR czy Albanii z czasów komunistycznych. Ustawy zasadnicze tych państw przypominały, że "praca jest obowiązkiem i sprawą honoru każdego zdolnego do pracy obywatela - w myśl zasady: kto nie pracuje, ten nie je". Gdyby ktoś uznał, że to zapis zbyt surowy, mógł się pocieszyć, czytając art. 22 konstytucji Czechosłowacji, głoszący, że "wszyscy pracujący mają prawo do wypoczynku po wykonaniu pracy". Warto było pracować również w Jugosławii, której konstytucja gwarantowała, że "jedynie praca i wyniki pracy określają materialne i społeczne położenie człowieka". Artykuł 35 konstytucji Kuby (z 1976 r.) podaje nawet definicję małżeństwa. Dzięki temu wszyscy rodacy Fidela Castro wiedzą, że jest ono "dobrowolnym związkiem zawartym między mężczyzną a kobietą (...), którzy wspólnym wysiłkiem mają dbać o utrzymanie ogniska domowego i wszechstronne wychowanie dzieci, w taki jednak sposób, aby możliwe było pogodzenie tego z rozwijaniem społecznej aktywności obojga małżonków".

W NRD obywatele nie powinni byli zadawać pytań, czy w ich kraju wolno wszystko mówić i pisać, bo jeden z artykułów wyraźnie stwierdzał, że cenzura nie istnieje (jeśli nie istniała, po co mówiono o niej w konstytucji?). Rozdźwięk między zapisami konstytucyjnymi a rzeczywistością szczególnie widoczny jest w komunistycznej Korei. Dla mieszkańców kraju, w którym co roku z głodu umiera tysiące osób, art. 62 konstytucji z 1972 r. musi brzmieć jak czarny humor: "Państwo realnie zapewnia wszystkim obywatelom (...) szczęśliwe życie materialne i kulturalne". Raczej nie chciałaby tam zamieszkać nawet najbardziej skrajna feministka, mimo że "państwo uwalnia kobiety od ciężkiego brzemienia pracy domowej, zapewnia im wszelkie warunki do włączenia się w działalność społeczną". Jeden z artykułów może sugerować, że konstytucjonalistom koreańskim bardzo przypadła do gustu powieść Aleksandra Dumasa o walecznych muszkieterach. Zapisali bowiem, że "prawa i obowiązki obywateli KRLD opierają się na zasadzie jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".

Konstytucja USA zawiera - poza poprawkami - zaledwie siedem artykułów, polska - 243. Zamiast być fundamentem prawa, jest jego atrapą. I w tym przypomina stalinowską poprzedniczkę. Wiele wskazuje na to, że ten niedoskonały dokument przetrwa jednak lata, bo następne parlamenty nie będą w stanie porozumieć się w sprawie stworzenia nowego. Czy jest to jednak wystarczający powód, by utrzymać konstytucję fikcji, nawet jeśli przyjęto ją niecałe cztery lata temu?

Artykuł został opublikowany w 11/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.