Nosiciele strachu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wirus pryszczycy może się przenieść drogą powietrzną na odległość nawet stu kilometrów. Na przejściach granicznych, w portach lotniczych i morskich samochody muszą przejeżdżać po matach nasączonych środkiem dezynfekującym, podróżni myją ręce preparatami odkażającymi, a ich jedzenie (w tym kanapki) jest konfiskowane. Europa znowu boi się zarazy, dlatego wszystkie kraje odgradzają się od sąsiadów kordonem sanitarnym.

Czy te środki ostrożności rzeczywiście uchronią nas przed epidemią pryszczycy? Niektórzy specjaliści uważają, że zabiegi te mają raczej znaczenie propagandowe niż praktyczne.

Pryszczyca nie jest groźna dla człowieka. - Jeśli nawet dojdzie do zakażenia, choroba ma na ogół łagodny przebieg i objawia się jedynie pęcherzykowymi zmianami w jamie ustnej i na języku oraz na stopach - uspokaja dr Paweł Grzesiowski z Centralnego Laboratorium Surowic i Szczepionek w Warszawie. - Bez leczenia objawy mijają już po kilku dniach. Poza tym zarażenie człowieka przez zwierzę zdarza się wyjątkowo rzadko. Ostatni taki przypadek odnotowano w Europie w 1967 r. w Anglii - dodaje dr Grzesiowski. Nie opisano ani jednego wypadku zakażenia człowieka przez człowieka, chociaż ludzie mogą przenosić wirus na zwierzęta. Jeżeli bowiem dostanie się on do ludzkich dróg oddechowych, może tam przeżyć 24 godziny.
Epidemia zagrażająca całej Europie zaczęła się pod koniec lutego w Wielkiej Brytanii. Rząd ogłosił wykrycie pierwszych w tym kraju od dwudziestu lat zachorowań bydła na pryszczycę. Pomimo objęcia wszystkich brytyjskich wsi kwarantanną - co polegało na całkowitym zakazie transportu zwierząt hodowlanych pomiędzy poszczególnymi regionami - nie udało się powstrzymać ekspansji choroby. Nie zapobiegło to również wystąpieniu epidemii na kontynencie europejskim. Ognisko pryszczycy odkryto we Francji, w departamencie Mayenne. Zachorowały tam krowy w gospodarstwie sąsiadującym z hodowlą, do której sprowadzono owce z Wysp Brytyjskich.

Ekonomiczna zaraza
Dlaczego pryszczyca wzbudza tak poważne obawy? Jest niezwykle zaraźliwa i rozprzestrzenia się tak szybko jak ludzka grypa. Do zakażenia dochodzi bowiem drogą kropelkową. Wystarczy, że chore lub będące nosicielem zwierzę znajdzie się blisko zdrowego, a niemal natychmiast następuje zarażenie. Choroba atakuje wyłącznie parzystokopytne, a więc między innymi te, które mają ogromne znaczenie w gospodarce rolnej - bydło, świnie, kozy i owce. Potwierdzono eksperymentalnie, że również szczury i jeże, chociaż same nie chorują, mogą być nosicielami wirusa.
Objawy pryszczycy pojawiają się w ciągu tygodnia od momentu zakażenia. Są to charakterystyczne pęcherze na nozdrzach, języku, wymionach oraz między racicami. Zwierzęta mają ponadto gorączkę, są bardzo osłabione, a na skutek utraty apetytu chudną. Choroba jest rzadko śmiertelna, ale zwierzęta po wyzdrowieniu mogą przez trzy lata być nosicielami wirusa, a więc potencjalnym źródłem zakażenia. Ich skóra, mięso i mleko są skażone i z punktu widzenia ekonomicznego stają się bezwartościowe.
Ponieważ na pryszczycę nie ma leków, zainfekowane zwierzęta oraz zdrowe, żyjące w pobliżu ognisk choroby, zabija się i pali. W Wielkiej Brytanii od lutego zlikwidowano w ten sposób ponad 200 tys. sztuk bydła, owiec i świń, a w sumie planuje się zabić pół miliona zwierząt hodowlanych. Szczepionka zabezpiecza przed zakażeniem tylko na rok, a zaszczepione zwierzęta mogą nadal być nosicielami wirusa.

Szczepić czy zabijać?
Przyjęta strategia zabijania chorych i zagrożonych epidemią zwierząt budzi pewne kontrowersje. W Europie Zachodniej nie stosuje się szczepień od 1992 r. Tymczasem Międzynarodowe Biuro ds. Chorób Zakaźnych Zwierząt (OIE) zaleca, aby w razie zagrożenia epidemią pryszczycy nadzorować transport zwierząt w danym kraju, przeprowadzać badania kontrolne oraz szczepienia. - W Polsce przed kilkunastu laty stosowano metodę łączoną, to znaczy zabijano chore zwierzęta i szczepiono narażone na kontakt z wirusem - mówi prof. Jerzy Kita ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Unia Europejska wprowadziła jednak rygorystyczne zasady: nie wolno przeprowadzać szczepień przeciw pryszczycy, jeżeli się chce eksportować zwierzęta lub ich mięso. Powoduje to bowiem pojawienie się w organizmach przeciwciał, tak jak u sztuk zainfekowanych.

Wirus atakuje
Wirus pryszczycy może się znaleźć na rękach, butach i ubraniu ludzi, którzy kontaktowali się z zakażonymi zwierzętami. W sprzyjających warunkach może przetrwać w glebie ponad miesiąc. Dlatego prawie wszystkie państwa europejskie wprowadziły szczególne środki ostrożności na granicach. Wirus niszczy temperatura powyżej 72°C, światło słoneczne oraz kwasy i zasady. Ponieważ najłatwiej przenosi się z podłoża, na przejściach granicznych rozkłada się maty nasączone na przykład wodorotlenkiem sodu, który niszczy zarazki także na bieżnikach opon. Dodatkowo na lotniskach i w portach morskich ludzie muszą dezynfekować ręce oraz oddawać wszystkie produktu żywnościowe. Jak wyjaśnia dr Andrzej Komorowski, główny lekarz weterynarii, takie są standardy postępowania podczas epidemii chorób zakaźnych. Natomiast niszczenie wszelkiej przewożonej żywności zapobiega karmieniu nią zwierząt. Bardziej od wędlin niebezpieczne są żółte sery. Niektóre z nich (na przykład cheddar) produkuje się w Europie Zachodniej z surowego mleka, mogącego zawierać wirusy.
- Jest to, moim zdaniem, raczej działanie propagandowe, wynikające z ogromnych obaw przed epidemią, niż rzeczywista ochrona przed rozprzestrzenianiem się pryszczycy - uważa dr Grzesiowski. Jego zdaniem, odbieranie kanapek i mycie rąk na lotniskach utrudnia ludziom życie, a niebezpieczeństwo likwiduje w znikomym stopniu. - Jeżeli wirusy mogą się przenosić drogą powietrzną na odległość nawet stu kilometrów, jaki sens ma rozkładanie mat? Poza tym dlaczego nie odkaża się podwozi czy karoserii samochodów, gdzie przecież też mogą się znajdować zarazki? - pyta dr Grzesiowski.
Z poglądem tym nie zgadza się prof. Jerzy Kita: - Takie działania mają sens. W Polsce przed laty samochód wojskowy przejechał przez wieś, gdzie występowała pryszczyca, po czym zawiózł wirus do miejsco-wości oddalonej o kilkaset kilometrów.

Sztab kryzysowy
Czy rozkładanie mat na granicach okaże się wystarczające, gdy epidemia pojawi się u któregoś z naszych sąsiadów, na przykład w Niemczech?
- Nikt nie potrafi przewidzieć, czy Polska obroni się przed pryszczycą - mówi dr Komorowski. Jeżeli choroba dotrze do naszych zachodnich granic, może zamknięte zostaną przejścia, a do akcji wkroczą wojska chemiczne. Być może konieczne okaże się również ograniczenie ruchu między województwami lub miejscowościami i całkowita izolacja gospodarstw hodowlanych. Przy masowych zachorowaniach mogą zostać zarządzone szczepienia, jednak jest to wariant ostateczny. - Skazalibyśmy się wtedy na wstrzymanie eksportu naszych zwierząt, mięsa i wyrobów co najmniej na cztery lata - mówi dr Komorowski. Aby się przygotować na rozmaite warianty rozwoju sytuacji w Europie, 21 marca rząd powołał centrum kryzysowe, które będzie podejmowało wszelkie decyzje dotyczące zabezpieczeń przed pryszczycą.

Więcej możesz przeczytać w 13/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.