Stop, to nie ma sensu

Stop, to nie ma sensu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kłopot z krzywdą przeliczaną na pieniądze i krzywdą rozpatrywaną jako element racji stanu polega na tym, że zaczyna ona niebezpiecznie zbaczać w stronę absurdu, a nawet błędnego koła purnonsensu. Polska na wokandzie w Nowym Jorku" - donosi na pierwszej stronie "Rzeczpospolita" z 15 marca. A zaraz pod tytułem dodaje wytłuszczonym drukiem: "Parlament stanu Nowy Jork postanowił zbadać, dlaczego polscy Żydzi mieszkający w USA mają problemy z odzyskiwaniem własności w Polsce".

 Widzę, że parlament stanu Nowy Jork jest dociekliwy. Mógłby się więc zastanowić też, dlaczego na przykład palestyńscy Arabowie mieszkający gdziekolwiek mają problemy z odzyskiwaniem własności w Palestynie, na której terenie powstał Izrael - jak słusznie przypomniał w "Polityce" Ludwik Stomma, znany, jak się dowiadujemy z jego felietonu w "Polityce", z dwukrotnie wznawianej książki "Wzloty i upadki królów Francji". We francuskiej telewizji oglądałem reportaż, w którym można było wysłuchać Izraelczyków odrzucających z oburzeniem postulat władz palestyńskich w sprawie powrotu uchodźców na ziemie, z których zostali wygnani przy okazji tworzenia państwa Izrael. Rozmówcy francuskiego dziennikarza argumentowali, że zgoda na coś takiego mogłaby się równać końcowi tego właśnie państwa, więc niech nie oczekuje od nich zbiorowego samobójstwa. Reporter uznał chłodną logikę wywodu i rację stanu, ale zadał natychmiast pytanie, które mogłoby zainteresować także parlament stanowy w Nowym Jorku: "Czy wobec tego zgodzilibyście się przynajmniej na wypłacenie dawnym właścicielom odszkodowań za zabrane domy i grunty, gdzie obecnie mieszkają i gospodarują Izraelczycy?". Po dłuższej chwili pełnych konsternacji chrząknięć i stwierdzeń w rodzaju: "Hmmm, no tak, to trudny problem", stanęło na tym, że w uzasadnionych wypadkach można by wziąć takie rozwiązanie pod uwagę, ale w każdym razie oddawanie domów lub gruntów poprzednim właścicielom jest wykluczone.
Kłopot z krzywdą przeliczaną na pieniądze i krzywdą rozpatrywaną jako element racji stanu polega na tym, że - nic nie tracąc ze swego wymiaru tragicznego - zaczyna ona niebezpiecznie zbaczać w stronę absurdu, a nawet prowadzić do powstania błędnego koła purnonsensu. Żydzi się dziwią, że ponad pół wieku po wojnie trudno im odzyskać mienie w Polsce. Polacy mogą na to odpowiedzieć, że się dziwią temu zdziwieniu, skoro Żydzi uważają za całkiem normalne i naturalne, iż przeszło pół wieku po powstaniu Izraela nie zwracają Palestyńczykom zabranych im domów i gruntów. Żydzi mogą na to próbować odpowiedzieć, że Palestyńczycy to terroryści, a ich powrót unicestwiłby państwo. Natomiast Żydzi nie organizują w Polsce zamachów i nie mają zamiaru jej unicestwiać, więc nie można porównywać tych sytuacji. Polacy na to, że chodzi o samą zasadę, i że Litwa oraz część Ukrainy były kiedyś formalnie częściami państwa polskiego - więc co, mamy teraz tam ruszać z rewindykacjami terytorialnymi? Albo ciągać po amerykańskich sądach Litwinów i Ukraińców, którzy mieszkają w domach kupionych lub zgoła zbudowanych niegdyś przez Polaków? Jak widać, otwierają się szerokie perspektywy nakręcania takiej spirali w nieskończoność. Podobne dyskusje można prowadzić przez dziesięciolecia bez żadnych widoków na dostrzeżenie ich kresu. Wyżywi się na nich bez trudu armia polityków, historyków i publicystów - a przede wszystkim adwokatów. Można, ale mądrzy ludzie potrafią je w pewnym momencie przerwać i zauważyć, że istnieje pewien stan faktyczny, z którym trzeba się liczyć, jeżeli się chce, by teraźniejszość i przyszłość były lepsze od przeszłości, straszącej złośliwie chichoczącymi demonami.
Może wielu o tym zapomniało, ale ja pamiętam doskonale niekłamany podziw, jaki wywołali na Zachodzie Polacy swą umiejętnością pogodzenia się ze stanem faktycznym w imię nadrzędnych interesów wszystkich wobec przyszłości. Pamiętam zalęknione artykuły, w których przepowiadano Europie Środkowej i Wschodniej, że skutkiem zmian zapoczątkowanych w 1989 r. będzie mniej więcej to, co się zdarzyło później na Bałkanach - albo i coś gorszego. Pamiętam analizy, w których wskazywano, że jednym z najcięższych do rozwiązania problemów utrudniających przyjęcie naszego kraju do Unii Europejskiej będą z pewnością spory terytorialne, które może toczyć potencjalnie ze wszystkimi sąsiadami. Tymczasem wszelkie tego typu problemy Polska zażegnała w zarodku i niemal w mgnieniu oka, mówiąc w porę: "Stop, to nie ma sensu". Było to bardzo mądre i skuteczne. To między innymi dzięki temu mamy się dziś znacznie lepiej i jesteśmy znacznie dalej niż wszyscy ci, którzy postanowili tracić cenny historyczny czas na igranie z demonami przeszłości. Na ironię losu zakrawa w tym kontekście to, że główny ekonomista warszawskiego oddziału ING Barings Krzysztof Rybiński musi przestrzegać w "Rzeczpospolitej" przed skutkami wypłacenia przez Niemcy 1,8 mld DM byłym więźniom obozów koncentracyjnych i robotnikom przymusowym. Jego zdaniem, odbiorcy świadczeń - ludzie starsi - "bardzo szybko je wydadzą", co "spowoduje wzrost konsumpcji, który przełoży się na zwiększenie importu i - być może - wywoła także impuls inflacyjny". Uff, obyśmy mieli tylko takie kłopoty z historią.

Więcej możesz przeczytać w 13/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.