"Rok 2001"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przy całym szacunku dla około 3,7 mln telewidzów regularnie oglądających na antenie TVN reality show pod tytułem "Big Brother", domniemywam, że znakomita większość z nich nie ma bladego pojęcia, co się kryje za tym pojęciem. Nie, nie chodzi mi o dość powszechną w naszym społeczeństwie nieznajomość języka Williama Szekspira i Jasia Fasoli.

Wyjaśniam - Big Brother to Mariusz Walter, szef telewizji. On to bowiem, a ściślej i oficjalnie - TVN, wystąpił niedawno do sądu gospodarczego w Warszawie z wnioskiem o zakazanie Polsatowi emisji "Dwóch światów", programu w podobnej konwencji. Podstawą wniosku jest zarzut stosowania tak zwanych praktyk nieuczciwej konkurencji, czyli... emisji "Dwóch światów" w tym samym czasie, a więc o godzinie 20.00. Tak więc Walter zapragnął przyznania TVN monopolu na widowiska, w których - jak czytam w jednym z czasopism - "plusem Moniki jest to, że jest bezpruderyjna, a Alicja zaskarbiła sobie sympatię publiczności ładnym biustem". Innymi słowy Mariusz Walter usiłuje wyznaczyć sobie w eterze rolę Orwellowskiego Wielkiego Brata.
Mogę zrozumieć, że szef TVN ma dwa światy z właścicielem Polsatu Zygmuntem Solorzem, boć przecież konkurencja wśród tak zwanych stacji niepublicznych ogromna, a tonący czasem brzydko się chwyta. Nie pojmuję jednak ogromu obrzydzenia wobec terminu "oglądalność", jaki manifestują ostatnio przedstawiciele parlamentarnej prawicy, namiętnie i notorycznie - choć zapewne wyłącznie w celach poznawczych - oglądający, a następnie recenzujący program "Big Brother". "Dyktat oglądalności za wszelką cenę prowadzi stacje komercyjne do dewiacji i degeneracji" - orzekł jeden z nich (nazwisko, litościwie, po chrześcijańsku, zmilczę).
A z czego, drogi panie moralisto, mają owe z samej nazwy "komercyjne" stacje żyć, jeśli nie ze zdobywania reklam, czyli - wcześniej - widzów, skoro funkcjonują na koślawym rynku, z którego część uczestników ściąga haracz nazywany niewinnie abonamentem? "Dewiacja" - ocenia pan. A psycholog Jacek Santorski powiada: "Sądzę, że jeśli nakierujemy [spektakle typu reality show] w odpowiednią stronę, może to być wielka narodowa lekcja. Na temat nas samych". Skoro możesz, drogi moralisto z prawej strony sceny politycznej, sypiać spokojnie po latach oglądania hektolitrów krwi spływającej z ekranów telewizorów i setek głośnych orgazmów, to dlaczego tak nagle mierzi cię dziś "bezpruderyjność Moniki" bądź "ładny biust Alicji" oraz pogawędki między nimi a osobnikami płci przeciwnej? To przecież tylko show, swego rodzaju teatr, w którym dotychczas nikt nawet nie zaciął się przy goleniu, w którym nie pokazano nawet niewieściego pępka, nie mówiąc o piersi, i który w niewielkim stopniu zastępuje na przykład podglądanie sąsiadki przed snem w jej sypialni w bloku naprzeciwko.
Rzecz jasna, nie wszyscy muszą się zgadzać z tą opinią. Nie podziela jej choćby Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, która po knajacku, głupio, prostacko i prymitywnie orzekła, że audycje typu reality show (w wypadku "Dwóch światów" - właściwie a priori) to "apoteoza knajactwa, głupoty, prostactwa i prymitywizmu", a ich bohaterów nazwała ludźmi "o zminimalizowanych potrzebach intelektualnych i rozluźnionych więzach rodzinnych". Rada osądziła również nadawców: "zaprzeczających kulturotwórczej i pozytywnej roli telewizji". Nie mam zamiaru uzasadniać, dlaczego oficjalne stanowisko KRRiTV, kosztującej nas, podatników, dwadzieścia kilka milionów złotych w ciągu roku i usiłującej co jakiś czas uzasadniać swe wątpliwe istnienie, skomentowałem jej własnymi słowy.
Pragnę tylko zauważyć, że po dziesięcioleciach nakazywania jedynie słusznych racji i obowiązywania jedynie słusznej moralności i ideologii znów ktoś usiłuje być dyktatorem naszych umysłów, etykietować nas i obrażać, dokonywać za nas wyborów, zastępować nasze sumienie. Jakbyśmy wciąż byli skazani na dwa programy biało-czarnej telewizji. Pragnę też zauważyć, że George Orwell akcję swej powieści "Rok 1984" mógłby niezwykle realistycznie umieścić 17 lat później, w bardzo konkretnym miejscu Europy Środkowej.
Więcej możesz przeczytać w 13/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.