Nasz Trzeci Świat

Dodano:   /  Zmieniono: 
Piotr Gabryel

Znałem polskich odrzuconych z czasów PRL - jako reporter "Wprost" na początku lat 80. odwiedzałem bezdomnych na dworcach, ludzi gnieżdżących się przez wiele lat po kilkanaście osób w drewnianych domkach na ogródkach działkowych, mieszkańców przepełnionych hoteli robotniczych i pegeerowskich czworaków.


Znałem polskich odrzuconych z czasów PRL - jako reporter "Wprost" na początku lat 80. odwiedzałem bezdomnych na dworcach, ludzi gnieżdżących się przez wiele lat po kilkanaście osób w drewnianych domkach na ogródkach działkowych, mieszkańców przepełnionych hoteli robotniczych i pegeerowskich czworaków. Poznałem setki spośród milionów ludzi dotkniętych wirusem realnego socjalizmu - ludzi całkowicie biernych, apatycznych, bez pomysłu na swoją teraźniejszość i przyszłość, bez chęci zmierzenia się z własnym beznadziejnym życiem. III Rzeczpospolita odsłoniła rozmiary tego zjawiska, pozwoliła nazywać rzeczy po imieniu, na przykład fawele - fawelami, ale też uzmysłowiła nam, że nasze slumsy, nasze fawele, tak naprawdę nawet nimi nie są. Aby bowiem zostać uznanym za mieszkańca faweli, trzeba mieć w sobie dość odwagi i wyobraźni, by chcieć zmienić swoje życie, by porzucić pegeerowski czworak i wyruszyć na spotkanie z wolnym rynkiem.
"Najwięcej odrzuconych znajdujemy tam, gdzie było najwięcej socjalizmu: w województwach warmińsko-mazurskim, pomorskim, zachodniopomorskim, lubuskim, dolnośląskim - napisali Agnieszka Filas i Stanisław Janecki, autorzy cover story tego numeru "Wprost". "Ci ludzie należą właściwie do czwartego świata - jak byli kołchoźnicy na Ukrainie, w Rosji, Kazachstanie. Do czwartego, albowiem w Trzecim Świecie biedota - wychowana przeważnie w warunkach wolnego rynku - ma przynajmniej wolę wyrwania się z kręgu niemocy. Poboczem autostrady z Brazylii do Rio de Janei-ro codziennie ciągną setki chłopów i robotników z centralnej Brazylii - do pracy w wielkich miastach. Osiedlają się w fawelach, lecz nie są to strefy martwe. Prawie wszyscy mężczyźni pracują dorywczo. Próbują się bogacić, zajmują lepsze miejsca na wzgórzach wokół Rio. Na miejsce tych, którym udało się znaleźć stałe zajęcie i przenieść do normalnego mieszkania, przybywają następni. Oni na swój sposób starają się robić karierę, są aktywni. W polskich betonowych wiejskich czworakach i miejskich blokowiskach nie dzieje się nic". Nic - poza narastającą frustracją i agresją.
"Socjologowie zastanawiają się, gdzie jest punkt krytyczny, którego przekroczenie oznacza rewoltę - czyli już nie blokady dróg i okupację budynków, lecz rabunki, napady, niszczenie mienia i starcia z policją" - piszą Agnieszka Filas i Stanisław Janecki. Niewykluczone, że właśnie ten punkt przekraczamy - po serii stosunkowo spokojnie przebiegających protestów odrzuconych (w Szprotawie, Olsztynku, Okonku, Gorzowie Wielkopolskim, Łukowie i Grudziądzu) - przed tygodniem w Szczecinie protestujący przeciw eksmisjom wybili szyby w urzędzie wojewódzkim i wrzucili do środka świece dymne.
Więcej możesz przeczytać w 14/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.