Wirtualne parkiety

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rewolucja na rynku giełd

Ewentualna fuzja New York Stock Exchange i NASDAQ (National Association of Securities Dealers Automated Quotation) oznaczałaby powstanie hipergiełdy, mającej prawie 50-procentowy udział w kapitalizacji wszystkich giełd na świecie, gdzie byłyby notowane akcje ok. 7,5 tys. firm o wartości 15 bln USD. Wprawdzie większość analityków dość szybko oceniła prawdopodobieństwo rychłego połączenia obu instytucji jako mało realne, niemniej jednak fakt prowadzenia rozmów o współpracy zdaje się wytyczać najbardziej prawdopodobny kierunek dalszej ewolucji rynków giełdowych na świecie.
Kim są partnerzy wspomnianych rozmów? Z jednej strony to New York Stock Exchange (NYSE), czyli najstarsza giełda papierów wartościowych w USA, której siedzibę przy słynnej Wall Street uważa się nadal za finansową świątynię kapitalizmu. Codzienne wahania jej głównego indeksu Dow Jonesa, opartego na notowaniach akcji 30 przemysłowo-handlowych gigantów amerykańskiej gospodarki, śledzone są przez analityków i inwestorów na całym świecie, widzących w nim najczulszy barometr giełdowej koniunktury. NYSE to jednocześnie jeden z najbardziej archaicznych na świecie systemów obrotu akcjami - z parkietem zaśmieconym kartkami zapisywanymi w pośpiechu przez wrzeszczących maklerów, posilających się w przerwach bardzo intensywnego handlu kurczakami i pizzą z pobliskich fast foodów.
Całkowitym przeciwieństwem NYSE jest NASDAQ, czyli w pełni elektroniczny rynek obrotu akcjami (bez tradycyjnego parkietu i hałaśliwych maklerów), funkcjonujący już od 1971 r. Jego znaczenie wzrosło dopiero w latach 90., zwłaszcza w dobie światowej ekspansji Internetu. Głównie dlatego, że na tym właśnie rynku notowane są akcje młodych firm sektora informatycznego i telekomunikacyjnego, które jeszcze do niedawna nie miały żadnych szans na znalezienie się w giełdowym towarzystwie przemysłowych gigantów z Wall Street. Niebywały postęp technologiczny ostatnich lat sprawił, że długo lekceważony przez konserwatywnych inwestorów NASDAQ stał się największym rynkiem giełdowym świata.
W 1994 r. wartość jego rocznego obrotu po raz pierwszy przewyższyła osiągnięcia nowojorskiej Wall Street. Ale i wówczas NASDAQ uważany był za rynek nie w pełni dojrzały, który wprawdzie rozwijał się niezwykle dynamicznie, lecz ze względu na mniej restrykcyjne warunki notowań niósł z sobą wysokie ryzyko inwestycyjne. Twierdzono nawet, że jest spekulacyjnym bąblem, który pęknie prędzej czy później. Mimo to nabywcy akcji stworzonego w garażu Microsoftu (oraz innych firm sektora hi-tech), debiutującego na NASDAQ w 1986 r., zbili wielomilionowe fortuny, a tradycjonaliści z Wall Street mogli się co najwyżej cieszyć z kilkunastoprocentowych wzrostów notowań akcji IBM, Exxona czy Coca-Coli. Dynamicznemu pokoleniu młodych, lepiej wykształconych, obytych z komputerami i nie unikających ryzyka Amerykanów sprzyjał również okres prosperity amerykańskiej gospodarki w latach 90. To sprawiło, że na NASDAQ popłynęły ogromne pieniądze, a spółki Cisco, Oracle, Yahoo!, America Online lub Intel nie miały najmniejszych kłopotów ze sprzedażą swoich akcji, które drożały w zastraszającym tempie. Tysiąc dolarów zainwestowane w akcje jednej z tych spółek na początku lat 90. zostało już wielokrotnie pomnożone.
Dlaczego ostoja tradycjonalizmu i mekka przemysłowo-handlowej potęgi Ameryki, czyli nowojorska Wall Street, oraz niezwykle ekspansywny NASDAQ, a więc dwie największe instytucje amerykańskiego rynku kapitałowego, decydują się na współpracę? Dlatego, że szybka ewolucja światowych rynków papierów wartościowych wymaga od obu instytucji otwartego myślenia - stwierdzają autorzy poufnego dokumentu cytowanego przez "Wall Street Journal". Prawda jest natomiast taka, że w wyniku internetowej rewolucji dwóm wielkim rywalom wyrosła pod bokiem młoda i niezwykle dynamiczna konkurencja w postaci elektronicznych rynków obrotu akcjami, tzw. BCN. Innym powodem podjęcia wspomnianych rozmów są - zdaniem analityków - naciski ze strony największych amerykańskich banków inwestycyjnych oraz tamtejszej komisji papierów wartościowych, obawiających się nadmiernego rozdrobnienia obrotu papierami wartościowymi. Powstanie wielu małych elektronicznych giełd o różnych systemach notowań mogłoby osłabić cały amerykański rynek kapitałowy.
Pomysł łączenia giełd kapitałowych nie jest nowy. W lipcu 1998 r. zamiar połączenia ogłosiły dwie największe giełdy w Europie, czyli londyńska i frankfurcka. Później dołączyło do nich sześć mniejszych rynków europejskich i wydawało się, że powstanie paneuropejskiej giełdy jest tylko kwestią czasu. Prezesa Rozłuckiego pytano wówczas, czy nie obawia się marginalizacji naszej giełdy i ucieczki naszych spółek z Nowego Światu. Próba powołania megaeuropejskiej giełdy zakończyła się jednak fiaskiem, głównie z powodu wysokich kosztów unifikacji systemów informatycznych.
Specjaliści twierdzą, że obawiano się także ewentualnego odpływu najlepszych spółek z narodowych parkietów, a w konsekwencji sprowadzenia tych ostatnich do roli giełd drugiej kategorii. Nie oznacza to jednak, że pomysł powołania paneuropejskiej giełdy został zarzucony. Wręcz przeciwnie, chętnych do jego realizacji nie brakuje. W listopadzie 1999 r. plany utworzenia w ciągu dwunastu miesięcy Nasdaq Europe ogłosił szef amerykańskiego rynku elektronicznego. W połączeniu z już tworzonym Nasdaq Japan pozwoliłoby to uruchomić pierwszą na świecie giełdę globalną, działającą przez okrągłą dobę. NASDAQ chce nie tylko powołać giełdę ogólnoeuropejską, ale i zapewnić inwestorom z Europy bezpośredni dostęp do akcji spółek notowanych na rynku amerykańskim. Podobne plany ma również belgijska giełda Easdaq, aspirująca obecnie do miana paneuropejskiego rynku dla spółek high-tech, a jej główną rywalką w tym względzie jest brytyjska giełda Tradepoint. Czy plany giełdowych integratorów się powiodą, jeszcze nie wiadomo. Ale jedno jest pewne: w dobie przyspieszonej globalizacji rynków finansowych oraz internetowej rewolucji rozdrobnione giełdy europejskie, stosujące różne systemy notowań i rozliczeń, będą musiały radykalnie zmienić swoje dotychczasowe oblicze.
Internetowa hossa pierwszych miesięcy 2000 r. pokazała, że obecna struktura rynków naszej giełdy jest dość anachroniczna i nie przystaje do szybko zmieniającej się rzeczywistości. Już w połowie ubiegłego roku Jacek Socha, przewodniczący KPWiG, zauważył, że warszawska giełda powinna zrekonstruować swoje rynki, gdyż nie odzwierciedlają one obecnego potencjału i struktury spółek. Poza tym przy pryncypialnym stosowaniu surowych kryteriów, dotyczących m. in. zysku netto w ciągu ostatnich trzech lat i minimalnej wielkości kapitału akcyjnego, droga na giełdę dla młodych spółek internetowych pozostaje zamknięta. A ponieważ pilnie potrzebują kapitału na swój dynamiczny rozwój, będą go szukać najprawdopodobniej za granicą. Czym to może grozić? Bardzo realnym odpływem z polskiego rynku kapitałowego reprezentantów najnowocześniejszych technologii. Na szczęście jednak świadomość konieczności radykalnych zmian w obecnych strukturach naszego rynku kapitałowego staje się coraz powszechniejsza. Niedawno ideę stworzenia odrębnego rynku notowań dla firm sektora high-tech przedstawił prezes warszawskiej giełdy Wiesław Rozłucki. Wiązałoby się to ze złagodzeniem kryteriów dopuszczenia na parkiet. Zwolennicy takiej koncepcji argumentują, że nie można zamykać drogi na giełdę młodym spółkom internetowym, które z racji wysokich nakładów inwestycyjnych ponoszą straty w początkowym okresie swojej działalności. Przeciwnicy dowodzą z kolei, że giełda powinna pozostać miejscem zarezerwowanym dla najlepszych, a obniżanie kryteriów dostępu nie jest dobrym sposobem na utrzymanie jej prestiżu.
Wszyscy jednak zgodnie przyznają, że coś z tym "internetowym kłopotem" trzeba zrobić. Warto również zauważyć, że do największych krytyków powołania nowego parkietu na warszawskiej giełdzie należą dwie instytucje polskiego rynku kapitałowego - Centralna Tabela Ofert (CeTO) oraz Polska Giełda Finansowa. Pierwsza z nich, funkcjonująca już od kilku lat, została powołana z zamiarem stworzenia polskiego rynku pozagiełdowego, który miał być w pewnym sensie konkurencją dla warszawskiej giełdy (na wzór amerykańskiego modelu NASDAQ kontra NYSE). Niestety, z pierwotnych planów niewiele wyszło, a borykająca się z ciągłymi kłopotami finansowymi CeTO nie zdobyła oczekiwanej popularności ani wśród emitentów, ani wśród inwestorów. Z kolei specyfika systemu obrotów Polskiej Giełdy Finansowej (PGF), której uczestnikami były wyłącznie instytucje finansowe, sprawiała, że ani Internet jako taki, ani zainteresowanie indywidualnych inwestorów nie było jej do niczego potrzebne. Teraz sytuacja zmieniła się na tyle, że obie instytucje dostrzegły swoją szansę w ekspansji Internetu, stwarzającej realną możliwość wskrzeszenia nadziei na polski NASDAQ. Obecnie PGF i CeTO intensywnie dopracowują szczegóły fuzji, zapowiadając, że nowy rynek wystartuje 1 lipca 2000 r. i nie będzie poczekalnią warszawskiej giełdy.

x
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.