Przetarg po polsku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Unieważniając duże przetargi, dowodzimy, że nie jesteśmy gotowi do członkostwa w unii. Gdyby Polska była członkiem Unii Europejskiej, zapłacilibyśmy ogromne (sięgające kilku miliardów dolarów) odszkodowania uczestnikom unieważnionych przetargów ogłoszonych przez spółki skarbu państwa lub ministerstwa.
 

 Gdyby poszkodowane firmy nie wniosły skargi przeciwko Polsce do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, rozpatrującego sprawy zamówień publicznych, zrobiłaby to z urzędu Komisja Europejska.
"Przetargi po polsku" wywołały nieprzychylne naszemu krajowi komentarze zarówno w Komisji Europejskiej, jak i w zachodniej prasie. Brytyjski "Financial Times" napisał, że Polska traci wizerunek kraju otwartego na zagraniczne inwestycje. Francuska "Les Echos" wątpiła, czy stosująca "dziwne procedury" Polska potrafi zaadaptować zachodnie standardy. Holenderski "Het Financial Dagblad" zastanawiał się, czy poszkodowane firmy wniosą pozwy przeciwko polskiemu państwu do sądu arbitrażowego w Sztokholmie. Ta sama gazeta opisywała interesy z Polską jako "przygody rodem z powieści Kafki".
Jako członek UE zapłacilibyśmy nawet pół miliarda dolarów odszkodowań zachodnim uczestnikom unieważnionego w ubiegłym roku przetargu na obsługę UMTS, nazywanego przetargiem stulecia. Właściwie przetarg nie tyle unieważniono, ile przerwano, zanim dobiegł końca. Firmy, które zgłosiły się do konkursu ofert, zarzuciły Ministerstwu Łączności, że żonglowano m.in. sprzecznymi informacjami o liczbie koncesji i cenie, jaką trzeba będzie za nie zapłacić, a w trakcie przetargu zmieniano warunki. Za podobne przewinienia, czyli "zmianę warunków w trakcie przetargu" oraz "omijanie obowiązku stosowania ustawy o zamówieniach publicznych" Europejski Trybunał Sprawiedliwości ukarał w 1988 r. Irlandię (sprawa 45/87), w 1993 r. - Hiszpanię (C-71/92), a dwa lata później - Holandię (C-395/93) i Grecję (C-79/94).
Gdyby obowiązywało nas unijne prawo, norweski Telenor i amerykańska firma Awi, które przegrały przetarg na lottomaty i oprogramowanie dla Totalizatora Sportowego, miałyby wielkie szanse na odszkodowanie. Choćby dlatego, że tego rodzaju przetargi w unii nie mogą być przeprowadzane z pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych. Tym bardziej szanse na rekompensatę miałaby zwycięska spółka G-Tech, bowiem jej działania nie dały wystarczających podstaw do unieważnienia przetargu.
Podobnie było w wypadku unieważnionego pod koniec 1997 r. przetargu na uzbrojenie śmigłowca Huzar w izraelską rakietę NT-D, produkowaną przez firmę Rafael. Choć wygrała ona rywalizację, do realizacji kontraktu nie doszło. Zerwał go minister Janusz Steinhoff, który zarzucił poprzednikowi, Wiesławowi Kaczmarkowi, że przyjął na wiarę zapewnienia producenta o technicznej gotowości do wytwarzania rakiety, choć ta nie przeszła podstawowych testów na poligonie. To, co z punktu widzenia interesów skarbu państwa wydawałoby się wystarczającym powodem anulowania wyników przetargu, w świetle prawa unijnego byłoby złamaniem zasady dotrzymywania umów zawartych w dobrej wierze.
Żadnego zrozumienia nie mieliby sędziowie Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu dla zarządu PKP, który w grudniu 1999 r. unieważnił przetarg na dostawę szybkich pociągów z tzw. wychylnym pud-łem, wartych prawie miliard złotych. Konkurs ofert wygrała firma Fiat, producent pociągów typu pendolino. Jako oficjalny powód unieważnienia przetargu podano zmianę strategii inwestycyjnej PKP, a de facto chodziło o to, że PKP nie miały na zakup pendolino pieniędzy.
Praktycznie pewna byłaby też przegrana Polski w sprawie unieważnienia przetargu na rozbudowę i unowocześnienie Dworca Centralnego w Warszawie. Zrobiono to bez podania przyczyn, a potężne światowe koncerny, które brały udział w konkursie ofert, nie zostały o tym nawet powiadomione. Tylko to wystarczyłoby trybunałowi do wydania niekorzystnego dla Polski orzeczenia. Nasz rząd musiałby się też tłumaczyć, dlaczego wstrzymano przetarg na rozbudowę warszawskiego lotniska Okęcie. W tym wypadku komisja przetargowa miała już kandydata na zwycięzcę, a do sfinalizowania konkursu brakowało jedynie podpisu dyrektora portów lotniczych, którego wkrótce odwołano.
Unieważnianie wielkich przetargów w okolicznościach ignorujących europejskie standardy i procedury zdarzało się także w Rosji. W 1997 r. unieważniono tam przetarg na akcje Wschodniej Kompanii Naftowej. Podobnie jak w wypadku polskiego przetargu na UMTS, o fiasku przedsięwzięcia zadecydowało zachowanie się urzędników państwowych - sprzeczne wypowiedzi i zawyżanie ceny. Rok później z tych samych powodów trzeba było unieważnić przetarg na prywatyzację Rosnieftu.

Więcej możesz przeczytać w 16/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.