MENU

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zainicjowany przed pięcioma laty przez Elżbietę Penderecką Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena to spory sukces: publiczność - zarówno miejscowi melomani, jak i turyści zagraniczni - tłumnie przybywa na wszystkie festiwalowe koncerty: kameralne i symfoniczne.
Wydarzenia - POLSKA

Wobec Beethovena - zarówno jego muzyki, jak i postaci - trudno pozostać obojętnym. Można się nim fascynować albo go odrzucać. Nie bez znaczenia jest fakt, że choć twórca "Eroiki" był osobowością w pełni nowożytną, artystą wyzwolonym, a jednocześnie zwolennikiem ideałów rewolucji francuskiej - równości, wolności i braterstwa - które starał się głosić w licznych dziełach, z IX Symfonią na czele, to u progu XX stulecia jego muzyka, przyswojona już przez szeroki krąg odbiorców, stała się - przede wszystkim w Niemczech - symbolem "mieszczańskiej religii sztuki" (wedle określenia stosowanego w niemieckiej muzykologii). Przekształciła się w pomnik, a z pomnikami bywa tak, że jedni przed nimi klęczą, inni zaś je obalają.
Zainicjowany przed pięcioma laty przez Elżbietę Penderecką Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena to spory sukces: publiczność - zarówno miejscowi melomani, jak i turyści zagraniczni - tłumnie przybywa na wszystkie festiwalowe koncerty: kameralne i symfoniczne.
Dlaczego Beethoven w Krakowie? Dlatego, że wciąż tu właśnie, w Bibliotece Jagiellońskiej, jako część tzw. pruskiego skarbu z Berlina przechowywane są liczne rękopisy kompozytora, łącznie ze szkicownikami. Ich obecność w tym miejscu jest przedmiotem sporów politycznych, ale - jak zadeklarowała Elżbieta Penderecka - dopóki będą się tu znajdować, dopóty będą organizowane wystawy rękopisów. W 1997 r. Beethovenowskie autografy ujrzały światło dzienne po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat. Potem pokazywano także rękopisy Mozarta, Haydna, Mendelssohna (także ze zbiorów berlińskich). W tym roku pojawił się autograf "Stabat Mater" Karola Szymanowskiego (wypożyczony z Biblioteki Narodowej) oraz szkice Krzysztofa Pendereckiego.
Program festiwalu również w ciągu pięciu lat ewoluował. W pierwszej edycji prezentowano wyłącznie twórczość głównego bohatera, następnie zestawiano ją kolejno z dokonaniami współczesnych mu kompozytorów oraz z utworami kontynuatorów jego muzycznej myśli z czasów romantyzmu. Tym razem przyszła kolej na przyjrzenie się, czy dzieło Beethovena znalazło oddźwięk w zakończonym niedawno XX stuleciu - "wieku apokalipsy i nadziei", jak głosił podtytuł festiwalu i towarzyszącej mu sesji muzykologicznej.
Wielu kompozytorów - od Claude’a Debussy’ego na początku wieku po współczesnego twórcę niemieckiego Mauricia Kagla - uważało, że przynajmniej na jakiś czas należałoby przestać słuchać Beethovena, dać znużonym uszom odpocząć od tej krzyczącej muzyki. Karol Szymanowski w 1927 r. określił sztukę Beethovena jako "jeden z najwspanialszych grobowców na ziemi". Są i twórcy, którzy wykazują wobec tej muzyki postawę postmodernistyczną, włączając do swych utworów Beethovenowskie reminiscencje i aluzje jako symboliczny gest wobec tego szczególnego zabytku przeszłości muzycznej.
Wielu XX-wiecznych kompozytorów nastawiało się jednak do tej muzyki całkowicie odmiennie - od Gustava Mahlera, jawnego kontynuatora Beethovenowskich idei, poprzez przyznających się do czerpania inspiracji z tej muzyki Igora Strawińskiego, Arnolda Schön-berga, Oliviera Messiaena czy Dymitra Szostakowicza, aż po Witolda Lutosławskiego, podziwiającego rzemiosło kompozytorskie twórcy "Appasionaty", i Krzysztofa Pendereckiego, który marzy o odbudowaniu poprzez muzykę "metafizycznej przestrzeni człowieka, strzaskanej przez kataklizmy XX wieku".
W programie V Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena obok dzieł mistrza z Bonn znalazły się utwory wielkich twórców minionego stulecia, przyznających się do związków z Beethovenowską myślą. Była VI Symfonia Mahlera, w której finale kompozytor przedstawił profetyczną wizję tragedii, jakie miały spotkać ludzkość już niedługo. Była "Symfonia psalmów" Strawińskiego, zawierająca przesłanie zwątpienia i nadziei, podobnie jak przejmujący poemat "Ocalały z Warszawy" Schönberga, kończący się słowami modlitwy. Modlitewny nastrój przywoływały też "Stabat Mater" i "Litania do Marii Panny" Szymanowskiego oraz "Credo" Pendereckiego. Apokalipsę i nadzieję ukazał "Kwartet na koniec czasu" Oliviera Messiaena, napisany sześćdziesiąt lat temu w niemieckim stalagu, lecz do dziś nie tracący aktualności. Festiwal zakończyło koncertowe wykonanie jedynej opery Beethovena - "Fidelia", w której kompozytor dał w pełni dojść do głosu ideom wolności. Jak co roku wystąpili wybitni wykonawcy, w tym takie gwiazdy jak skrzypek Shlomo Mintz, waltornista Radovan Vlatkovic oraz pianiści Rudolf Buchbinder i Christoph Eschenbach, a także świetne zespoły kameralne (Tokyo String Quartet, Waldstein Trio czy zespół złożony ze znakomitych muzyków polskich - Janusza Olejniczaka, Marka Mosia i Andrzeja Bauera - oraz Szweda Hakana Rosengrena) i orkiestrowe (NOSPR, Sinfonia Varsovia, Sinfonietta Cracovia oraz zespoły z Neuss i Lucerny).

Dorota Szwarcman

Literatura najlepiej smakuje w barze mlecznym. Zwłaszcza jeśli zawiera takie smaczki jak książka Macieja Łuczaka "Miś, czyli rzecz o Stanisławie Barei". Podczas jej promocji w warszawskim barze Bambino podawano - jak za dawnych dobrych czasów - pomidorową, leniwe na słodko i wódkę. Wszystko - rzecz jasna - na kartki. Zjechali się wielbiciele "Bruneta wie-czorową porą" i "Zmienników" z całego kraju. Było lirycznie i nostalgicznie, choć przede wszystkim zabawnie. Bo czasy wciąż takie, że autorowi tych filmów zapomnienie długo jeszcze nie grozi. - Bareizm mógłby się stać dzisiaj jedyną obowiązującą ideologią. Głupota i kicz stały się wszechobecne - przekonywał autor. W supermarketach sprzedaje się "sianko wielkanocne", w teleturniejach uczestnicy bez mrugnięcia okiem wbijają sobie do buta nieświeże jajko, a na listach przebojów disco polo króluje "Wspomnienie po kaszance". Maszynista niemieckiego superekspresu zatrzymuje pociąg, by skonsumować kanapkę. Bareizm przekroczył dziś granice PRL-owskiej rzeczywistości: bez wątpienia stał się globalny. (AF)

Płyta portugalskiego zespołu Madredeus "Movimento" nie jest już tak przebojowa jak pamiętna "Ainda" - ścieżka dźwiękowa do filmu Wima Wendersa "Lisbon Story". Kto jednak kocha tę pełną nostalgii atmosferę pieśni fado, ten posłucha albumu z przyjemnością. Nie ma tu tak wyrazistych melodii, jakie znamy z filmu; skład zespołu też się zmienił. Słyszymy tu jednak to samo brzmienie, a przede wszystkim czysty, poruszający głos Teresy Salgueiro. (DS)

Ten film był wydarzeniem ubiegłorocznego festiwalu filmowego w Gdyni, a także dowodem na to, że wbrew powszechnym opiniom zrobienie inteligentnej komedii jest możliwe także u nas. W dodatku bez gangsterów na pierwszym planie i bez uciekania się do sytuacyjnych gagów. "Półserio" - reżyserski debiut Tomasza Koneckiego - to inteligentna zabawa filmem w filmie, motywami i konwencjami, wyreżyserowana podstępem i całkiem niekonwencjonalnie. Bo najpierw był telewizyjny magazyn "Półserio", w którym zamiast gadających głów pojawiały się dowcipne scenki fabularne. Potem dopiero powstał pomysł, by - wzorem Skolimowskiego - z owych etiud zrobić fabułę o ciężkim losie ludzi filmu, marzących o dziele z ambicjami. Opowieść wzięto z życia trójki autorów: Tomasza Koneckiego, Andrzeja Saramonowicza (scenariusz) i Tomasza Madeckiego (zdjęcia). Projekt zaskakującej adaptacji "Romea i Julii", przerabianej przez producentów na komercyjny produkt rynkowy, to punkt wyjścia historii. Dalej mamy kpinę z mechanizmów rządzących naszym kinem. Ale jak opowiedzianą! Twórcy żonglują gatunkami ze zręcznością cyrkowców. "Gwiezdne wojny" mają więc intelektualną głębię. Bergman najbliższy jest Pasikowskiemu, a Szekspir sprawdza się nawet w... sitcomie. Każda scena jest pastiszem innej, każdy fragment dialogu kpi z innego. Nigdy jednak nie przekracza granic dobrego smaku. Aktorzy grający główne role - Rafał Królikowski, Edyta Olszówka - bawią się na planie, ujawniając talent komediowy, o jaki nie posądzałby ich żaden reżyser. Aż żal, że film trwa ledwie 85 minut.

Więcej możesz przeczytać w 16/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.