Cybersędzia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sąd XXI wieku prowadzony jest przez College William & Mary w Williamsburgu w USA. W ramach tego projektu salę sądową wyposażono w najnowocześniejsze urządzenia. Sędziowie z całego kraju korzystają z niej, jeżeli zależy im na transmisji procesu w Internecie, cyfrowym zapisie rozprawy bądź chcą się przekonać, czy nowa technologia będzie przydatna w ich macierzystych sądach.
W Williamsburgu skomputeryzowane są niemal wszystkie fazy procesu - przede wszystkim nowoczesne przedstawianie dowodów. Wszystko, co zostanie położone na specjalnym stoliku przy mównicy, widać na dużych ekranach oraz na monitorach komputerów sędziego, członków ławy przysięgłych i stron. To, co mówi osoba stojąca na mównicy, wyświetlane jest od razu na ekranach. Protokolant używa maszynki stenograficznej wspomaganej komputerowo. Komputer na bieżąco przetwarza język stenogramu na pełne zdania.
Technologia ułatwia także wizje lokalne. W miejscach przestępstwa stawia się cyfrowe aparaty fotograficzne, rejestrujące obraz w technologii ipix (stworzonej pierwotnie dla NASA), która umożliwia wykonanie panoramicznej sekwencji zdjęć (360 stopni). W stworzonej w ten sposób wirtualnej rzeczywistości można się obracać, spojrzeć w górę, w dół lub na boki. Próbki takich obrazów oraz specjalną przeglądarkę udostępnia serwis www.ipix.com.
Dowożenie na rozprawę świadków lub oskarżonych z oddalonych aresztów często jest sporym problemem. W niektórych więzieniach umieszczono zatem kamery wideo podłączone do Internetu. Podejrzanych można przesłuchiwać na miejscu, co zwiększa bezpieczeństwo i obniża koszty procesu. Technika ułatwia także ustalenie miejsca pobytu osób, wobec których orzeczono dozór sądowy. Areszty elektroniczne, oparte na systemie nawigacji satelitarnej GPS, pozwalają kontrolować przestrzeganie nakazów sądu. Jeżeli delikwent wyjdzie poza zakreślony obszar, zostanie wszczęty alarm. W Stanach Zjednoczonych tę technikę wykorzystuje się najczęściej do egzekwowania orzekanego przez sądy zakazu zbliżania się oskarżonego na przykład do domu ofiary przestępstwa.
Wprowadzenie Internetu do sądów wymaga także odpowiedniego przygotowania uczestników rozpraw. Temu poświęcone są konferencje organizowane co roku przez American Bar Association. Technologicznej odysei towarzyszą prelekcje w rodzaju: "Zostań mobilnym prawnikiem!", "Wygrywanie procesu on line", "Łatwe i tanie tworzenie stron WWW". Prawnicy Dan i Ros Kodnerowie w zeszłym roku zaczęli swój wykład od wyświet-lenia za pomocą rzutnika połączonego z laptopem wspólnego zdjęcia na tle wysokich gór. Każdy z panów miał w ręku przenośny komputer wielkości dłoni.
- Wciąż mówię w biurze, że pracuję bez przerwy, nawet gdy nie jestem w pracy i odpoczywam - żartował Dan.
- Praca jest tym, co robisz, a nie tym, gdzie jesteś - konkludował. W czasie prelekcji pod tytułem "Jak zostać mobilnym prawnikiem" doradzali słuchaczom, jakie laptopy czy notebooki kupić, na co zwrócić uwagę, szukając wypo-sażenia high-tech, jak się łączyć w czasie podróży z biurem i czy warto mieć GPS lub aparat cyfrowy.
Najistotniejszą zaletą cybersądów jest niemal doskonała realizacja zasady jawności postępowań. Amerykańscy sędziowie coraz częściej wyrażają zgodę na internetowe transmisje rozpraw, które znakomicie przyczyniają się do podnoszenia świadomości prawnej społeczeństwa.
W polskich sądach nie ma zbyt wielu komputerów. Są one rzadkością nawet w sekretariatach, gdzie wciąż piętrzą się tony papierowych akt. Dla wielu prawników w Polsce zwykły laptop z systemem informacji prawnej (na przykład popularnym Lexem) to nadal szczyt marzeń. Z sądów wciąż wysyłane są orzeczenia i wyroki pisane na poczciwej maszynie do pisania, a protokolanci wolą długopis, bo na maszynie, a tym bardziej na komputerze, pisać nie potrafią.
Dariusz Sielicki, sędzia Sądu Rejonowego we Wrocławiu, pracujący w sekcji tymczasowych aresztowań, miał okazję zobaczyć salę sądową XXI wieku w College William & Mary. Jak wykorzystał swoje doświadczenia po powrocie do kraju? Napisał program wspomagający pracę sądów. Automatyzuje on protokołowanie na rozprawie oraz pomaga sędziom przy pisaniu orzeczeń. Program sprzedał Ministerstwu Sprawiedliwości. - Liczyłem, że za zarobione z licencji pieniądze kupię sobie jacht - żartuje Sielicki. Niestety, u nas absolwenci William and Mary nie zarabiają 100 tys. dolarów rocznie zaraz po studiach. Zarówno na amerykańską technologię, jak i tamtejszy poziom zarobków przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.

Więcej możesz przeczytać w 18/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.