Nie tylko samorządy. Prezes PiS chce zmian w ordynacji wyborczej do europarlamentu

Nie tylko samorządy. Prezes PiS chce zmian w ordynacji wyborczej do europarlamentu

Jarosław Kaczyński
Jarosław KaczyńskiŹródło:Newspix.pl / DAMIAN BURZYKOWSKI
Jedna lista wyborcza do europarlamentu i głosowanie na partię, a nie na osobę to – jak wynika z nieoficjalnych informacji Wprost – pomysł PiS na zmianę ordynacji do europarlamentu. Jarosław Kaczyński chciałby, żeby taka ordynacja obowiązywała już od najbliższych wyborów, które przypadają w 2019 roku.

Obecna ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego jest bardzo skomplikowana. Polska jest podzielona na 13 okręgów ale mandaty nie są do nich przypisane, tylko zależą od frekwencji. Tam gdzie więcej ludzi pójdzie do wyborów jest do podziału więcej mandatów. W 2004 roku w województwie kujawsko-pomorskim z uwagi na niską frekwencję był tylko 1 mandat z 50 przysługujących Polsce. A są regiony gdzie tych mandatów było nawet 8 do podziału.

Uproszczenie ordynacji ma swoje wady i zalety. Według byłego europosła jedna z zalet jest taka, że europosłowie zaczną pracować w Brukseli zamiast myśleć jak zapewnić sobie poparcie w regionie. Ale nie dlatego PiS chce zmienić tę ordynację. Główny powód jest taki, że kandydaci z dalszych miejsc mogą przeskoczyć tych na jedynkach.

– Pamiętam jak wściekły był Kaczyński, kiedy Hanna Foltyn-Kubicka z 2 miejsca na liście nie dostała się do Europarlamentu, bo przeskoczył ją Marek Jurek z pozycji 5 – mówi nasz rozmówca przytaczając przykład z wyborów 2014 roku. A nie był to jedyny taki przypadek. W 2009 roku Foltyn-Kubicka nie zdobyła mandatu startując do europarlamentu z pierwszego miejsca, bo przeskoczył ją Tadeusz Cymański, z miejsca piątego. Ten popularny w swoim okręgu wyborczym polityk miał za zadanie napędzić głosy numerowi pierwszemu. Wywiązał się z niego tak dobrze, że to on zdobył mandat. W 2009 roku PO wystawiła na pierwszym miejscu na liście podkarpackiej Mariana Krzaklewskiego, byłego przewodniczącego NSZZ Solidarność. Niestety nie dostał on wsparcia od lokalnych działaczy PO i mandat zdobyła Elżbieta Łukacijewska, wówczas szefowa PO na Podkarpaciu.

Uczynienie z Polski jednego okręgu wyborczego i głosowanie na partię a nie osobę dałoby liderom kontrolę nad tym, kto wchodzi do Sejmu. Ale wiąże się z tym jedno niebezpieczeństwo – z chwilą zarejestrowania list skłonność kandydatów do pracy przy kampanii gwałtownie spadnie, skoro z góry będzie wiadomo kto jest na miejscu mandatowym, a kto nie.

Źródło: Wprost