Ksiądz Jan Kaczkowski, Magda Prokopowicz, Tomasz Kalita - Życie, które trwa po śmierci

Ksiądz Jan Kaczkowski, Magda Prokopowicz, Tomasz Kalita - Życie, które trwa po śmierci

Ksiądz Jan Kaczkowski (fot. zdjęcie ilustracyjne z nr 52 tygodnika "Wprost")
Śmierć nie musi oznaczać końca. Pokazują to ludzie, którzy umierając zostawiają po sobie coś, z co dla innych staje się częścią życia.

Chociaż ksiądz Jan Kaczkowski zmarł rok temu wciąż go widać w całej Polsce. Jako lubiany onkocelebryta (sam wymyślił to określenie) stał się bohaterem wielu książek i po jego śmierci książki te zastawiły półki w sklepach – niektóre wznawiane, inne kończone po jego śmierci przez współautorów. Osoby takie jak ksiądz Kaczkowski są dowodem na życie wieczne – można wciąż tu być, chociaż się umarło. Można przed śmiercią stworzyć coś, co przetrwa i później da żyć innym, albo pokazać, jak żyć do końca, aby inni się tego nauczyli. Takich postaci jest więcej.

Najważniejsza część spadku, jaką żyjącym przekazał ksiądz Jan Kaczkowski to zmiana postrzegania choroby, nieuleczalnej, przewlekłej, śmiertelnej. – Jan był mistrzem życia zarówno dla chorych, jak i dla zdrowych – mówi Katarzyna Jabłońska, współautorka, obok księdza Kaczkowskiego wydanej właśnie książki „Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby”. – Nie ma co udawać – choroba sprawia, że szału nie ma. Ale życie nadal trwa! – cytuje jego słowa z tej najnowszej

Podobne podejście do raka promuje fundacja Rak'n'roll, założona przez nieżyjącą od 5 lat Magdę Prokopowicz. Magda nie żyje, ale jej dzieło kwitnie. Łamie schematy, pokazuje, że chorując można być atrakcyjnym, czerpać radość z życia i rodzić dzieci. Fundacja właśnie stara się o jeden procent z podatków. Apelują więc: „Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi”. Bo rekonstrukcja piersi i peruki z naturalnych włosów są bardzo drogie, a fundacja prowadzi programy, które pomagają to sfinansować.

Tomasz Kalita, były rzecznik SLD też próbował poprawić system, był politykiem nawet wtedy, kiedy nie mógł samodzielnie chodzić, a na jego głowie pojawiła się wielka blizna po operacji guza mózgu. Postanowił zawalczyć o legalizację marihuany leczniczej, jako środka uśmierzającego ból w chorobach nowotworowych i łagodzącego objawy innych ciężkich chorób. Zmarł 3 miesiące temu w wieku niespełna 38 lat. Jego ona Anna uważa, że chorzy i ich rodziny powinni spotkać się i założyć stowarzyszenie, które będzie dalej walczyć o legalizację marihuany medycznej. – Chciałabym, żeby takie stowarzyszenie miało imię Tomka – mówi. – On już nie żyje, ale są inni chorzy i jest im potrzebna pomoc – dodaje.

Więcej możesz przeczytać w 15/2017 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.