To będą największe manewry od 37 lat. Gen. Polko: Rosja chce pokazać, że jest silnym niedźwiedziem

To będą największe manewry od 37 lat. Gen. Polko: Rosja chce pokazać, że jest silnym niedźwiedziem

Rosyjskie manewry wojskowe, zdj. ilustracyjne
Rosyjskie manewry wojskowe, zdj. ilustracyjne Źródło:Facebook / Ministerstwo Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej
300 tys. żołnierzy i prawie 40 tys. sztuk sprzętu – tak mają wyglądać wrześniowe manewry Wostok-2018 organizowane przez Rosję. Gen. Roman Polko w rozmowie z Wprost.pl stwierdził, że ćwiczenia są elementem wojny informacyjnej i propagandowej, by pokazać, że jest się „silnym niedźwiedziem”. Mamy się czego bać?

Łukasz Grzegorczyk, Wprost.pl: Manewry Wostok-2018 mają być większe niż słynne ćwiczenia Zapad-81. Ten scenariusz jest możliwy?

Gen. Roman Polko: To realne, ale warto zwrócić uwagę, że tym razem mamy do czynienia z pewnym pozytywem. W ubiegłym roku, kiedy realizował swoje manewry Zapad, nie przyznawał się do wojsk ćwiczących na terytorium Białorusi. Prezydent Rosji inwestuje w armię, odbudowuje ją i teraz szykuje potężne manewry. Wychodzi na to, że będzie ćwiczyła praktycznie cała rosyjska armia z udziałem wszelkiego rodzaju sprzętu. Putin wykorzystuje te ćwiczenia, by budować swoją pozycję gracza międzynarodowego, z którym wszyscy partnerzy muszą się liczyć. Dla uspokojenia, jest to ukierunkowane z pewnością nie na Polskę, ale na świat. Interesy Putina są rozległe i rozciągają się bardziej na wschód.

Po co Rosja organizuje manewry na taką skalę?

Armia jest po to, żeby ćwiczyła i szykowała się do konfliktu, a nie po to, by siedziała w koszarach i degenerowała się przez bezczynność. Tego typu manewry są też elementem wojny informacyjnej i propagandowej, by pokazać, że jest się „silnym niedźwiedziem”. Rosja ma interesy w Syrii, na Dalekim Wschodzie i w Europie, a dyplomatycznie Putin potrafił ograć . W ten sposób osiąga swoje cele narodowe.

Jakie znaczenie ma fakt, że w manewry Wostok-2018 będą zaangażowane siły zbrojne z Chin i Mongolii?

Tak naprawdę, to prosta sprawa. Nawet my organizowaliśmy manewry z Litwą czy Ukrainą. Sam przygotowywałem podobne ćwiczenia, kiedy Polska jeszcze nie była w NATO. Chodzi o pokazanie, że potrafimy współdziałać z innymi i w imię realizacji wspólnego interesu jesteśmy zdolni do połączenia sił. To element dyplomacji. Kiedy dowodziłem podczas misji NATO w Kosowie w 1999 r., mieliśmy w swoich strukturach kompanię ukraińską i litewski pluton. To było konkretne prowadzenie działań, ale w ten sposób budowaliśmy lepszy kontakt. Co do Rosji, Putin wykazuje dyplomatyczny gest, ale to nie oznacza, że obszary sporne między Moskwą a Pekinem po prostu zniknęły.

NATO już zapowiedziało, że będzie monitorować manewry Rosjan.

NATO zawsze zaprasza Rosjan, by pokazać, że organizowane manewry nie są zaczepne, tylko obronne. Pod tym względem nie widzę równowagi. Podczas ćwiczeń Zapad, Rosja rysuje plany agresji zakładające, że wojska rosyjskie wchodzę na inne terytoria i dopuszcza się użycie taktycznej broni jądrowej. W praktyce nie da się uniknąć tego, że druga strona i tak zawsze wie, co robimy. Mamy system satelitarny, pozwalający obserwować przemieszczanie się wszystkich wojsk. Jesteśmy w stanie to podglądać.

Sojusz powinien zrobić coś więcej?

Swój cel osiąga się również pokazując, że dysponujemy siłą. Wysyła się komunikat, by traktować nas poważnie, bo tej siły możemy użyć. To taki straszak, o którym wszyscy wiedzą, że raczej nie będzie użyty, chyba że w akcie desperacji. Ten jeden procent ryzyka powoduje, że trzymamy się na dystans. Kluczem jest to, że na manewry odpowiada się manewrami. Powtarzam z uporem, że wojsko nie może rdzewieć. Nie możemy mówić, że jesteśmy silnym sojuszem NATO, skoro nie prowadzimy manewrów na podobną skalę. Jeśli spojrzymy z dystansem, to właśnie działanie Putina jest standardem, a to, co robi NATO jest czymś dziwnym, nad czym warto się zastanowić. Skoro trzymamy potężne armie, musimy je zgrywać, by lepiej się rozumiały i mogły sprawdzić swój potencjał w boju. Tego nie da się zrobić na poziomie szkolenia z udziałem 2 czy 5 tysięcy żołnierzy. Dopiero w większej skali widać prawdziwe problemy.

Patrząc na ćwiczenia Wostok-2018 można sobie zdać sprawę, że NATO ćwiczy w pewnym zakresie, ale potrzebujemy większych manewrów, żeby nie zjadała nas biurokracja. Teoretycznie NATO dysponuje większym potencjałem, ale kierowanie tym wymaga wielu uzgodnień, co opóźnia działanie Sojuszu.

Wspomniał Pan już, że w Polsce nie powinniśmy się obawiać tych manewrów, ale już przed ćwiczeniami Zapad-2017 powiało strachem. Tym razem musimy zareagować?

Co z tego, że rosyjskie dywizje mogłyby się przetoczyć np. przez Białoruś w kierunku Warszawy? Jakie cele miałyby osiągnąć? Dzisiaj walka toczy się na szczeblu społecznym i ekonomicznym, w sferze informacji. Powinniśmy organizować podobne ćwiczenia z naszymi sojusznikami. Od kilku lat zmieniamy też system dowodzenia, który w pewnym momencie spowodował niedowład. Powinniśmy się obudzić i stworzyć odpowiednie dokumenty operacyjne, które mówiłyby o sposobach działania, kierunkach rozwoju armii i systemie dowodzenia podczas wojny, która teraz jest zupełnie inna. To wojna nowego typu, o czym często zapominamy. Ona wymusza konieczność kierowania nie tylko samymi siłami zbrojnymi, ale także , strażą graniczną i innymi obszarami, które są angażowane w wojnę hybrydową. Potrzebne jest wsparcie z innych ośrodków władzy, by to wszystko dawało współdziałający efekt.

Czytaj też:
Rosja ogłasza największe ćwiczenia wojskowe od 1981 roku