Trzeba uważać na ministerstwo rodziny

Trzeba uważać na ministerstwo rodziny

Elżbieta Rafalska
Elżbieta Rafalska
Na szczęście premier zapowiedział, że cofa do ministerstwa projekt ustawy o przemocy w rodzinie. Założenia, które się w nim znalazły, były dla ofiar katastrofalne. Pytanie jednak brzmi – dlaczego tam się znalazły?

Burzę wywołały dwa zapisy. Pierwszy to właściwie wykreślenie, bo z definicji przemocy domowej usunięto słowo „jednorazowe” i zostało tyle, że przemoc jest wtedy, kiedy dochodzi do niej w sposób stały. Drugi głośno komentowany zapis dotyczył procedury Niebieskiej Karty polegającej na monitorowaniu przez pracowników socjalnych rodzin narażonych na przemoc. Według zaproponowanego przez ministerstwo rodziny rozwiązania ofiara musiałaby wyrazić zgodę na uruchomienie tej procedury.

Zapisów tej wagi było więcej, te dwa po prostu wywołały największą burzę. Jak zwróciła uwagę w wypowiedzi dla Oko.press Renata Durda, kierowniczka Niebieskiej Linii, Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie, ustawa zlikwidowałaby wszystkie lokalne programy przeciwdziałania przemocy i ochrony jej ofiar. Jednak sprawa dwóch najgłośniejszych poprawek jest ważna społecznie, bo wpływa na postawy sprawców, ofiar i świadków.

Instytucje i organizacje broniące ofiar przemocy domowej od lat prowadzą kampanie społeczne pomagające zrozumieć mechanizmy tego zjawiska. Bez tego ofiary i świadkowie są bezradni, jak pasażer, który ma pilotować samolot. Trzeba wiedzieć, jak to działa, żeby przerwać, inaczej sprawca będzie zawsze miał przewagę. Trzeba też przyjąć założenie, że sprawca nie ma racji, że nigdy nie działa w imię żadnego dobra. A te dwie poprawki nie prowadzą do takich wniosków.

Jeśli ktoś raz uderzył, raz poniżył, raz zgwałcił, to znaczy, że najprawdopodobniej jest to jego sposób na kontrolowanie sytuacji i będzie tak robił, a ten jeden raz to nie jest koniec, tylko początek. To znany mechanizm i wydawałoby się, że przypominanie o nim to powtarzanie banałów. A jednak Minister rodziny Elżbieta Rafalska nie zawahała się zignorować go w projekcie ustawy.

Druga rzecz - ofiara staje się od sprawcy zależna psychicznie. Jednym z elementów mechanizmu przemocy jest wzbudzanie w ofierze poczucia winy i bezradności. Że dała agresorowi powód do gniewu (za słona zupa), że on bije, bo kocha, ale obiecał przestać. Nie odchodzi, bo wierzy mu, że się zmieni, wierzy mu, że sama sobie nie poradzi, albo boi się o życie swoje i dzieci. I dla tej zastraszonej przez agresora, pozbawionej wiary we własną moc sprawczą ofiary pani minister zaprojektowała konieczność wyrażenia zgody w sprawie uruchomiania procedury Niebieskiej Karty. Znowu minister rodziny powinna wiedzieć, że to zamykanie przemocy w czterech ścianach, ale wygląda na to, że nie wie.

A może wie, tylko było to dla niej nieważne? Środowiska związane z obroną ofiar przemocy zastanawiają się o co chodziło. Może o statystyki? Jeśli gwałtownie spadnie ilość zgłaszanych spraw, to na papierze zmaleje skala zjawiska i będzie piękny sukces rządu przed wyborami. A może chodzi o naciski organizacji radykalnie katolickich, którym walka z przemocą w rodzinie już nieraz myliła się z walką z rodziną? W duchu tego rozumowania organizacje broniące ofiar zostały już pozbawione dotacji. Teraz resort rodziny próbował przyłożyć najsłabszym za pomocą prawa. W imię ochrony rodziny, nawet, jeśli jest oparta na przemocy?

To był projekt bardzo szkodliwy. Państwo i tak źle dba o ofiary. Tam, gdzie akurat nie ma dziur w prawie są dziury w systemie, niedofinansowanie i obojętność. A ten projekt dawał sprawcom moc.

Trzeba uważać na ministerstwo rodziny. To nie pierwszy raz, kiedy rozwiązania forsowane przez ten resort stawiają rodzinę nad dobro ludzi, którzy ją tworzą.

Czytaj też:
Premier reaguje na kontrowersje wokół „Niebieskiej Karty”. „Podjąłem decyzję”

Źródło: Wprost