„Za bezpieczeństwo głowy państwa odpowiedzialni są amatorzy". Jerzy Dziewulski ocenia pracę SOP

„Za bezpieczeństwo głowy państwa odpowiedzialni są amatorzy". Jerzy Dziewulski ocenia pracę SOP

Jerzy Dziewulski
Jerzy Dziewulski Źródło: Newspix.pl / Pawel Wisniewski
Na temat Smoleńska się nie wypowiadam. Tam faktem jest tylko jedna rzecz – wypadek. Cała reszta to polityka i bajki – mówi Jerzy Dziewulski antyterrorysta, policjant, polityk, specjalista do spraw bezpieczeństwa.

W latach 90.ktoś dbał o bezpieczeństwo?

Bezpieczeństwa w ogóle nie było. Po przełomie policja była na dnie, nie było pieniędzy, środków, narzędzi. Tym czasem mafia szalała, kradzieże, włamania, napady, wymuszenia rozbójnicze, porwania dla okupu.

Ktoś pomyślał o bezpieczeństwie nowego rządu?

Politycy w owym czasie byli naturalni, zbliżeni do społeczeństwa, wielu, tak jak ja, nie miało politycznego doświadczenia. Bezpieczeństwo byłoby traktowane jak fanaberia, nietaktownym byłoby stawiać się wyżej od społeczeństwa, przecież tak robiły władze PRL. Politycy wiedzieli, że jeśli zaczną oczekiwać więcej, niż ma przysłowiowy Kowalski, to reforma się nie uda. A istotą polityki była reforma kraju, transformacja gospodarcza. Bezpieczeństwo było uważane za temat, który nie przynosi zysków. Rząd nie zdawał sobie sprawy, że brak bezpieczeństwa to także brak bezpieczeństwa gospodarczego. Dlaczego wtedy były największe afery Vat, akcyzowe, paliwowe? Bo nie było narzędzi, żeby z tym walczyć. Rynek się rozwijał, a prawa po prostu nie było. PRL przecież nie znał narzędzi wobec takich przypadków.

Kiedy zatem pojawił się temat?

Dopiero pod koniec lat 90., kiedy byłem w SLD. Policja i związki zawodowe mówił – nie chcemy podwyżek, ale dajcie nam narzędzia i możliwości, żebyśmy mogli pracować. I daliśmy - wprowadziliśmy status świadka koronnego, świadka incognito, możliwości kontroli operacyjnej, podsłuchy, kontroli korespondencji. Stworzyliśmy ustawę o policji, która właściwie pracuje do dziś, jest powielana dla CBA, straży granicznej.

A co z ochroną rządu?

BOR powstał jeszcze za komuny i przechodził transformację. Potem próbowano się wzorować na 
secret service, ale amerykański system jest szczelny, zamknięty, nie bardzo pozwala, żeby się mu przyglądać. Nawiasem mówiąc nazwa Biuro Ochrony Rządu była perfekcyjnym ruchem metodologicznym. Nie ma nic bardziej skutecznego, niż wzorowe oddanie charakteru pracy w nazwie. To służy prostej identyfikacji, wszyscy wiedzą, co mają robić.

Dziś funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa nie wiedzą?

Ktoś w sposób prymitywny pomyślał, że jak się zmieni nazwę, zmienią się też metody, zasady, technika. Po kilku kompromitujących wypadkach chciano zatrzeć ślady po starym, i udawać że teraz przyszło nowe. Tyle że nowe już na poziomie nazewnictwa jest gorszą jakością.

Dlaczego?

Powstaje nowa służba której podstawowym
zadaniem jest ochrona konkretnych osób w Państwie i niektórych obiektów. Czy zatem chroni państwo? Bzdura! Państwem nie jest ani prezydent ani
premier ani minister czy marszałkowie sejmu i senatu. Państwem jest naród i terytorium. Motorem tych zmian był chyba Jarosław Zieliński i niczym król Francji Ludwik XIV postanowił przypomnieć, że „Państwo to ja.

Zdaje się że nazwa to najmniejszy kłopot SOP.

Początkiem kłopotów było nieodpowiedzialne mianowanie dowódcy. Powszechnie wiadome jest że BOR i policja byli zawsze na kontrze i w konflikcie. BOR wychodził z założenia, że jest lepszą formacją, ma lepszą nazwę, doświadczenie, ładniejszy mundur, a raczej nie tani garnitur i dodatkowo świetne kontakty, a więc BORowicy pogardzali policjantami. Niesłusznie oczywiście, ale stawiali się jako wyższy wymiar służby. I nagle właśnie policjant zostaje ich szefem. To potwarz, złamanie tradycji i niepisanej gwarancji, że nigdy nie łączymy policji z BOR. Gdyby jeszcze ten nowy szef miał przygotowanie, wiedział jak kierować formacją, umiał wejść w struktury, to by sobie poradził. Ale akurat ten nie umiał, a więc to nie mogło się udać.

Jakie błędy popełnił?

Podstawowe, szkolne. Myślę sobie, że gdybym ja był na jego miejscu, objąłbym stanowisko a potem długo się przyglądał, uczył taktyki, poznawał zasady, techniki, obserwowałbym relacje między ludźmi wszystkich szczebli. A ten szef zaczął od wywalenia wszystkich ważnych figur. To skrajna głupota, bo nie wymienia się ludzi od razu, ale przygląda, ocenia, dokumentuje, i rozpoczyna nie falowe uderzenie personalne, ale taktyczne, pojedyncze zmiany, mając pewność, że zastępca będzie równie dobry. Tu zrobiono czystki, wielu wylano, inni sami rzucili papierami. Dziś jest blisko 20 proc. wakatów.

I nie ma komu zastąpić funkcjonariuszy.

Dlatego na przykład kierowcą pani premier Beaty Szydło zostaje kierowca, który przedtem jeździł w prywatnej firmie kurierskiej i rozwoził po mieście paczki. Ma pani prawo jazdy?

Mam.

Równie dobrze pani mogłaby wozić premierów. Niech nikogo nie dziwi tak duża liczba kolizji i wypadków drogowych. Za bezpieczeństwo głów państwa odpowiedzialni są amatorzy, w dodatku ręcznie sterowani przez polityków. Polityka decyduje o bezpieczeństwie. To kuriozum, bo akurat w tym sektorze polityka powinna zostać na tylnym siedzeniu.

A starzy funkcjonariusze BOR patrzą i się śmieją.

Poniekąd mają rację. Ale zapomniał wół, jak cielęciem był. Sami też mieli wpadki. Pamiętam, jak pan generał, jeden z późniejszych szefów BORu, kiedy był jeszcze zwykłym kierowcą, a ja byłem szefem ochrony prezydenta Kwaśniewskiego, dał kuriozalny popis. Sprowadziłem pierwszy samochód BMW dla prezydenta, a on odpalił wewnętrzy system gaśniczy w środku. Jak dziecko – „O, co to za przycisk?” – Bum - cały samochód w pianie. Zniszczona tapicerka nowiutkiego samochodu. Zresztą taki numer funkcjonariusze BOR zrobili dwa razy. Innym razem szef ochrony prezydenta przyszedł do pracy pijany! Przecież wiedział, że ja go nadzoruje, i że jestem abstynentem, wódę czuję na kilometr. A więc BOR też miał swoje za skórą, ale mieli doświadczenie w ciągłości służby, pieli się po szczebelkach, mieli czas się wszystkiego nauczyć. Dziś SOP startuje niemal od zera. W dodatku nie ma lidera, szefa z charakterem, który postawi się każdemu, kto będzie próbował wywierać nacisk. Prędzej rzuci papierami i rozpęta dym, niż będzie się układał. W służbach niezbędny jest taki ktoś.

Ale po objęciu rządu, chęć zmiany współpracowników jest zrozumiała.

Czołowi światowi przywódcy, obejmując władzę po poprzednim rządzie powinni zmienić szefa najbliższej ochrony, nawet szefa urzędu, ale nie zmienia się systemu, nie rozwala się struktury. Nigdzie na świecie, nawet po wielkich przewrotach, nie widziałem tak nieudolnych działań. Nie znam innego kraju, który zrobił taki pierdzielnik w służbach.

Kilka tygodni temu obchodziliśmy kolejną rocznicę tragedii smoleńskiej. Niczego się nie nauczyliśmy?

Na temat Smoleńska się nie wypowiadam.

Dlaczego?

Tam faktem jest tylko jedna rzecz – wypadek. Cała reszta to polityka i bajki.

Czytaj też:
Dziewulski odsłania kulisy III RP. Prostytutki u posłów, szczegóły ochrony Kwaśniewskiego

Artykuł został opublikowany w 20/2019 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.