Dziewulski dla „Wprost” o pedofilii, księżach i ich współpracy z SB. „Kościół miał ich na talerzu”

Dziewulski dla „Wprost” o pedofilii, księżach i ich współpracy z SB. „Kościół miał ich na talerzu”

Jerzy Dziewulski
Jerzy Dziewulski Źródło: Newspix.pl / Paweł Wiśniewski
W rozmowie z „Wprost” Jerzy Dziewulski stwierdził, że nawet 30 proc. polskich księży współpracowało z SB. Zdaniem specjalisty ds. bezpieczeństwa służby miały mieć haki na duchownych w postaci dowodów na skłonności homoseksualne, czyny pedofilskie bądź posiadanie dzieci.

W rozmowie z „Wprost” były poseł SLD i milicjant, antyterrorysta oraz komandos pracujący kiedyś na Lotnisku Okęcie zwraca uwagę na problem współpracy kleru z SB. Ekspert podkreślił, że przykładowo ks. Henryk Jankowski nył tzw. informatorem wpływów a była to najwyższa forma współpracy. Dziewulski zaznaczył, że obecnie trudno jednoznacznie stwierdzić, na kogo donosił kapłan. – Tego nie wiemy, bo wszystkie teczki personalne kleru zostały przekazane Episkopatowi albo, jak przypuszczam, zniszczone. To była najprawdopodobniej niepisana umowa z Czesławem Kiszczakiem, ale być może też z ludźmi Solidarności. Sprawa prosta – teczki w zamian za wsparcie. Za wsparcie Okrągłego Stołu, nowej władzy, a także, choć tego oficjalnie nie wiem, za gwarancje, że w przyszłości ci, którzy doprowadzili do obalenia systemu, nie podlegaliby osądzeniu – wyjaśnił w rozmowie z Wprost.

Dziewulski przyznał, że Kościół to była jedyna grupa społeczna rozpracowana metodycznie. – Rozmawiałem z byłymi funkcjonariuszami SB z Departamentu IV, czyli do spraw Kościoła. Powiedzieli mi tak: Kościół składa się z ludzi, a księża są szczególnie słabymi ludźmi. To są mężczyźni postrzegani jako niemęscy, nietwardzi, poddający się słabościom. Dlatego SB wśród księży bez kłopotów łowiło agentów i współpracowników. Szacowałem, że nawet 30 proc. duchownych było zarejestrowanych, ale znajomy z SB tylko się śmiał i przekonywał mnie, że dużo więcej. Powiedziano mi oficjalnie: żaden ksiądz nie przyszedł do SB z własnej woli, wszystkie werbunki były oparte o szantaż. Gdy było przypuszczenie, że można znaleźć haka na księdza, zakładano mu podsłuch, robiono rozpoznanie, kontrolę operacyjną i za tydzień bezpieka wiedziała już wszystko – tłumaczył.

Specjalista ds. bezpieczeństwa powiedział w rozmowie z Wprost, że chodziło przede wszystkim o dowody na skłonności homoseksualne, czynności pedofilskie, posiadanie dzieci czy kochanki. – Prawda jest taka, że gdyby Kościół chciał się rozliczyć z pedofilii, wystarczyłoby zajrzeć do teczek. Pytanie, czy one są, bo sądzę jednak, że przynajmniej znaczna ich część została zniszczona. Skutek jest taki, że Kościół dziś udaje, że szuka pedofili, a miał ich na talerzu. No ale Kościół nie będzie walczył sam ze sobą. Gdyby teczki ujrzały światło dzienne, nie mam wątpliwości, że Kościół jako instytucja po prostu by upadł – ocenił.

Dziewulski dodał, że w przeszłości mówiono o pedofilii, jednak te sprawy przechodziły bez echa. – Sam służyłem jako ministrant do mszy, do czasu, aż kumpel opowiedział, że jest molestowany przez księdza. Matka zabroniła mi już chodzić pod ołtarz. Księża byli kompletnie bezkarni – stwierdził.

Cały wywiad z Jerzym Dziewulskim można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”.

Czytaj też:
Archidiecezja Krakowska żąda sprostowania. TVN zmanipulował wypowiedź abp Jędraszewskiego?

Źródło: Wprost