Hongkong walczy o wolność

Hongkong walczy o wolność

Panorama Hongkongu
Panorama Hongkongu Źródło: Wikimedia Commons / WiNG
Tylu ludzi nie było na ulicach Hongkongu od czasu przejęcia byłej brytyjskiej kolonii przez Chiny w 1997 roku. Tysiące demonstrantów obległo siedzibę rady miejskiej tego autonomicznego terytorium, gdzie trwa głosowania nad forsowanymi przez Pekin zmianami w hongkońskim prawie.

Zmiany zakładają możliwość ekstradycji do Chin ludzi, przebywających w mieście. Jest ono co prawda pod kontrolą Chin, ale zachowuje dużą autonomię, wraz z demokratycznym systemem rządów i sądownictwem, odziedziczonym po brytyjskich kolonizatorach. Miasto uważane jest za enklawę wolności i demokracji. Schronienia szuka tam wielu prześladowanych w Chińskiej Republice Ludowej dysydentów. Wprowadzenie ekstradycji podejrzanych do Chin może oznaczać początek końca unikalnego statusu miasta a także koniec złudzeń, że demokracja, funkcjonująca w Hongkongu może promieniować na cały kraj.

Przewagą Hongkongu zawsze było to, że każdy podejrzany mógł tam liczyć na sprawiedliwy proces, prowadzony z poszanowaniem przepisów prawa i zasad, obowiązujących w demokracjach zachodnich. Ekstradycja do Chin oznacza dla każdego, kto zostanie nią objęty groźbę bezterminowych aresztów, tortur i procesów, prowadzonych przez kontrolowane przez partię komunistyczną sądy, niewiele mające wspólnego z tym, co na zachodzie rozumie się przez wymiar sprawiedliwości.

Władze w Pekinie stopniowo, ale nieubłaganie demontują krok po kroku system polityczny miasta i podległych mu terytoriów. Kilka lat temu wielkie demonstracje i protesty towarzyszyły procesowi narzucania Hongkongowi nowych władz, wybranych zgodnie z wolą Pekinu i wbrew opinii mieszkańców. Tamtą interwencję przełknięto jako cenę, jako należy zapłacić za utrzymanie niezależności miasta, będącego jednocześnie głównym centrum finansowym Dalekiego Wschodu. Okazało się to jednak złudne, bo Pekin nie zamierza poprzestać, dopóki Hongkong nie stanie się po prostu jednym z wielu miast ChRL, bez specjalnych statusów politycznych czy prawnych oraz autonomii.

Nic więc dziwnego, że zakusy władz w Pekinie wywołały antychińskie manifestacje. W mieście zamknięto ponad 4 tysiące sklepów, żeby ich pracownicy mogli wziąć udział w protestach. Przeciwko zakusom Chin na autonomię Hongkongu wypowiedziały się też biznesowe gildie, obawiając się utraty uprzywilejowanej pozycji jednego z głównych obok Londynu i Nowego Jorku centrów finansowych świata. Prowadzenie biznesu pod groźbą ekstradycji do Chin ludowych z pewnością nie będzie zachęcało do inwestowania w tym mieście.

Gra toczy się więc o wielką stawę, dlatego kontrolowany przez Pekin magistrat Hongkongu wysłał do opanowania protestów policję, uzbrojoną w broń. Na razie jest to broń gładkolufowa, jej ofiar jest niewiele a rany powierzchowne, bo hongkońska policja nie dogania w brutalności sił chińskich. Po mieście krążą już jednak pogłoski o tym, że Chiny mogą wysłać własne oddziały porządkowe do zaprowadzenia porządku w buntującej się enklawie. Chińskie MSZ co prawda temu zaprzecza, ale nie tam zapadają decyzję w tej sprawie. Zaostrzenie sytuacji w mieście będzie znakiem, że eksperyment pod nazwą „jedno państwo, dwa systemy”, gwarantujący utrzymanie demokracji w dawnej brytyjskiej kolonii po przejęciu Hongkongu przez Chiny po prostu dobiegł końca.

Źródło: Wprost