Powrót Macierewicza. Ujawniamy zaskakujące kulisy przesłuchania posłów przez podkomisję smoleńską

Powrót Macierewicza. Ujawniamy zaskakujące kulisy przesłuchania posłów przez podkomisję smoleńską

Antoni Macierewicz
Antoni Macierewicz Źródło: Newspix.pl / Stanislaw Krzywy
Antoni Macierewicz wzywając na przesłuchanie dwóch posłów Platformy Obywatelskiej, chciał przypomnieć o sobie swojemu zapleczu.

Posłowie Paweł Suski i Cezary Tomczyk wezwani w połowie lipca przed komisję smoleńską Antoniego Macierewicza, nie potrafili ukryć zdziwienia. Ze sprawą smoleńską łączyło ich chyba tylko to, że kiedyś lecieli tupolewem Tu-154 M o numerze bocznym 101. Idąc na przesłuchanie, czuli się trochę dziwnie, wszak miesiąc wcześniej Macierewicz rzucił do nich w Sejmie ostrzeżenie: „Będą panowie siedzieć!”.

Samo umiejscowienie podkomisji też wzbudziło lekki dreszczyk emocji – proceduje ona przy warszawskiej ulicy Kolskiej w oddziale Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych. – Ogrodzenie oplata drut kolczasty, w sąsiedztwie jest izba wytrzeźwień i cmentarz – relacjonuje Suski. A to był dopiero początek dziwnych zdarzeń.

Obrazy z tupolewem

Przesłuchanie Tomczyka przewidziano na trzynastą, tymczasem tuż przy wejściu wartownik wręczył mu kopertę z informacją, że jest przełożone o trzy godziny. Jak się później okazało, informację wysłano do biura poselskiego o… 12.56. – Nie miałem szansy, żeby odczytać to pismo, bo o tej porze byłem już na miejscu – skarży się Tomczyk. Na miejscu się okazało, że pomieszczenia podkomisji są kompletnie opustoszałe. Oprócz wartowników nikogo w nich nie było.

– Wpuściła mnie pani, która jest asystentką Macierewicza, a tam, w siedzibie komisji, pełni chyba funkcję sekretarki. Wnętrza wyglądają, jakby przeszedł po nich huragan. Żadnych oznak pracy, dokumentów, choćby segregatorów. Naprzeciwko gabinetu Macierewicza zauważyłem pokój wiceprzewodniczącego, na drzwiach informuje o tym kartka wypisana flamastrem – mówi Paweł Suski.

Zamiast komisji, posłów przesłuchiwał tylko Macierewicz. – Siedzieliśmy naprzeciw siebie sami, w pokoju, który miał jakieś osiem metrów. Dzielił nas długi stół, na sześć osób. Nikt nie protokołował, jedynie były szef MON wyciągnął dyktafon i nagrywał – opowiada parlamentarzysta. – Kiedy zapytałem, czy też mogę nagrywać, nie pozwolił – opowiada Suski. Przed przesłuchaniem poprosił, żeby szef komisji pokazał mu legitymację. – Macierewicz podszedł do szafy, wyjął z niej plik pustych, niewypełnionych legitymacji, poszedł na korytarz i jeden z druczków sam sobie wypisał długopisem – opowiada poseł. Kiedy zwróciłem mu uwagę, że tak nie można, zapewniał, że legitymację ma od stycznia 2018 r. Nie pozostało mi nic innego, jak się zaśmiać – mówi Paweł Suski. – W pokoju przesłuchań wisiały obrazy przedstawiające tupolewa, który ulega destrukcji. Pod nimi napisy: „Upadek” i „Rozpad”. Dziwne miejsce– dodaje Tomczyk.

Politycy PO nie dowiedzieli się, dlaczego zostali wezwani przed komisję. – Gdy zapytałem, dlaczego w Sejmie zapowiadał, że pójdę siedzieć, zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek z jego ust padły podobne słowa. A przecież są świadkowie i nagranie. Nic z tego nie rozumiem – podsumowuje Tomczyk.

Wszystko wskazuje na to, że wzywając na przesłuchanie dwóch posłów Platformy, Antoni Macierewicz chciał po prostu przypomnieć światu o istnieniu swojej komisji. Nie tyle zresztą opozycji, co własnemu zapleczu.

Czytaj też:
Siostra Kory wspomina we „Wprost” artystkę. „Przez kilka lat rozmawiałyśmy ze sobą tylko raz czy dwa”

Artykuł został opublikowany w 31/2019 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.