„Oldschoolowa", „paragonowe problemy” i „duch Korwina-Mikkego”. Prof. Chwedoruk ocenia debatę wyborczą

„Oldschoolowa", „paragonowe problemy” i „duch Korwina-Mikkego”. Prof. Chwedoruk ocenia debatę wyborczą

Borys Budka
Borys Budka Źródło: Newspix.pl / GRZEGORZ KRZYZEWSKI / FOTONEWS
We wtorek 1 października odbyła się debata przedstawicieli ogólnopolskich komitetów wyborczych. – Z całym szacunkiem dla wszystkich uczestników, nie było chyba żadnego nazwiska, które elektryzuje opinię publiczną, wywołuje emocje – skomentował w rozmowie z Wprost.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Magdalena Frindt, Wprost.pl: Jak ocenia Pan dobór tematów, które zostały poruszone podczas wczorajszej debaty? Czy jakiegoś istotnego wątku zabrakło?

Prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego: Spoglądając na preferencje obywateli myślę, że większość kluczowych tematów była obecna. Jedyne co można byłoby zamienić to wstawić dyskusję na temat edukacji w miejsce kwestii kulturowych. Kwestie kulturowe budzą wielkie emocje, aktywują często bardzo ekstremalne nurty w polityce. Natomiast większość obywateli raczej wydaje się przypisywać je do sfery refleksji prywatnej, a nie polityki państwa.

Pakt na rzecz zdrowia, 100 afer PiS-u, dymisja Ardanowskiego, a także paragon na lek, który zaprezentował Borys Budka. Co Pana zdaniem zapamiętają wyborcy z debaty przedwyborczej?

Mówiąc szczerze, było tak profesjonalnie, że prawie nic nie utkwi na stałe w pamięci. Każdy z kandydatów, jak sądzę, bo to słychać nieustannie, miał przygotowaną każdą frazę swojej wypowiedzi. Każdy, kto śledzi debatę w Polsce bez trudu to wyczuł. Nie jest to do końca źle. Być może lepiej wysłuchać trochę sztucznych komunałów niż zobaczyć podczas debaty osoby niekompetentne w jakiejś dziedzinie. Myślę, że taką największą zagadką, najtrudniejsze do interpretacji jest wystąpienie kandydata , kandydata, który wypadł bardzo dobrze. Był bardzo dobrze przygotowany. Mówił ze swadą. Starał się trafiać w czułe punkty obozu władzy. A zagadką dlatego, że trudno na tym tle wyjaśnić „paragonowe problemy”, które się potem pojawiły. Być może jest to taki symbol kampanii głównego nurtu, nurtu opozycji, że pomysł nie jest najgorszy, wiele rzeczy jest dobrze wykonywanych, a później w ostatniej chwili okazuje się, że drobne niedopatrzenie przytłacza początkowo pozytywne wrażenie.

Jak ocenia Pan innych polityków uczestniczących w debacie?

W przypadku Jacka Sasina najmocniejszym punktem była próba pełnej bipolaryzacji, tzn. stwierdzenia, że te wybory są w istocie wyborami dotyczącymi utrzymania stanu, który wprowadził PiS poprzez reformy. (…) Kandydat SLD był dobrze przygotowany. W jego wypowiedziach pojawiło się kilka istotnych kwestii. Tak jasna odpowiedź w kwestii adopcji dzieci przez pary homoseksualne jest oczywiście jakimś wyborczym ryzykiem, biorąc pod uwagę poglądy tradycyjnego elektoratu. Mam wrażenie, że  czasami chce w zbyt krótkim czasie osiągnąć zbyt wiele celów. Tzn. bardzo trudno jest z partii, która była koalicjantem Platformy Obywatelskiej przeistoczyć się w partię centrową, przy tym kontynuując żywiołową krytykę .

U kandydata zdecydowanie wygrywał „duch Korwina-Mikkego nad duchem Ruchu Narodowego”. Zaprezentował w kwestiach ekonomicznych bardzo libertariańskie podejście. Także ostatnia jego wypowiedź świadczyła, że ruch liczy na bardzo trudne w praktyce zmobilizowanie najmłodszego pokolenia, które z natury rzeczy po socjalizacji w szkołach III RP na lekcjach przedsiębiorczości, ma raczej ultraliberalne podejście do gospodarki. Z drugiej strony, trudno się spodziewać, by szczególnie liczne grono akurat młodych odbiorców śledziło taką „oldschoolową” w formie debatę.

Kto Pana zdaniem wygrał debatę? Czy można wskazać zwycięzcę?

Myślę, że w tym wypadku nie. Bezpośrednio w trakcie debaty nie było jednoznacznych wpadek. Gdybym miał czysto subiektywnie na to spojrzeć, to powiedziałbym, że poszczególni kandydaci wypadali symetrycznie do siły ich partii w sondażach. W samej debacie Sasin i Budka moim zdaniem wypadli lepiej aniżeli na drugim biegunie – Wilk i Kosiniak-Kamysz.

Czy przebieg debaty będzie miał znaczący wpływ na wyniki poszczególnych komitetów, a może przełoży się na indywidualne wyniki polityków biorących udział w debacie?

Myślę, że kazus Adriana Zandberga z poprzedniej kampanii raczej się nie powtórzy. (…) Zwróćmy też uwagę, że z całym szacunkiem dla wszystkich uczestników, nie było chyba żadnego nazwiska, które elektryzuje opinię publiczną, wywołuje emocje. Gdyby się tu pojawił ktoś bezpośrednio z liderów PO, , to wywołałoby to dużo większy rezonans w opinii publicznej. Myślę, że na indywidualne wyniki poszczególnych polityków może mieć to pewien wpływ, choć jak sądzę spośród tej piątki dwójka z największych partii, nawet gdyby się nie pojawiła na tej debacie, ma absolutnie pewne mandaty.

Lider PSL-u będzie uzależniony od wyniku komitetu w skali całego kraju. Kandydat SLD startuje w wyjątkowo trudnym dla tej partii terenie, więc tylko przy wysokim wyniku SLD jako całości, może liczyć na mandat. W przypadku Konfederacji pozostaję raczej sceptyczny, co do jej szans na przekroczenie progu wyborczego.

Czytaj też:
Burza po debacie. Budka pokazał paragon za lek, Szumowski przekonuje, że jego cena jest znacznie niższa