Kobiety w wyborach. Partie obiecują, ale nie dają władzy

Kobiety w wyborach. Partie obiecują, ale nie dają władzy

Wrzucanie karty do głosowania
Wrzucanie karty do głosowania Źródło:Newspix.pl / Miroslawe Pieslak
Stratedzy partyjni zauważyli, że partii dobrze robi, jeśli w programach wyborczych zwróci się do kobiet. Nie skłoniło to jednak ich do tego, by wpisać swoje kandydatki na dobre miejsca na listach wyborczych.

Katarzyna Kotula, 42-letnia nauczycielka angielskiego i właścicielka szkoły językowej w Gryfinie przez długi czas była feministką kanapową. – Angażowałam się społecznie dwadzieścia lat temu, kiedy zaostrzono ustawę aborcyjną, a potem prawami kobiet zajmowałam się raczej w dyskusjach – mówi. – Wróciłam do aktywnego działania wraz z Czarnym Poniedziałkiem. Poczułam, że głos kobiet się liczy, że mamy siłę sprawczą, przecież PiS wycofał się z zaostrzenia ustawy o przerywaniu ciąży. Zaangażowałam się w Ogólnopolski Strajk Kobiet, a teraz zrobiłam kolejny krok i startuję z listy Lewicy w wyborach do Sejmu. Podkreśla: „Jestem pierwszą kobietą na liście”. Trzeba jednak dodać, że jest na tej liście dopiero czwartą osobą, pierwsze trzy miejsca zajmują mężczyźni.

Hanna Kustra, matka dwójki dzieci, w tym syna z niepełnosprawnością z Rybnika, aktywistka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, członkini Rybnickiej Rady Kobiet też jest pierwszą kobietą na liście w swoim okręgu i też na czwartej pozycji. – Dla mnie nie liczą się numery na listach, wierzę w siłę kobiet, wierzę, że one są w stanie zmienić twarz polityki, dlatego zdecydowałam się kandydować, żeby głośno mówić o dyskryminacji osób z niepełnosprawnościami, czy innych grup społecznych - mówi.

– Miałam moment zawahania, czy jest sens startować z czwartego miejsca, skoro wiadomo, że pierwsze trzy są „biorące” – mówi Katarzyna Kotula. – Uznałam jednak, że nie można się wycofywać. Uważam, że im więcej nas będzie startować, tym łatwiej nam będzie za kilka lat. A w polityce musi być nas więcej.

Partie politycznie chętnie chwalą się wrażliwością na sprawy związane z kobietami. W swoich programach wyborczych największe z nich zamieściły zapowiedzi dotyczące kobiet, wcześniej na kobiecych demonstracjach chętnie pokazywali się najważniejsi politycy opozycji. Kobiety są też na listach wyborczych. – Jeśli chodzi o liczby, nie jest źle – mówi prof. Małgorzata Fuszara, prawniczka, socjolożka, działaczka Kongresu Kobiet, która walczyła o wprowadzenie w wyborach parytetów płci. Ustawa kwotowa obowiązuje od ośmiu lat i zakłada, że udział kobiet na listach nie może być niższy niż 35 proc. – Na listach Lewicy i Koalicji Obywatelskiej udział kobiet jest nawet wyższy, niż przewiduje ustawa, wynosi ponad 40 proc. Gorzej jest z jedynkami. Najbardziej biorące miejsca w większości zarezerwowane są dla mężczyzn.

Chociaż więc partie wiedzą, że kobiet pomijać im nie wolno, a ignorować ich postulatów nie opłaca się, w rzeczywistości nie dają im reprezentacji w nadchodzących wyborach tak, aby można było powiedzieć, że w polityce nastąpił przełom i równość. – Jest lepiej, ale nie możemy jeszcze mówić o równości szans – mówi Małgorzata Fuszara.

Chętniej niż do kandydatek partie zwracają się do wyborczyń. Przygotowały programy, w których opisują, czym należy się zająć, żeby zapewnić równość.

Programy różnią się, tak jak światopoglądy wyborczyń. KO pisze o godzeniu ról w domu i pracy, bezpłatnym in vitro, ochronie przed przemocą, edukacji seksualnej, antykoncepcji awaryjnej bez recepty. PiS odwołuje się do historycznych zasług wybitnych Polek, a potem przechodzi do wizji, w której równość, wolność i sprawiedliwość rozumie jako brak dyskryminacji w pracy. Lewica zapowiada prawo do aborcji, parytet płci w urzędach państwowych i samorządowych, równą płacę.

Analiza tych zapowiedzi budzi wątpliwości prof. Moniki Płatek, prawniczki i feministki. – Te programy robią wrażenie rozpoznanego już zestawu potrzeb Polek. Brak precyzji rodzi obawę, że to raczej lep, który ma przyciągnąć wyborczynie – mówi. – Świadczy jednak o tym, że również komitety maja świadomość, że kobiety stały się siłą polityczną, z którą należy się liczyć. Są ważnymi uczestniczkami życia politycznego. Dobrze, że politycy to już wiedzą. Obawę rodzi to, iż mogą to być zaledwie hasła bez pokrycia. Politycy mogą zechcieć po wyborach o nich zapomnieć. Dlatego potrzebna nam jest masa krytyczna kobiet na listach wyborczych. Kobiety nie są lepsze i mądrzejsze niż mężczyźni, ale mają inne doświadczenia, potrzeby i inną perspektywę niż mężczyźni, a to oni wciąż stanowią podmiot domyślny, gdy mówi się o ludziach i społeczeństwie ze stratą dla dobrej i uczciwej polityki.

Więcej możesz przeczytać w 41/2019 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.