John Muscat, może dotąd nieco mało znane, ale przecież nie mniej przez to cudowne dziecko europejskiej lewicy, ogłosił, że za miesiąc ustąpi ze stanowiska z powodu podejrzeń o udział w zamachu na dziennikarkę śledczą Daphne Caruana Galizia. Wreszcie! – można by powiedzieć. Pytanie tylko, gdzie w sprawie Malty i Muscata była dotąd Komisja Europejska, tak przecież bezkompromisowa i zdeterminowana w obronie europejskich wartości, jak Unia długa i szeroka. Dotąd ta długość i szerokość była jednak ściśle ograniczona do Polski i Węgier, gdzie, jak wie każdy prawdziwy Europejczyk, rządzą faszystowskie reżimy urągające nie tylko prawu, ale i zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Premier John Muscat poczynał sobie pod wieloma względami o wiele śmielej niż Orban czy Kaczyński, ale niewielu w Brukseli widziało w tym cokolwiek złego. Gdzie byli złotouści promotorzy najwyższych standardów, gdy Muscat i jego najbliższe polityczne otoczenie było odmieniane przez wszystkie przypadki przy okazji afery Panama Papers? Nikomu nie przeszkadzało, że jego rząd pomaga obchodzić unijne sankcje rosyjskim oligarchom i handlarzom broni z Bliskiego Wschodu, sprzedając im maltańskie paszporty? Czy nikt w Komisji nie był w stanie skojarzyć współpracy Muscata z pralnią MossackFonseca z bujnym i niczym nie krępowanym rozwojem internetowego hazardu, którego europejskie centrum jest właśnie na Malcie? Dlaczego żaden z komisarzy nie zająknął się nawet o tym pięknym wyspiarskim kraju, gdy śledcza dziennikarka Daphne Caruana Galizia została wysadzona w powietrze we własnym samochodzie za to, że nadeptywała na odciski biznesowym i politycznym sojusznikom premiera Muscata?
Co z wolnością prasy, tak drogą sercu każdego europejskiego polityka? Galizia prowadziła bloga, bo w tradycyjnych mediach na Malcie nie miała szans. Czy Bruksela tylko udaje, że nie wie, że każdy maltański tytuł prasowy, każda stacja radiowa i telewizyjna jest ściśle powiązana z działającymi na Malcie partiami? Ja nie mówię o sympatiach i antypatiach, obecnych w każdym europejskim kraju czy nieformalnych relacjach okołobiznesowych, tylko o prostym jak drut układzie, w którym partie posiadają, dosłownie – są właścicielami – maltańskich mediów.
Teraz okazuje się, że Muscat, będący symbolem, ale przecież nie twórcą tego powszechnie akceptowanego przez UE korupcyjnego systemu upada, bo jego najbliższy doradca i przyjaciel został wskazany jako zleceniodawca mordu na dziennikarce, rzucającej wyzwanie systemowi. Premier ustąpi dopiero za miesiąc, co ma mu pewnie dać czas na wysprzątanie szkieletów z szaf w jego gabinecie. Prędzej czy później i o niego upomni się prokurator. Szkoda tylko, że nie popsuje to poczucia samozadowolenia paru ludzi w Brukseli, którzy powinni byli, ale nie zareagowali w porę. Rozumiem, że Malta to mały i mało ważny kraj, ale skoro bronimy standardów europejskich, to róbmy to wszędzie. Nie tylko w Polsce, ale też na Malcie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.