Disco-polo niezwykle się dziś sprofesjonalizowało. W niczym nie przypomina ubogich teledysków z lat 90-tych. To wręcz oddzielna gałąź gospodarki. Nawet 70 tys. zł – tyle mógł otrzymać Zenek Martyniuk za swój sylwestrowy występ. To oczywiście astronomiczna stawka, którą da się wynegocjować raz w roku. Ale jego standardowy „cennik” również może przyprawić o ból głowy. Wystarczy wspomnieć, że za imprezę na dyskotece czy w klubie trzeba zapłacić nawet 15 tys. zł, a za koncert plenerowy nawet do 35 tys. zł. Nieco mniej za plener życzą sobie zespoły Bayer Full, Boys czy Weekend. Mówimy tu o kwotach rzędu ok. 20-25 tys. Ale nawet najmniej znani lub dopiero zaczynający w branży oczekują gaży przynajmniej 5 tys. zł.
W branży mówi się, że jedynym, który może przebijać magiczną barierę miliona dolarów rocznie jest właśnie Martyniuk. Ale już 9 lat temu Tomasz Niecik chwalił się, że jest w stanie zarobić pół mln zł w rok. To potężne pieniądze, o których pomarzyć mogą najbardziej rozpoznawalne twarze show-biznesu czy telewizji.
Karol Wasilewski w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" prześwietla od środka całą branżę disco-polo. Ile zarabia się za koncerty, jakie inne przychody mają gwiazdy, w co inwestują rekiny muzyki chodnikowej?
Czytaj też:
Mikołaj Roznerski zagra w „Ojcu Mateuszu”. Co z Arturem Żmijewskim?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.