Tryczyk: Doświadczeniem wojennej generacji był współudział lub obecność Polaków przy zagładzie Żydów

Tryczyk: Doświadczeniem wojennej generacji był współudział lub obecność Polaków przy zagładzie Żydów

Ortodoksyjny Żyd (zdj. ilustracyjne)
Ortodoksyjny Żyd (zdj. ilustracyjne) Źródło: Fotolia / Jonathan Stutz
Mirosław Tryczyk zaczął badać przemilczane rozdziały polskiej historii, gdy odkrył, że jego dziadek wydał w czasie wojny Żydówkę. Właśnie wyszła jego książka "Drzazga. Kłamstwa silniejsze niż śmierć".

W komórce w swoim warsztacie dziadek ukrywał żydowską handlarkę o imieniu Gitla. Pomagał, dopóki mu płaciła. Gdy pieniądze się skończyły, wydał ją Niemcom. Kobieta zginęła. Za wydanie Żyda można było dostać butelkę wódki i kilogram cukru, może smalec, może trochę pieniędzy. Dodatkowy zysk. Dziadek potrafił liczyć – mówi Mirosław Tryczyk w wywiadzie Łukasza Knapa. Rodzinna historia skłoniła go do szerszych badań społeczności wsi, w których dochodziło do pogromów: – Doświadczeniem generacyjnym większości ludzi, którzy żyli w kraju w czasie wojny, był współudział lub obecność Polaków przy zagładzie Żydów. To nie zawsze zakłada sprawstwo. W kryminalistyce posługujemy się pojęciem kręgów zbrodni. Pierwszy jest bezpośredni krąg tych, którzy zabijają: uczestników pogromu, policjantów granatowych czy ludzi pracujących na służbie nazistów. W drugim kręgu są świadkowie zbrodni, którzy nie zabijają, ale pomagają np. w pilnowaniu ofiar albo godzą się na spalenie ludzi w swojej stodole, jak w czasie pogromu w Radziłowie. Mamy wreszcie krąg trzeci, w którym są ci, którzy nie zabijali, nie pomagali, ale korzystali materialnie na zbrodni, przejmując mienie żydowskie. Są wreszcie ci, którzy w żaden sposób nie byli aktywnie zaangażowani, a zbrodnie po prostu działy się obok nich.

Dodaje, że ludzie, którzy pomagali Żydom, działali na przekór lokalnej społeczności: – Ukrywanie Żydów w czasie wojny nie wiązało się wcale z jakimś wielkim ryzykiem. Oficjalnie groziła za nie śmierć, ale trzeba było mieć ogromnego pecha, żeby Niemcy zapukali do domu, w którym ktoś akurat ukrywał Żydów. Największym zagrożeniem byli sąsiedzi. Annę Wasilewską z Trzciannego partyzanci zabili już po wojnie – za to, że uratowała troje Żydów. Lokalny ksiądz odmówił jej pochówku. Dopiero po interwencji dalszej rodziny ugiął się i poświęcił jej trumnę przed kościołem, ale do świątyni nie wpuścił i nie odprowadził jej na cmentarz. Pośmiertnie Anna dostała medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, ale jej wnuki do dziś wolą nie chwalić się przed sąsiadami bohaterstwem babki. Udział lokalnego kleru w budowaniu nastrojów antysemickich w okresie międzywojennym również był niemały, kapłani podsycali nienawiść do Żydów opowiadając że byli „zabójcami Chrystusa” albo że „wyzyskiwali miejscową ludność”. Szczególnie warto w tym kontekście wspomnieć postacie ks. Dołęgowskiego z Radziłowa, ks. Choromańskiego z Wąsosza czy ks. Szumowskiego z Jedwabnego – we wszystkich tych miejscowościach doszło do pogromów w 1941 r.

Jednak „Drzazga. Kłamstwa silniejsze niż śmierć” to przede wszystkim opowieść o latach zatajania prawdy i współczesnej próbie przekłamania historii: – W jednej wsi odwiedziłem z kolegą dom, w którym w czasie wojny przetrzymywano w piwnicy Żydów – wspomina autor. – Usłyszałem od sołtysa, że tam nie ma żadnej piwnicy. Kolega stanął przed tą piwnicą, ale sołtys jeszcze raz wyraźnie powtórzył: „Tam nie ma żadnej piwnicy”. We wszystkich pogromowych miejscowościach oprócz Jedwabnego na postawionych jeszcze w PRL-u pomnikach jest informacja, że Żydów mordowali tam faszyści. Nie ma informacji o udziale lub współudziale Polaków w ich zabijaniu. Oczywiście napis, że byli to „faszyści” jest w jakimś stopniu prawdziwy, ale trzeba pamiętać, parafrazując słowa Mariana Turskiego, że ci miejscowi „faszyści” nie spadli z nieba. Wpływ na ich „pojawienie się” miał przedwojenny endecki antysemityzm. W tych wszystkich miejscowościach jest jak w wiosce mojego dziadka. Ludzie wiedzą, kto, co, kiedy i jak zrobił podczas wojny, ale większość obawia się o tym mówić. Zmiana przychodzi dopiero teraz, wraz z trzecim pokoleniem, które szuka swoich korzeni. Przeczuwamy, że coś nie gra. Te emocje targają również sceną polityczną. Im więcej zbrodni na żydowskich sąsiadach odkrywamy, tym głośniej politycy krzyczą: „to nie nasza ręka”. I wkładają wiele wysiłku w zaprzeczanie faktom. Czas przerwać milczenie.

Źródło: Wprost