„Obrońcy wartości” idą siedzieć

„Obrońcy wartości” idą siedzieć

Marsz Równości w Lublinie w 2018 roku
Marsz Równości w Lublinie w 2018 roku Źródło: Newspix.pl / Jacek Górny

„Trzeba ich zrozumieć bo działali pod presją agresywnych zachowań demonstrantów Marszu Równości godzących w wyznawane przez nich wartości. Nazywanie ich »oszołomstwem« nosi znamiona szkalowania i dyskryminacji ze względu na poglądy” – przeczytałam na Twitterze pod swoim wpisem, w którym nazwałam „oszołomstwem” małżeństwo skazane właśnie na rok bezwzględnego więzienia za wniesienie własnoręcznie skonstruowanych materiałów wybuchowych na lubelski Marsz Wolności. Biegli ocenili, że materiały wybuchowe mogły stanowić śmiertelne zagrożenie dla uczestników parady.

„Na koszulce mam krzyż celtycki. Oznacza to, że jestem za Polakami i rodziną. Dla mnie wartości rodzinne to chłopak i dziewczyna” – tłumaczył swoje motywacje niedoszły zamachowiec i, jak widać po cytowanym na wstępie tweecie, nawet planując bronić tych wartości wysadzaniem w powietrze innych ludzi, mógł liczyć na zrozumienie kibiców zza komputerowego monitora. Czym to miałoby się różnić od zamachowców wysadzających ludzi z okrzykiem „Allah Akbar” – nie mam pojęcia. Ale jestem pewna, że „to są sytuacje nieporównywalne” i nasz niedoszły terrorysta znalazłby dużo więcej obrońców, nawet gdyby ostatecznie udało mu się fizycznie oczyścić lubelskie ulice z kilku „zboczeńców”.

To, co mnie w tej sprawie uderzyło, to przyjęta kwalifikacja czynu – nielegalne wytwarzanie materiałów wybuchowych i udział w nielegalnym zgromadzeniu o charakterze chuligańskim – a w konsekwencji symboliczny wyrok, jak na przygotowanie zamachu terrorystycznego. Państwo okazało się dla bandytów z Lublina dużo bardziej łaskawe niż dla Brunona Kwietnia, który dostał 9 lat, choć jego plan ani przez chwilę nie był na tak zaawansowanym etapie realizacji. Mam nadzieję, że dziennikarze uważnie przyjrzą się działaniom prokuratury w tej sprawie, zwłaszcza, że to nie pierwszy przypadek łagodnego potraktowania takich bandytów.

Tymczasem małżeństwo z Lublina może się pakować do więzienia, bo uwierzyli, że LGBT zagraża ich wartościom tak bardzo, że trzeba ich bronić wszelkimi metodami. Ciekawa jestem, czy z ich sprawy jakiś wniosek dla siebie wyciągną odkażający ulice po Marszu Równości hejterzy na ministerialnym etacie i pewien arcybiskup, który każde kazanie potrafi sprowadzić do nagonki na „tęczową zarazę”. Ta para to ich naśladowcy, trudno się będzie ich wyprzeć.