Kulisy negocjacji w obozie władzy. Kaczyński straszył Gowina, że odbierze mu partię

Kulisy negocjacji w obozie władzy. Kaczyński straszył Gowina, że odbierze mu partię

Jarosław Gowin
Jarosław Gowin Źródło: Newspix.pl / Damian Burzykowski
Jarosław Gowin postawił opór wobec forsowanego przez Jarosława Kaczyńskiego pomysłu przeprowadzenia wyborów 10 maja i zapłacił za to wysoką polityczną cenę.

Według informacji „Wprost” prezes PiS był na tyle zdeterminowany, by przeprowadzić wybory 10 maja, że miał zasugerować liderowi Porozumienia, że jeśli Jarosław Gowin nie poprze pomysłu, to jego partia ulegnie rozbiciu. – Gowin wie, że stanowiska się traci, bo przed rządem Zjednoczonej Prawicy był w rządzie PO-PSL. I wie, że ma dziś duże znaczenie tylko dlatego, że ma partię. Bez niej nie mógł stawiać żadnego ultimatum Kaczyńskiemu, o czym doskonale wie prezes. Kaczyński stworzył więc wrażenie, że odbierze mu partię poprzez wyciągnięcie z niej polityków. Niewykluczone, że Kaczyński na przestrzeni czasu zbuduje własne Porozumienie, a jego szefem uczyni Adama Bielana – mówi nasz informator, który uważa, że politycy partii Jarosława Gowina nie są mocno przywiązani do swojego lidera.

– Ludzie z Porozumienia to w większości młode osoby, których kariera poszybowała, bo już są wiceministrami w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Nie będą chcieli tego stracić – przekonuje. Ostatecznie po tym, jak Jarosław Gowin postawił opór wobec forsowanego przez Jarosława Kaczyńskiego pomysłu przeprowadzenia wyborów 10 maja, w poniedziałek złożył dymisję z funkcji wicepremiera i ministra nauki i szkolnictwa wyższego.

Co dalej z partią Jarosława Gowina? – Na razie ma Porozumienie. Może je dopiero stracić, bo Gowin wie, że część ludzi w partii jest koncesjonowana przez Kaczyńskiego. Jeśli uda mu się zachować ugrupowanie, to wychodząc z rządu, buduje lepszą pozycję na zewnątrz, bo sam nie będzie już utożsamiany z rządem – twierdzi nasz informator. I twierdzi, że Jarosław Gowin składając dymisję zakładał nawet scenariusz odejścia z polityki. – Od dłuższego czasu w obozie władzy były niesnaski. Na wybory 10 maja nie mógł się zgodzić, bo uważa je za realne zagrożenie. Gowin ma życie poza polityką – mówi znajomy Jarosława Gowina, który dodaje, że tym razem polityk nie mógł ustąpić Jarosławowi Kaczyńskiemu. – Jarka bardzo bolało parodiowanie go w „Uchu prezesa” jako człowieka bez kręgosłupa moralnego. W serialu padało słynne zdanie, że Gowin głosował, ale się nie cieszył, które było nawiązaniem do głosowania nad ustawami sądowymi. Jarek te słowa zapamiętał i nie chciał dawać już pretekstu do ich używania – opowiada jego znajomy.

Gowin grał twardo

Zanim Jarosław Gowin złożył dymisję, pokazał, że nie ulegnie przed groźbą rozbicia swojej partii. Postanowił iść za ciosem, sprzeciwiając się wyborom 10 maja. Świadczy o tym opublikowane przez dziennikarzy tvn24 nagranie rozmowy wicepremiera z prezydentami miast zrzeszonych w Związku Miast Polskich.To podczas niej Jarosław Gowin powiedział między innymi o tym, że przy stanie klęski żywiołowej państwo ma pieniądze na góra trzy miesiące oraz że epidemia będzie trwała jesienią albo wtedy powróci. – W dniu wyborów epidemia będzie w rozkwicie – mówił na nagraniu Jarosław Gowin.

Te słowa postawiły go w innej pozycji negocjacyjnej wobec Jarosława Kaczyńskiego. Po ich ujawnieniu wicepremier mógł zapowiedzieć prezesowi PiS, że nie może się ze swoich słów wycofać, a co za tym idzie z decyzji o tym, że wyborów w maju nie powinno się przeprowadzać. Ujawnione nagranie miało jeszcze jedne dodatkowy atut dla wicepremiera, bo na nim zdradzał, że państwa nie stać na przedłużający się stan klęski żywiołowej.

Co to oznacza? Prawdopodobnie forsowanie przez Jarosława Gowina kolejnego pomysłu przesunięcia wyborów, tym razem na sierpień. Przesunięcie terminu nie oznacza wcale, że nie będą się one odbywały w sposób korespondencyjny. Bo Jarosław Gowin jest w stanie poprzeć takie rozwiązanie, z zastrzeżeniem, że wybory będą jednak przełożone. Jak wynika z naszych informacji, jego opinia jest zgoda z opinią ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który nieoficjalnie już teraz sprzeciwia się terminowi majowemu. A oficjalnie w wywiadzie dla TVN24 zapowiedział, że wybory korespondencyjne uważa za dobry pomysł. – Możliwość przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych dla wszystkich, w całej Polsce, powinniśmy mieć. Bo być może przez rok czy półtora nie będziemy w stanie ich przeprowadzić w formule, w jakiej znaliśmy je przed koronawirusem – mówił Łukasz Szumowski.

Szumowski, Gowin, Morawiecki, miał być jeden front

Minister zdrowia zastrzegł, że rekomendację dotyczącą wyborów wyda, tak jak zapowiadał, w połowie kwietnia. W międzyczasie jednak razem z Jarosławem Gowinem mieli stworzyć wspólny front dotyczący terminu wyborów. Jak ustalił „Wprost”, w partii liczono, że Mateusz Morawiecki przekona prezesa PiS do przełożenia wyborów prezydenckich. Według naszych informacji premier jednak nie rozmawiał na ten temat z Jarosławem Kaczyńskim. – Mateusz jest jedyną osobą w PiS-ie, która może wpłynąć na decyzję prezesa. W partii oczekujemy, że twardo będzie obstawał za przełożeniem wyborów – mówi nam polityk PiS, który twierdzi, że w otoczeniu Kaczyńskiego nie ma osoby, która na poważnie myśli o tym, by wybory odbyły się 10 maja. – Tylko, że nikt z potakiwaczy prezesa nie powie mu, że się myli, z obawy, że prezes zapamięta, że w czasach politycznego kryzysu zamiast go wspierać, krytykowali, czyli go zdradzili – mówi jeden z polityków PiS. I dodaje: – Przecież o Gowinie prezes mówi: „Zdradził raz, zdradzi nas”.

Duda niezadowolony z propozycji Gowina

Swojego zdania na temat terminu wyborów nie wypowiedział jeszcze Andrzej Duda. Oczywiście w wywiadach prezydent wymijająco odpowiada, że wybory mogą odbyć się tylko wtedy, gdy zabezpieczone będzie zdrowie Polaków, ale ucieka od odpowiedzi na temat przesunięcia terminu wyborów. Niemniej, jak ustalił „Wprost”, propozycja Jarosława Gowina dotycząca przedłużenia kadencji Andrzeja Dudy do 2022 roku, bez możliwości kandydowania w wyborach, nie była konsultowana z prezydentem i nie została dobrze przyjęta przez niego i jego otocznie. Została uznana za krzywdzącą.

– Andrzej wciąż ma realną szansę wygrać te wybory i być prezydentem przez dwie kadencje, tymczasem Gowin chciał mu tę szanse odebrać, by wyjść z twarzą z politycznego sporu z Kaczyńskim – opisuje polityk z otoczenia prezydenta. Co ciekawe, propozycja Jarosława Gowina, która zamykałaby możliwość ponownego startu na urząd Andrzeja Dudy, spodobała się Zbigniewowi Ziobro. „To nie jest czas na kampanię wyborczą, więc najlepiej przełóżmy to na te dwa lata do przodu albo załatwmy jak najszybciej (…)” – mówił pytany o termin wyborów Zbigniew Ziobro w TVP Info.

Nastrój Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński jeszcze w piątek rano przekonywał, że wybory prezydenckie powinny odbyć się 10 maja. Skąd u prezesa PiS upór w forsowaniu takiego terminu wyborów? – Jarosław Kaczyński chce mieć prezydenta, który będzie popierał „dobrą zmianę”. Mało interesuje go, jak duża będzie frekwencja w wyborach i jak silny mandat uzyska Duda. I czy będzie nazywany prezydentem z koperty. Prezes nie rozumie, jak to jest być popularnym, lubianym politykiem, bo sam królował w rankingach nieufności przez lata – zdradza polityk PiS-u.

Podejście Jarosława Kaczyńskiego jest obce prezydentowi, który swój wizerunek budował w oparciu o popularność. – Andrzej nie potrafiłby funkcjonować w warunkach, w których społeczeństwo nie akceptowałoby sposobu jego wyboru na prezydenta. Jest przyzwyczajony do otwartych spotkań z ludźmi. Część z nich się z nim zgadza, cześć nie, ale nikt teraz nie podważa, że w normalnych warunkach został wybrany na prezydenta. W sytuacji, w której wybory odbywałyby się w szczycie epidemii, przy braku możliwości prowadzenia kampanii przez kontrakandydatów Dudy, takie głosy ze strony ludzi były codziennością – opowiada osoba z otoczenia prezydenta. Wciąż w kierownictwie PiS nie zapadła decyzja dotycząca terminu wyborów. Jarosław Kaczyński uzależnia ją od rekomendacji ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, która będzie w połowie kwietnia.

Źródło: Wprost