Podrabiają dokumenty, biorą 1500 euro. Fałszywy zakon dalej działa w Warszawie

Podrabiają dokumenty, biorą 1500 euro. Fałszywy zakon dalej działa w Warszawie

Lech Kokosa, zdjęcie pochodzi ze strony Joannici.eu
Lech Kokosa, zdjęcie pochodzi ze strony Joannici.eu 
Miesiąc temu opisywaliśmy historię nieistniejącego zakonu Joannitów, który działa na warszawskim Wawrze. Fałszywy ksiądz bierze półtora tysiąca euro od obcokrajowców za legalizację ich pobytu w Polsce. Powołuje się na wpływy w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim. Z Białorusinów i Ukrainek robi braci i siostry w zakonie, który nie istnieje.

Wracamy do sprawy ojca Leonarda Kokosy, a tak naprawdę Lecha Kokosy, byłego księdza kościoła polskokatolickiego, który lata temu został wydalony ze stanu kapłańskiego. Fałszywy ksiądz podaje się za prowincjała Zakonu św. Jana Jerozolimskiego (Joannici). Za pieniądze robi z obcokrajowców braci i siostry zakonne oraz studentów seminarium duchownego, które prowadzi ten sam zakon. Kokosa wręcza im też legitymację studencką: ze zdjęciem i pieczątką na pięć lat. Problem w tym, że ani zakonu, ani uczelni nie ma w oficjalnych rejestrach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Do „Wprost” zgłosiło się kilku młodych Ukraińców i Białorusinów, którzy czują się poszkodowani działalnością księdza. Obiecywał im legalizację pobytu w Polsce, za co brał nawet 1,5 tys. euro. Jednak po jego interwencji cudzoziemcy nadal mieli nieuregulowany status na terenie Polski. Część z nich została nawet deportowana.

Czytaj też:
Ojciec Leonard od oszustw

W lutym tego roku przeprowadziliśmy dziennikarką prowokację. Na naszą prośbę dwóch Białorusinów umówiło się z Kokosą na spotkanie w rzekomej siedzibie zakonu. Jednego z nich fałszywy ksiądz znał, drugi miał być „nowym klientem”.

Dom Kokosy na warszawskim Wawrze. Stanisław mówi, że niedługo kończy mu się wiza. Pyta, na jak długo mógłby uzyskać pobyt w Polsce.

Kokosa: „Pani dyrektor w ogóle ze mną nie rozmawia na ten temat, więc musi zapadać decyzja gdzieś wyżej. Ona podpisuje ostatni dokument, że wszystko się zgadza. Mnie nawet jest głupio pytać, dlaczego jeden dostaje na rok, a drugi na trzy lata”.

Michaił: „A to ta pani Agata, tak?”

Kokosa: „Tak. Wysłałem Ci dzisiaj SMS-a. To od niej był SMS. Zawsze mówi «Szczęść Boże», taka pobożna kobieta. No i dobrze, że pobożna, a nie komunistka”.

Z dyrektor Agatą Ewertyńską spotykamy się w Wydziale Spraw Cudzoziemców przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie. Odtwarzamy jej nagranie ze słowami Lecha Kokosy.

– Nie znam tej osoby, nigdy nie wysyłałam do niej żadnych wiadomości – mówi.

Pokazujemy jej pismo, które Lech Kokosa miał wysłać na jej biurko.

Agata Ewertyńska: Prowadzonych jest obecnie ok. 22 tys. spraw dotyczących wniosków o pobyt. Trudno teraz mi odpowiedzieć czy takie pismo wpłynęło.

– Przez pani ręce przechodzi każdy wniosek o pobyt, jak mówił Kokosa?

– To nieprawda, fizycznie to byłoby niemożliwe.

Dyrektor cała sytuacja jednak nie dziwi. Mówi, że wiele przedstawicieli firm pośredniczących w legalizacji pobytu dla cudzoziemców twierdzi, że ją zna. Powoływanie się na znajomość z dyrektorem Wydziału Spraw Cudzoziemców ma przyciągnąć klientów. Opowiada historię, jak schodzi z drugiego piętra, gdzie ma gabinet, na parter, gdzie pełnomocnicy przychodzą z obcokrajowcami składać wnioski o pobyt: – Nie widziałam nigdy tych ludzi na oczy, a wszyscy mówią: „Dzień dobry Pani Dyrektor”. W ten sposób pokazują swojemu klientowi, że się ze mną znają, a to nieprawda! Może zabrzmi to niegrzecznie, ale przestałam już komukolwiek odpowiadać na dzień dobry, żeby się nie spoufalać.

Zapowiada, że w sprawie wniosków, o których mowa, powiadomi Straż Graniczną. Na nasza prośbę ustalono, że do Wydziały Spraw Cudzoziemców wpłynęło 12 wniosków z adresem nieistniejącego zakonu Kokosy.

Czytaj też:
Fałszywy ksiądz z Warszawy legalizował za 1500 euro pobyty cudzoziemców w Polsce. Robił z nich zakonników

Miesiąc temu próbowaliśmy skontaktować się z ojcem Leonardem i innymi przedstawicielami zakonu Joannitów. Jeden z ojców odpisał na nasze prośby o kontakt, żebyśmy odpowiedzi poszukali u Belzebuba.

Dzisiaj nadeszła do nas kolejna wiadomość. Joannici dziękują za promocję, jaką mieliśmy im zrobić tamtym artykułem.

Cytujemy całą wiadomość: "Szczęść Boże! Chciałbym podziękować za wspaniałą i bezpłatną reklamę naszego Zakonu. Po plugawym i kłamliwym artykule, jak dotąd zgłosiło się do nas 39 kandydatów do Zakonu. Zamierzonego celu nie osiągnęliście. Kirgizi nie wystąpili, a liczna grupa Polaków wstąpiła. Jeszcze raz dziękuję z całego serca. Niech Bóg ma was w Swojej opiece".

Pod wiadomością podpisał się Ojciec Henryk.

Źródło: Wprost