„O swoim życiu mówiła jak o paśmie traum”. W tych krajach woda to towar deficytowy

„O swoim życiu mówiła jak o paśmie traum”. W tych krajach woda to towar deficytowy

Relacja z Sudanu Południowego
Relacja z Sudanu Południowego Źródło: Rafał Grzelewski / PAH
Zmiany klimatu odciskają piętno na życiu codziennym mieszkańców Sudanu Południowego i Somalii. Rzecznik PAH w wywiadzie dla Wprost.pl opowiada, dlaczego w tych krajach woda jest „zbawieniem i przekleństwem”. – My, tu, w krajach Północy, w ogóle wody nie dostrzegamy. Traktujemy ją jak coś oczywistego, niemalże jak powietrze, którym oddychamy. Woda jest wszędzie, płynie w każdym kranie. Natomiast dopiero tam, gdzie deficyt wody jest czymś namacalnym, odczuwalnym przez każdego, widzi się, jak bardzo ludzkie życie jest od niej uzależnione – powiedział Rafał Grzelewski.

Magdalena Frindt, Wprost.pl: Temat dotyczący zmian klimatu – chociaż wciąż na uboczu – jest obecny w debacie publicznej. Ze wzmożoną siłą wraca, gdy aktywiści przygotowują widowiskowe akcje. Wątek ten przewijał się również w kampanii prezydenckiej w Polsce. Chociaż przejawy zmian klimatycznych widzimy już na terenie kraju, są państwa, w których ich następstwa są zdecydowanie bardziej nasilone. Jak przedstawia się sytuacja w Sudanie Południowym oraz Somalii? Z jakimi problemami na co dzień mierzą się mieszkańcy? Co im najbardziej doskwiera?

Rafał Grzelewski, rzecznik PAH: Rzeczywiście już w Polsce możemy na własne oczy obserwować efekty zmian klimatycznych. Bywa, że czasami brakuje wody w kranie, tak jak w zeszłym roku w Skierniewicach. Natomiast w krajach Południa, takich jak chociażby Somalia czy Sudan Południowy, gdzie działa PAH, skutki rozchwianego klimatu są o wiele bardziej głębokie i dotkliwe dla mieszkańców. Są to kraje, które w znacznej mierze zależą od rolnictwa, a rolnictwo tam z kolei jest bardzo uzależnione od opadów, więc przedłużające się okresy suszy i ekstremalnie wysokich temperatur, na zmianę z ulewami i powodziami, powodują, że ludziom coraz trudniej jest cokolwiek wyhodować. Susza powoduje, że rośliny błyskawicznie giną. Padają też zwierzęta gospodarskie, bo nie ma ich czym napoić.

Susze oczywiście zdarzały się wcześniej, ale w ostatnim czasie występują częściej i niestety na zmianę z powodziami. Kiedy byłem w Somalii w zeszłym roku, jeden z naszych lokalnych pracowników skarżył mi się, że w Somalii są teraz albo susze, albo powodzie. I nic pomiędzy. A trzeba zaznaczyć, że powodzie w tamtych rejonach mają naprawdę niszczycielską siłę. Pod koniec ubiegłego roku w Sudanie Południowym doszło do powodzi, w wyniku której poszkodowanych zostało blisko milion osób, a ponad 400 tys. straciło dach nad głową. Woda, oprócz tego, że pozbawia ludzi domów i upraw, czyli de facto źródła utrzymania, sama stanowi wielkie zagrożenie epidemiologiczne, bo fala zalewa też latryny. Powszechne są ciężkie i często śmiertelne choroby takie jak ostra wodnista biegunka, cholera, czerwonka czy tyfus. To też idealne środowisko do lęgnięcia się komarów malarycznych. Pozbierać się po takiej powodzi, odbudować życie, jest bardzo trudno, bo mówimy o jednych z najbiedniejszych krajów świata, gdzie ludzie najczęściej zdani są sami na siebie.

Czy mieszkańcy Sudanu Południowego i Somalii są skorzy do zwierzeń? Czy któraś z rozmów z nimi zapadła Panu w pamięć?

Mam przed oczami mnóstwo rozmów z poszkodowanymi ludźmi. Niektórzy chętnie opowiadają o swoich doświadczeniach, potrzebują, żeby ktoś ich wysłuchał. Są bardzo świadomi, że doniesienia z ich państw, jakkolwiek dramatyczne, bardzo rzadko trafiają do głównych przekazów medialnych. Żyją w zapomnianych i pomijanych rejonach świata.

Długo wspominałem rozmowę z kobietą, która o swoim życiu mówiła jak o paśmie traum. Żyje w nieustannym zagrożeniu i obawie o życie, bo w kraju wciąż toczy się konflikt zbrojny. Boi się, że jeśli ona lub ktoś z jej otoczenia zostanie postrzelony lub raniony, to nie będzie jak mu pomóc, bo w okolicy nie ma lekarzy. Boi się też, że to poletko wokół jej domu, główne źródło jedzenia, zniszczy powódź i nie będzie po prostu czego jeść. Wtedy trzeba będzie iść do miasta, zamieszkać w obozie, ale w obozach jest z kolei wielkie przeludnienie, a ludzie mają słuszne obawy przed i innymi chorobami, które łatwo tam złapać. To są miejsca, gdzie życie w ogóle jest bardzo kruche. Wystarczy niewielki wstrząs, żeby je wywrócić do góry nogami. Łatwo stracić dom, dobytek całego życia, źródło utrzymania. Nieskomplikowane z punktu widzenia medycyny problemy zdrowotne mogą okazać się tragiczne w skutkach, bo brakuje leków i lekarzy. Więc życie jest szalenie trudne, ale ludzie na przekór wszystkiemu szukają normalności. Starają się przetrwać, ale też zakładają rodziny, pracują, bawią się. Nie mają dużych marzeń. Ci którzy trafili do obozów dla osób wewnętrznie przemieszczonych, chcą tylko wrócić do domów i znów być z rodziną.

Mówi Pan, że woda w tych krajach jest „zbawieniem i przekleństwem". Dlaczego?

Mówię tak powtarzając za mieszkańcami Sudanu Południowego czy Somalii. Woda jest zbawieniem, gdy jest czysta, bezpieczna, jest blisko, można ją pić i używać w domu. To niestety wciąż jest przywilej dostępny dla nielicznych. Takiej wody brakuje, a jest to klimat gorący, w którym bardzo chce się pić, więc ludzie z desperacji po prostu korzystają z takiej wody, jaką mają dostępną. Najczęściej są to rzeki, rozlewiska, jeziora, pozostałości po wodzie powodziowej. To jest woda, w której wprost roi się od różnego rodzaju patogenów. Nie znam nikogo, kto nie skarżyłby się na jakieś komplikacje zdrowotne po kontakcie z tą wodą. Natomiast wody bezpiecznej, uzdatnionej, jest tak mało, że ci, którzy mają do niej dostęp są naprawdę w bardzo uprzywilejowanej pozycji. Na przykład w Sudanie Południowym tych ludzi jest niespełna 40 proc.

My, tu, w krajach Północy, w ogóle wody nie dostrzegamy. Traktujemy ją jak coś oczywistego, niemalże jak powietrze, którym oddychamy. Woda jest wszędzie, płynie w każdym kranie. Natomiast dopiero tam, gdzie deficyt wody jest czymś namacalnym, odczuwalnym przez każdego, widzi się, jak bardzo ludzkie życie jest od niej uzależnione.

W krajach, w których woda jest towarem deficytowym, jej zdobywanie odciska piętno na organizacji życia codziennego. Jak wygląda podział ról w rodzinach w Sudanie Południowym i Somalii? Czy problem zdobywania wody jest jedynie „na głowach kobiet”? Jak to przekłada się na ich życie?

Tradycyjnie to właśnie kobiety są odpowiedzialne za przynoszenie wody. W ogóle o tej czynności mówi się „to harvest water", czyli wodę traktuje się tak jak zbieranie plonów, to jest duży wysiłek fizyczny. Nie w każdej miejscowości są studnie, więc bardzo powszechnym widokiem w wielu krajach Afryki są kobiety niosące wodę na głowie albo na plecach. To jest zadanie, które ma bardzo poważne konsekwencje – droga jest długa, wiedzie przez busz albo wysokie trawy, jest wtedy duże ryzyko napadu, zranienia, gwałtu. Niestety bardzo wiele kobiet tego w swoim życiu doświadcza. Codzienne przynoszenie wody odciąga też od nauki dziewczynki. W niektórych domach nie mogą chodzić do szkoły, bo muszą pomagać w przynoszeniu wody. Z kolei dorosłe kobiety nie mają szansy na podjęcie pracy zarobkowej.

Brak czystej wody odbija się też zdecydowanie mocniej zdrowotnie na kobietach niż na mężczyznach. Trudno mówić o zdrowych warunkach, gdy brakuje wody w czasie ciąży, porodu, wychowania dzieci czy w związku z higieną menstruacyjną.

Uważa Pan, że zarówno Sudan Południowy jak również Somalia, w kontekście zmian klimatycznych, są podwójnie pokrzywdzone.

Mówiąc wprost – płacą cenę za cudze wybory. To są kraje, które w znikomym stopniu przyczyniają się do emisji gazów cieplarnianych, ale to właśnie tam efekty globalnych zmian klimatycznych są najbardziej widoczne. Wspomniane wcześniej przedłużające się susze, powodzie, cyklony, huragany, to niestety zmory trapiące przede wszystkim mieszkańców stref zwrotnikowych. Jednocześnie możliwości radzenia sobie, czy przeciwstawiania się tym zmianom, na poziomie społeczeństw czy państw, są bardzo ograniczone. Jak do wszystkiego, także i w tej sytuacji powstał tzw. wskaźnik wrażliwości na zmiany klimatyczne, który szereguje wszystkie kraje na świecie wedle podatności na wpływ zmian klimatycznych. Pierwszych pięć pozycji w rankingu, z wyjątkiem Haiti, zajmują kraje afrykańskie, w tym Sudan Południowy.

Zapytałem kiedyś uczniów jednej ze szkół w Sudanie Południowym, jak oni się z tym czują, że to właśnie ich kraj ponosi największe skutki wyborów konsumpcyjnych wielkich światowych gospodarek. Ich odpowiedź trochę mnie zaskoczyła, bo nie było tam goryczy. Mówili, że taka jest rzeczywistość, niewiele mogą z tym zrobić, ale trzeba robić tyle, ile człowiek może. Więc na przykład sadzili drzewa w swojej okolicy, bo uważają, że każdy jest odpowiedzialny za swój kawałek planety. Bardzo to była budująca postawa.

W jaki sposób Polska Akcja Humanitarna stara się wesprzeć mieszkańców krajów, które zmagają się z brakiem wody? Co macie Państwo w planach, a co już zrobiliście?

W Somalii i Sudanie Południowym specjalizujemy się w dostarczaniu ludziom wody i zapewnianiu odpowiednich warunków sanitarnych. W praktyce wygląda to tak, że w Sudanie Południowym wiercimy głębokie studnie, niektóre mają nawet 80 metrów głębokości. W Somalii woda jest dużo płycej, tam najczęściej pracujemy w obozach dla osób wewnętrznie przemieszczonych. Woda, która płynie z tych ujęć nadaje się już bezpośrednio do picia. Przygotowując wiercenie, zawsze planujemy tak, żeby ludzie w okolicy mieli do studni najwyżej 500 metrów od domów. Dzięki temu kobiety i dziewczynki mają czas na pracę czy szkołę, a przede wszystkim jest dla nich bezpieczniej. Zawsze też przy okazji wierceń budujemy latryny i szkolimy mieszkańców z zasad zachowania higieny. Zostawianie ludzi tylko z dostępem do wody, bez zapewnienia im warunków do utrzymania prawidłowej higieny, byłoby niepełne. W klimacie tropikalnym naprawdę wystarczy mały błąd, małe niedopatrzenie, żeby złapać jakąś chorobę. Wystarczy zapomnieć umyć rąk, coś do wody wpadnie, mucha usiądzie na wiadrze bez przykrywki i łatwo narazić się na chorobę, którą potem też łatwo przekazać innym. Dlatego trzeba działać kompleksowo.

Zapewniamy też dostęp do wody w szkołach i szpitalach, bo trudno wyobrazić sobie działanie tych instytucji bez wody. W ogóle temat dostępu do wody jest w krajach, w których pracujemy, absolutnie fundamentalny, a prognozy klimatyczne wskazują, że potrzeby będą rosły. Chcielibyśmy być optymistami, chcielibyśmy móc się skupiać na pomocy innego rodzaju, takiej, która nie służyłaby tylko przetrwaniu i to też czynimy. Ale woda to wciąż priorytet.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Wesprzyj PAH i jej działania związane z dostępem do wody:

  • wpłacając na konto PAH nr 02 2490 0005 0000 4600 8316 8772 z dopiskiem „WODA 2020"

Czytaj też:
Uchodźcy w obliczu pandemii koronawirusa, niepokojąca sytuacja w Afryce. „Są powody, żeby bić na alarm”

Galeria:
Sudan Południowy i Somalia. W tych krajach woda to towar deficytowy